Friday, February 23, 2018

Ranking: Top ulubionych albumów z 2017

Yumi Zouma to jedyna formacja, która w tym roku miała realną szansę na umieszczenie dwóch płyt w rankingu (szczegóły niżej)

Wiem, że w trudno to uwierzyć, ale zestawienie moich ulubionych płyt poprzedniego roku zarówno w 2015, jak i w 2017 r. opublikowałem tego samego dnia - 7 marca. W 2016 r. nie było go w ogóle (pewnie w tym roku wreszcie to nadrobię).
Dlatego ogromnie się cieszę, że tym razem udało mi się skończyć dwa tygodnie wcześniej, ponieważ to nie był rok, w którym miałem czas na słuchanie płyt. Z winy pracy, podróży, życia towarzyskiego nie udało mi się żadnej przesłuchać dwa razy przed Nowym Rokiem. Z przyjemnością nadrobiłem zaległości dopiero w kolejnych miesiącach - na tyle intensywnie, że po raz pierwszy od pięciu lat mogę Wam zaprezentować Top 60! Podobnie jak w 2012 (a właściwie 2013) r. potraktujemy ostatnią dziesiątkę jako zaplecze (stąd brak komentarzy).

Można się oczywiście zastanawiać, czy poza aspektem zabawowym warto publikować taki ranking dzień po BRIT Awards, kiedy wszyscy żyją już wydarzeniami 2018 r. Wydaje mi się, że po kilku latach ten post powie mi więcej o wartej zapamiętania muzyce niż przeglądanie zestawień sporządzanych przez branżowe media. Moim zdaniem jest w nich wiele owczego pędu - trudno mi uwierzyć, że wszystkie anglosaskie publikatory szczerze kochają Kendricka Lamara, sZa albo Lorde (ją szczególnie, jej fanklub to poziom sekciarstwa właściwy chyba tylko hipsterskim wielbicielom Carly Rae Jepsen). Nie zgłębiam tych topów także dlatego, że figuruje w nich zbyt wielu przedstawiciei gatunków, które mnie nie interesują, np. Americana. Wolę posłuchać rad znajomych, które potrosze ukształtowały poniższą listę. 

60. Indochine - 13
59. Brett - Brett
58. niXes - niXes
57. Everything Everything - A Fever Dream
56. Nite Jewel - Real High
55. Steven Wilson - To The Bone
54. Sébastien Tellier - A Girl Is a Gun OST
53. Tomas Barfod - Paloma
52. You'll Never Get To Heaven - Images
51. Sabrina Claudio - About Time
50. The Chain Gang of 1974 - FELT
49. Jordan Rakei - Wallflower
48. Syd - Fin
47. The Killers - Wonderful Wonderful
46. Cults - Offering

45. Kelly Lee Owens - Kelly Lee Owens
Trochę nie doceniam takiej muzyki, porównywanej przez niektórych z Kate Bush, ale możliwe, że dojdę do tego etapu. Throwing Lines najbardziej przypomina tradycyjne piosenkopisarstwo.
44. Daria Zawiałow - A Kysz!
Łatwo prawić o kontinuum Kasia Nosowska-Mela Koteluk-Daria Zawiałow, jednak słyszę tu też następczynię Kasi Kowalskiej. Sensowna muzyka gitarowa w stylu lat 90. i polskie teksty, które nie doprowadzają do zgrzytania zębami
43. Lindsey Buckingham & Christine McVie - Lindsey Buckingham/Christine McVie
Prostota tych kawałków miejscami wydaje się nieco infantylna, jednak to wciąż mistrzowie melodii, nawet w dwuosobowym składzie.
42. Explorers - Explorers
Zdecydowanie najlepsza ubiegłoroczna płyta electro nowej przygody.
41. Espen Kraft - Those Days
Muzyka dla miłośników gier komputerowych i soundtracków lat 80. Porównywanie jakiegokolwiek norweskiego wokalisty do Mortena Harketa wydaje się banalne, ale nie musi być przesadzone.
40. Black Kids - Rookie
Niespodziewany powrót wyśmiewanych przez krytyków one-hit-wonders po około dziesięciu latach milczenia. Nawet mniej melodyjne utwory z końcówki krążka intrygują, nie można przegapić także pełnokrwistego bangera Natural Born Kissers.
39. Best Youth - Highway Moon
Trochę niedoceniony przez świat dream pop, ale jestem pewny, że nie powiedzieli ostatniego słowa.
38. Anna of the North - Lovers
Chłodna Skandynawka to archetyp już mocno zakorzeniony w electro-popie. Wygląda na to, że ta ma szanse na światową karierę (nawet jeżeli ograniczy się ona do eksponowanych featuringów i/lub remiksów).
37. Airiel - Molten Young Lovers
Potężnie brzmiący shoegaze, powinien spodobać się tym, którzy z mojego ubiegłorocznego podsumowania wyłowili Nothing. Głos Jeremy'ego Wrenna rozkosznie przypomina Neila Tennanta.
36. Ten Fé - Hit the Light
W licznych utworach słychać inspirację Bruce'm Springsteenem, ale na szczęście na tym pomysłu duetu na siebie się nie kończą.
35. Lindstrøm - It's Alright Between Us As It Is
Wita nas dość popowo brzmiąca elektronika, która następnie ustępuje miejsca bardziej ekscentrycznym dźwiękom.
34. Saint Etienne - Home Counties
Jeden z moich znajomych zarzekał się w połowie roku, że nic lepszego przed Sylwestrem już nie powstanie. Jak łatwo się domyślić, nie zgadzam się z nim (sam być może zmienił zdanie pod wpływem Sparks), ale trio niewątpliwie zadbało o przygotowanie wciągająco eklektycznego materiału (jest nawet akcent latynoski).
33. Kyle Dixon & Michael Stein - Stranger Things, Vol. 2 OST
Chwaliłem już s u r v i v e, teraz nadeszła pora na docenienie muzyki czysto filmowej. Można oglądać bez znajomości serialu; będzie Wam trudno wyrzucić z pamięci choćby Soldiers.
32. Tori Amos - Native Invader
Być może niewielu się tego spodziewało, jednak znalazło się miejsce w rankingu także dla tych spokojnych, wysmakowanych medytacji nad naturą ludzkości i przyrody.
31. Cut Copy - Haiku from Zero
Australijczycy na każdej płycie dowodzą, że nikt tak dobrze nie gra muzyki Cut Copy jak...Cut Copy.
30. Blondie - Pollinator
Wielu wykonawców, którzy święcili triumfy na przełomie lat 70. i 80. próbuje odzyskać wigor zapraszając do nowych projektów młode gwiazdy. Grupie Debbie Harry udało się to wyjątkowo dobrze.
29. The War on Drugs - A Deeper Understanding
Tego longa pierwotnie miało nie być w zestawieniu. Bazowanie w nieskończoność na koncepcji "wyobraźmy sobie, jak Bruce Springsteen śpiewa Walk of Life Dire Straits" zaprowadziło już w ślepy zaułek Future Islands. Tu też jest niebezpiecznie blisko zjadania własnego ogona, ale kolejne przesłuchania ujawniły więcej smaczków produkcyjnych.
28. Manchester Orchestra - A Black Mile to the Surface
Tegoroczny przedstawiciel muzyki brodato-patetyczno-islandzkiej w rankingu.
27. Kari - I Am Fine
Wydaje mi się, że to concept album o grupie młodzieży, kóra jechała na zlot fanów Florence & Machine, ale zgubili się, trafili na imprezę z muzyką house i dobrze się bawili :)
26. Sparks - Hippopotamus
Wciąż aktywni, wciąż kipią pomysłami. Miarą klasy tego krążka jest fakt, że chyba nigdy nie zdecyduję się, jaki jest mój ulubiony numer z niego - aktualnie jest to When You're a French Director.
25. Shout Out Louds - Ease My Mind
Na pewno w jakimś stopniu jest to lokata po znajomości, bo kibicuję Szwedom od dekady, ale nigdy mnie nie zawodzą.
24. Yumi Zouma - Willowbank
Niewiarygodnie płodny zespół - w tym roku wydali także własną wersję (What's The Story) Morning Glory Oasis. Może się wydawać, że spadek o szesnaście miejsc w porównaniu z "jąkałą" to poważna degradacja, jednak to wciąż jeden z najlepszych dream popowych zespołów świata.
23. Nite - Reborn
Jeden z najbardziej obiecujących nowych projektów nawiązujących do brzmień new wave. Ciekawe, czy pójdą w bardziej wygładzone dźwięki, czy pozostaną przy chropawej garażowości.
22. Snoh Aalegra - FEELS
Kto by pomyślał, że wokalny duch Michaela Jacksona inkarnuje się w Szwedkę irańskiego pochodzenia? Promień słońca rozjaśniający klaustrofobiczny krajobraz współczesnego r&b.
21. Alex Cameron - Forced Witness
Australijski piosenkarz wybrał sobie ciekawą niszę - śpiewa kawałki o obleśnych facetach stylizowane na radiowy pop-rock lat 80. Można się zastanawiać, na ile da się traktować taką kreację poważnie, ale muzycznie wciąga.
20. Thundercat - Drunk
Zdecydowanie najzabawniejsza płyta w rankingu. Po przesłuchaniu będziecie mimowolnie miauczeć :) Inne atuty to oczywiście wokalny i instrumentalny talent autora oraz morze słodyczy odmiennej od tej, którą oferuje electro nowej przygody.
19. Baio - Man of the World
Basista Vampire Weekend na swój sposób mierzy się z problemami pierwszego (i nie tylko) świata. Omal nie stworzyłem kolejnego przez pomyłkę oznaczając na Twitterze Scotta Baio (amerykański aktor serialowy wyjątkowo zakochany w Donaldzie Trumpie).
18. Kasabian - For Crying Out Loud
Coś do ryczenia na trybunach dla kibiców, coś do tańca - to przepis na sukces płyty rockowej w dzisiejszych czasach. Niechęć do przyjęcia takich reguł gry może być powodem, dla którego nie zanosi się na powrót Oasis.
17. Curtis Harding - Face Your Fear
I remember, I remember when I lost my mind...It's gonna be a lovely day - tak najkrócej można opisać skojarzenia, jakie budzi we mnie głos tego pana.
16. Marnie - Strange Words and Weird Wars
Wyborna kolekcja chłodnego electro jak z koszmarnego, ale na swój sposób baśniowego snu. Życzę z całego serca byłej wokalistce Ladytron, aby znalazło się więcej chętnych na organizację jej koncertów poza szkockimi opłotkami.
15. Kelela - Take Me Apart
Bardzo wciągające, tajemnicze, elektroniczne R&B. Dopiero niedawno zacząłem w pełni doceniać takie dźwięki, mam więc nadzieję, że ta moda szybko nie przeminie.
14. Queens of the Stone Age - Villains
Jakby powiedział mój tata: "bugiługirokendrole" (plus przeszywające Villains of Circumstance)! Trudno się dziwić, że ktoś taki został producentem Arctic Monkeys.
13. Charlotte Gainsbourg - Rest
Recenzje podkreślały, jak bardzo melancholijna jest to płyta, ale są też taneczne momenty. Ciekawy mariaż francuskiej i anglosaskiej tradycji muzycznej, pasowałby do czasów szczytu formy Goldfrapp i Moloko. Chyba jedyny krążek w zestawieniu z (bardzo zaskakującym) hidden trackiem.
12. Temples - Volcano
Trudno jest ponownie osiągnąć wysoki poziom stosując po raz kolejny podobne środki wyrazu, ale to była bardzo udana próba. Brytyjczycy udowodnili, że z różnych stylistyk muzycznych lat 60. można jeszcze sporo wyciągnąć.
11. George Maple - Lover
Wydawało się, że będzie to typowo elektroniczny krążek i pod tym względem jest doskonały, ale zawiera też mnóstwo r&b na bardzo wysokim poziomie. Chciałbym, żeby muzyka popularna szła w takim kierunku, jaki wskazuje ona i Kelela.

10. The xx - I See You


Niewiele jest na świecie grup nagrywających tak dobre piosenki o nieśmiałości - tym razem z głębszym ukłonem w stronę muzyki pop i tanecznej, w czym na pewno pomogły solowe doświadczenia Jamiego.

9. Nabihah Iqbal - Weighing of the Heart




Jesteśmy prawdopodobnie świadkami narodzin niezwykłej kariery - gdzieś w połowie drogi między Pet Shop Boys i New Order a Shine 2009 i Real Lies. Po upływie ćwierćwiecza Wielka Brytania przeszła ze stadium piosenek o West End Girls do śpiewających West End girls. Na razie te dźwięki są jeszcze miejscami obłe niczym mgła nad Londynem, jednak potencjał jest olbrzymi.

8. Slowdive - Slowdive


Tak dobrego shoegaze, jak oni (i My Bloody Valentine) póki co nie nagrywa nikt. Jeden z najlepszych muzycznych comebacków ostatnich lat.

7. Lana Del Rey - Lust for Life


Na etapie Honeymoon straciłem cierpliwość do bluesowej Lany (co oczywiście nie oznacza, że był to bezwartościowy album), dlatego z radością przyjąłem więcej popu. Single już chwaliłem kilka tygodni temu, a jest przecież np. dramatyczna Coachella. Warto też zwrócić uwagę m.in. na urokliwy rezultat współpracy z Seanem Ono Lennonem - Tomorrow Never Came. Nasuwa się pytanie, czy kolejny krążek będzie jeszcze bardziej "społeczno-polityczny", ponieważ tutaj ta tematyka została ledwie zarysowana, choć raczej nieprzypadkowo. Ale chyba urok tej wokalistki polega na tym, że sprawia wrażenie stąpającej po Ziemi tylko jedną nogą...

6. Muna - About U


To chyba jedyny anglojęzyczny album w tym roku, na którym każdy utwór mógłby zostać singlem (próbowali taki stworzyć LANY, ale rezultat był na cztery minus). Można by zażartować - śpieszmy się doceniać żeńskie składy o czteroliterowych nazwach, ponieważ szybko zaliczają spadek formy, ale oczywiście MUNA różni się muzycznie od HAIM (to bardziej nowofalowy zespół) i wydaje się bardziej zdeterminowany w głoszeniu tego, co uważa za istotne.

5. Sampha - Process


Powiedzieć, że artysta wykazuje się wyjątkową wrażliwością, to jak nic nie powiedzieć, ale w przypadku Samphy nie można inaczej. Płyta wzrusza i trzyma w napięciu, w czym na pewno pomaga brak zmory współczesnego r&b, czyli interludiów.

4. Jessie Ware - Glasshouse


Chyba nikt nie napisał tego otwarcie, ale wiele osób wypowiada się o Glasshouse w retoryce "powrotu do formy". Uważam, że mówi to więcej o tych ludziach - zdradza bowiem, że nie byli przygotowani na stylową zmianę z Tough Love. Tym bardziej się cieszę, że docenili materiał, który tak mocno nie różni się od tego sprzed trzech lat. Na korzyść na pewno lepszym dopracowaniem ballad i obezwładniającą otwartością tekstów (Sam, fani wiedzą ;) "Uptempo" też pozostało na wysokim poziomie (Your Domino, First Time).

3. Niia - I


Pop, jazz, r&b, dużo seksapilu, oryginalny styl w aspekcie wizualnym, a przede wszystkim - jeden z obecnie najlepszych amerykańskich wokali. Wyczekiwany debiut, który nie zawiódł!

2. Mew - Visuals


Mew to bardzo pechowy zespół - przed laty wykuli dla siebie niszę "dream popu progresywnego" i jeszcze nie powiedzieli w tej dziedzinie ostatniego słowa. Na każdej płycie intrygująco łączą ciepło z chłodem, sielankę z grozą. Zawsze jednak w przekroju roku ktoś okazuje się od nich lepszy. Gdyby powstał ranking za 2015 rok, pewnie niczego by to nie zmieniło, a +- uważam za nieco lepszy krążek niż Visuals. Może jeszcze doczekają się dni chwały (oczywiście pozostaje kwestią otwartą, czy nie zdominowaliby u mnie np. wyborów Albumu Roku 2005).

1. Cameron Avery - Ripe Dreams, Pipe Dreams


Jak widać, w 2017 roku powstało sporo dobrych longplayów. Aby wygrać, trzeba było nagrać coś wyjątkowego. Moim zdaniem, solowe dzieło basisty Tame Impala i Pond takie piętno wyjątkowości posiada. Wydaje mi się, że taka muzyka miałaby szanse na zdobycie uznania w Polsce, ponieważ jakkolwiek autor powoływał się na inspiracje Presleyem i Sinatrą, można w niej dosłuchać się także echa dokonań Stinga (A Time and Place), Leonarda Cohena, Nicka Cave'a oraz południowego rocka The Black Keys (Disposable) i Jacka White'a (Watch Me Take It Away). Może pomógłby koncert w naszym kraju? Mogą drażnić tylko pogaduszki o hazardzie w tracku numer 8, jednak Cam widocznie uznał je za niezbędne do sportretowania postaci, w którą się wcielił. Wisi nad tymi utworami widmo dekadenckiej apokalipsy, niczym nad scenami zbiorowymi w trylogii o "Ojcu chrzestnym". Rzadko tak w sumie niespieszny materiał jest w stanie przykuć moją uwagę, co na pewno jest w dużym stopniu zasługą obecnych na krążku instrumentalistów.

Po najbliższym Tygodniku ukaże się krótki post o EP-kach, które w 2017 r. wywarły na mnie największe wrażenie.

1 comment:

  1. Mam wrażenie że cały dzień nic innego nie robisz tylko słuchasz muzyki, skoro taka ilość płyt należy do twoich ulubionych :)

    ReplyDelete