Planowałem ten cykl jako blogową zapchajdziurę, w związku z czym wydawało mi się, że będzie się często pojawiał, ale wczoraj zorientowałem się, że przez cały rok nie zagościł tu w ogóle. Oczywiście, postanowiłem to zmienić.
Z ostatniego odcinka moglibyście wyciągnąć wniosek, że jako nastolatek niczego nie robiłem poza oglądaniem telewizji. Miało to swoją ponurą przyczynę - w tym czasie często chorowałem i nawet w szkole pojawiałem się nieregularnie.
Wątpiłem już, czy ten cykl kiedykolwiek powróci, jednak konieczność napisania kilku słów na temat historii drużyny piłki nożnej plażowej prowadzonej przez tatę obudziła we mnie wspomnienia. Poza tym - wznawianie bloga po tak długiej przerwie kolejnymi tłumaczeniami piosenek byłoby pójściem na łatwiznę :)
Czy warto pisać o książce, której premiera miała miejsce 4 miesiące temu (dokładnie 20 kwietnia), a chwalili ją już Piotr Kaczkowski w eterze Trójki i Wiesław Weiss w Teraz Rocku? Warto, jeżeli traktuje o The Smiths, a tym bardziej, gdy jej autorem jest mój kolega (i niedawny solenizant), dziennikarz portalu Antyradio.pl Maciej Koprowicz.
Często skarżę się Wam, że nie nadążam za interesującymi polskimi premierami, ponieważ musi minąć trochę czasu, zanim uwierzę nowym internetowym hype'om. Tym bardziej cieszę się, że piosenkę, o której chcę napisać, poznałem tylko z kilkutygodniowym opóźnieniem, ponieważ ten blog powstał z myślą o propagowaniu właśnie takich kawałków!
Peter Schilling - The Different Story (World of Lust and Crime)
W pierwszym odcinku nowego cyklu wspominałem o Peterze Schillingu - najbardziej znanym ze swojego hołdu dla Davida BowiegoMajor Tom (Coming Home) z 1983 r.
CRIMER to pseudonim szwajcarskiego muzyka Alexandra Frei (podobieństwo do personaliów jednego z najlepszych piłkarzy w historii tego kraju jest prawdopodobnie przypadkowe).
Pozostajemy w świecie spokojnej, romantycznej muzyki elektronicznej z wyraźną nutą retro, ponieważ pod koniec marca chyba najlepszą piosenką w swojej karierze podzielił się duet joan. ze stolicy amerykańskiego stanu Arkansas.
Chad Valley był jednym z czołowych artystów popularnego (choć może powinienem raczej napisać "głośnego", ponieważ częsta obecność na różnych blogowych playlistach w ogóle nie przekładała się na listy przebojów) na początku tej dekady elektronicznego nurtu chillwave.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem country-popową wokalistkę Kacey Musgraves na okładce Billboardu w związku z jej rolą supportu na trasie Katy Perry, wydawało mi się, że nigdy nie będę miał motywacji, aby dowiedzieć się o niej czegoś więcej niż to, że jest atrakcyjną kobietą.
Z każdym rokiem coraz więcej konsumentów muzyki popularnej narzeka, że wszystko, co dobre, zostało już nagrane, a obecnie w airplayu rządzi kicz i kakofonia. Czytałem wiele takich opinii na forum.80s.pl, ale podobnie nostalgiczny punkt widzenia prezentują często fani dźwięków z lat 90. XX wieku oraz coraz więcej starszej młodzieży dojrzewającej na przełomie stuleci.
Unmasked: The Platinum Collection to wydana 16 marca składanka największych przebojów potentata brytyjskiego musicalu Sir Andrew Lloyda Webbera. Znalazły się na niej legendarne utwory m.in. z Jesus Christ Superstar, Kotów i Upiora w operze, a także nowa wersja You Must Love Me z Evity wyśpiewana przez Lanę Del Rey.
Podobno artyści nie znoszą być porównywani do rywali/kolegów z branży. Nie da się jednak ukryć, że najłatwiej rozpocząć poszerzanie znajomości muzyki od szukania dźwięków podobnych do tych, które już znamy.
Manchester act Pale Waves got to #94 in my Best Singles of 2017 ranking with There's a Honey and to #115 with Television Romance. So in my music world they are more bridesmaids than brides so far (or...should I say - the corpsebrides?) but they keep releasing quality tunes. They're so good that you can expect higher placings for them in my 2018 recaps.
Po koncercie Jessie Ware (myślę tu o rozgrzewce serwowanej przez DJ-a Torwaru) i seansie Black Panther człowiek czuje, że mógłby całe życie słuchać A Tribe Called Quest na przemian z Talibem Kwelim, ale na razie będę trzymał się planu :)
Yumi Zouma to jedyna formacja, która w tym roku miała realną szansę na umieszczenie dwóch płyt w rankingu (szczegóły niżej)
Wiem, że w trudno to uwierzyć, ale zestawienie moich ulubionych płyt poprzedniego roku zarówno w 2015, jak i w 2017 r. opublikowałem tego samego dnia - 7 marca. W 2016 r. nie było go w ogóle (pewnie w tym roku wreszcie to nadrobię).
Tak jak obiecałem - dziś po raz pierwszy coś wydanego po 1 stycznia 2018 r. Byłem bliski dość standardowego wyboru (Feel the Love Go Franz Ferdinand), ale "Franze" wciąż mają sporo fanów w Polsce, więc zostawiam zachwyty im, a sam postawiłem na coś mniej oczywistego.
Najnowsza piosenka The Wombats Cheetah Tongue nie wywarła na mnie większego wrażenia, za to wciąż chętnie słucham poprzedniego promo tracka Turn. Porównałem go w rankingu ulubionych singli 2017 do Jump Into the Fog, chociaż chyba lepszym punktem odniesienia było My Body Is a Weapon.
Korine - gdyby utworzyć na podstawie tych 125 utworów ranking artystów, wylądowaliby na drugim miejscu (za Laną Del Rey)
W tym roku tworząc ranking ulubionych singli trafiłem na nieznane wcześniej wyzwanie - musiałem w miarę sprawiedliwie ocenić kilkadziesięć utworów, które na bieżąco selekcjonowałem wrzucając do nich linki na Twitterze i Facebooku, a jeżeli bardzo mi się podobały - dodając do playlisty Elektroenergii na Spotify, jednak brakowało mi ściągi w postaci lokat na prywatnej liście przebojów, ponieważ we wrześniu zaprzestałem jej prowadzenia. Być może nie zauważycie tych dylematów, gdyż niestety co roku opublikowane później piosenki mają mniej szanse na zapisanie się w pamięci, więc zajmują niższe lokaty, co pewnie widać w "nieszczęśliwej dwudziestce piątce" kawałków, którym niewiele brakowało do zmieszczenia się w pierwszej setce.
Wiadomo, na co tak naprawdę czekacie - na post z rankingiem moich ulubionych singli 2017 r. Ciekawi mogą sprawdzić wyniki na Twitterze i Facebooku. Tyle nagłówkowałem się nad kolejnością, że muszę na jakiś czas odpocząć o tematu. Wciąż zastanawiam się nad trafnym oddaniem moich opinii w słowach, więc ten tygodnik będzie wyjątkowo krótki.
This blog used to specialize in euphoric, vaguely retro electropop, but acts that revel in such sounds don't surprise me positively so often anymore. Many budding electronic artists seem to be entirely engulfed with gimmicky bloops those days - sometimes entirely forgetting to write, ahem, good songs. But these are still some ways to stand above the crowd. What about...meaningful lyrics maybe?