Sunday, August 31, 2014

Relacja: Podsumowanie sezonu festiwalowego, cz. 3 (OFF Festival 2013 i 2014)


...który mocno wyczerpał moją kondycję przed OFF Festivalem. A może to nie ten spacer, tylko moja miłość do fotografowania historycznych cmentarzy, która pchnęła mnie kilka godzin przed burzą na ulice Katowic? A może prawda leży pośrodku? W każdym razie ten OFF również prawdopodobnie był dla mnie przełomem. Przed pojechaniem obawiałem się, że już zawsze będę miał do tej imprezy schizofreniczne podejście: przez trzy dni będę świetnie się bawił, a przez resztę roku zastanawiał, co ja tam robiłem i czy warto jechać kolejny raz? Tymczasem minęły już ponad 2 tygodnie, a ja nadal tęsknię za Trzema Stawami. Oczywiście w pewnym stopniu jest to skutek uboczny mieszanki tego, co wtedy jadłem, piłem (dla dociekliwych: cydr, radler i lemoniadę :P), jakie filmy oglądałem ("Great Budapest Hotel" i "Kalwarię"), jakiej muzyki słuchałem bezpośrednio przed i po festiwalu, ze szczególnym wskazaniem na genialną grupę The Divine Comedy, o której na pewno napiszę kiedyś osobny tekst. Samo miejsce ma w sobie jakąś magię - jakby zawsze wiał tam cieplejszy wiatr... Mówi się, że magia miejsca to ludzie - w Katowicach na pewno tak jest. To jedno z nielicznych miejsc, gdzie mogę spotkać się z nieodmiennie bardzo serdecznymi miłośnikami muzyki, którym nie muszę opowiadać historii całego życia, aby poczuć się, jak wśród swoich.

Mój pierwszy, ubiegłoroczny Off, o którym jeszcze chyba nic nie pisałem na blogu, miał być ucztą R&B, ale Solange nie dojechała, a AlunaGeorge przegrali z licealnym sentymentem dla przebojów The Smashing Pumpkins. Z tego, co mi opowiadano muzycznie wygrali z weteranami, ale czasem złudna wiara w niesłuszność medialnych recenzji sprowadza na manowce... Nie przeczuwałem też, że będę żałował niezdążenia na Glass Animals. Niemniej, biorąc pod uwagę wszystkie trzy dni, bawiłem się przednio. Spośród hipstersoulowców mogłem nacieszyć się przynajmniej Autre Ne VeutAustra rozbujała towarzystwo, i to dwa razy (na koncercie i podczas DJ setu), wreszcie przekonałem się do Rebeki. Emocjami zatargał występ Godspeed! You Black Emperor.

Z roku na rok OFF Festival dostarcza swoim fanom coraz mocniejszych wrażeń w dosłownym znaczeniu tego słowa. Czasy zapraszania wykonawców pokroju Neon Indian czy Twin Shadow chyba bezpowrotnie odeszły w przeszłość. Mam wrażenie, że Artur Rojek przez lata odkładał pieniądze na gaże dla swoich idoli z młodzieńczych lat i to ich występom będą podporządkowane następne edycje imprezy. Nie ma w tym niczego złego - mam nadzieję, że czasem uda mi się wkręcić na ukierunkowany na młodzież Selector albo FreeForm, a właśnie występ jednego z headlinerów - Jesus & Mary Chain przeważył szalę w kontekście mojego przyjazdu. W tym miejsca pora przejść do morału z tej eskapady. Regułą Offa staje się, że największe nazwiska pozostawiają pewien niedosyt, a odważne wybory dają najwięcej satysfakcji.

No chyba, że tą uznaną marką jest Slowdive, którzy po ćwierćwieczu na scenie (wliczając długą przerwę) są w stanie bez żadnej taryfy ulgowej doprowadzić swoich fanów (przypadkowych słuchaczy także) do prawdziwej ekstazy. Z headlinerów dobrze bawiłem się także przy Belle & Sebastian, bo i muzyka przyjemna dla ucha, i najlepsza w tej edycji konferansjerka (o Szkotach pewnie też kiedyś napiszę więcej). Neutral Milk Hotel to nie bardzo moje klimaty, chociaż sam nietypowy image i pasja wykonania robiły duże wrażenie, a J&MC... Jako setlistowy laik nie spodziewałem się, że nie pojawi się mój ich ulubiony kawałek April Skies, a wykonania reszty utworów opierały się na nużącym po pewnym czasie schemacie: gitarowe rzężenie - "cheers!" wokalisty wódką - przewrócony statyw do mikrofonu - przymiarki wyglądającego jak sędziwy koala gitarzysty do kolejnego kawałka. Cieszyłem się, że w ogóle usłyszałem ich na żywo, ale wybredniejsi kręcili nosami.

Jeżeli nie headlinerzy, to co? To "tercet egzotyczny", chociaż gdyby dokładnie liczyć, na najwyższe oceny zapracowało w sumie około 10 muzyków. Spodziewałem się, że na koncercie byłego gitarzysty krautrockowego Neu! Michaela Rothera będzie dziwnie, a było wciągająco elektronicznie. Miała to być tylko ciekawostka przed NMH, a skończyło się na jednej z głównych atrakcji. Nie spodziewałem się, że tak dobrze będę bawił się na secie Mister D. Głos Doroty Masłowskiej nadal nie jest dla mnie, dlatego trudno mi powiedzieć, czy Społeczeństwo jest niemiłe zwojuje coś w rankingu na koniec roku, ale że tak zapytam retorycznie: ile razy jest okazja bawić się przy electro-punk-rapie? I czy to nie brzmi kusząco? Dobrym pomysłem było również opuszczenie występu w sumie dobrej, ale niestety zbyt mocno stawiającej na promocję swojego ostatniego albumu grupy The Notwist i zainteresowanie się noisem Bo Ningen. Rozbroiła mnie szczególnie zapowiedź: "Będziemy się powoli żegnać, zagramy jeszcze jeden utwór, będzie trwał ok. 20 minut".  Powtarzałem sobie w myśli, że oglądam japoński, bardziej czadowy HAIM, by po jakimś czasie ze zdziwieniem stwierdzić, że w zespole nie ma żadnej kobiety...

Wieczorne elektroniczne popisy dotknął ubiegłoroczny "syndrom Talabota" - brzmiały lepiej ze strefy gastronomicznej niż z bliska. Może to tylko przypadek, tzn. lepsze utwory wybrzmiewały akurat, kiedy ładowaliśmy akumulatory. Co do przedstawicieli subtelniejszego grania i afrykańskich rytmów, odsyłam do bardziej hermetycznego raportu na skądinąd bardzo interesującym forum Sebastos. Na koniec chciałem podzielić się jeszcze jedną refleksją: mam nadzieję, że powoli będzie zamierał jeden z dominujących trendów układania Offowej setlisty, czyli zapraszanie gitarowych zespołów, które grają mają mało melodyjnie i mało odkrywczo, za to robią dużo hałasu. Nie wiem, czy to forma konkurencji z odbywającym się w tym samym czasie Przystankiem Woodstock, ale wydaje mi się, że są inne metody udowodnienia publice, że rock nie umarł (patrz Bo Ningen) Offowi rockowcy to często bardzo sympatyczni ludzie, mający świetny kontakt ze słuchaczami (patrz Deerhunter i Japandroids w ubiegłym roku) i wiele nietypowych talentów (np. Black Lips udało się odegnać deszcz :) jednak słuchając ich, coraz bardziej się czuję, jak Ronald Reagan podziwiający sekwoje ("widziałeś jedną, widziałeś wszystkie!") i nie ma dla mnie większej różnicy między gośćmi z Zachodu a np. znaną z Must Be The Music kapelą Rotten Bark.

Co oczywiście nie zmienia faktu, że już jestem ciekawy, kogo Rojek skrzyknie do Polski za rok. Pewnie coś, co będzie można wyszukać w Google na hasło "2015 alternative reunion", ale liczę na interesujące wątki poboczne. Cały urok przedsięwzięcia tkwi w tym, że które z nich są naprawdę interesujące, można dowiedzieć się dopiero na miejscu...

Thursday, August 28, 2014

Wielka Brytania - złoto, srebro, platyna #30 (07. 03. 2014)


aktualności:

W marcu 2014 rok już dość poważnie dawał się we znaki BPI. Obok Happy największym przebojem pierwszego kwartału było Rather Be Clean Bandit i Jess Glynne (miesiąc na szczycie na początku 2014, do października 41 tyg. w top 75) - pierwszy platynowy singiel brytyjskiego artysty w tym roku oraz jeden z pierwszych czterech podwójnych platyn kreowanych w tym kraju po uwzględnieniu streamingu! Zgodnie z przewidywaniami wielkim sukcesem komercyjnym był drugi singlowy duet Eminema i Rihanny The Monster (numer jeden w listopadzie 2013), który także 7 III pokrył się platyną. Wreszcie srebrnym singlem został wtedy obecny na UK Charts już we wrześniu 2013 Dark Horse Katy Perry z rapową partią Juicy J. Dla Amerykanki nie tylko dlatego z "naszej" perspektywy był to udany tydzień, o czym więcej niżej. 

Również pod względem sprzedaży albumów, jak przystało na sezon BRIT Awards, był to interesujący tydzień. Aż pięć "longów" uzyskało lub umocniło multiplatynowy status. W tej pierwszej kategorii znalazł płytowy debiut Bastille Bad Blood (od marca 2013 do końca sierpnia 2014 75 tyg. w top 75, w tym 3 na szczycie). Podwójnie platynowym stał się także najnowszy krążek Arctic Monkeys AM (od września 2013 nieprzerwane 48 tyg. w top 75, w tym dwa na prowadzeniu), który w ten sposób stał się ich drugim największym sukcesem w karierze. Nieco mniejszy sukces odniósł popowo-rapowy duet Rizzle Kicks, którego drugi album Roaring 20s (3 miejsce we wrześniu 2013) uzyskał status srebrnego. Czeka ich więcej długa droga do wyrównania wyniku platynowego debiutu (5 jesienią 2011, 45 tyg. w top 75).

archiwum

Zanosiło się na to od dłuższego czasu, ale faktem stało się dopiero 7 III - drugi album Katy Perry Teenage Dream (numer jeden wczesną jesienią 2010, 117 tyg. w top 75) uzyskał certyfikatowe potwierdzenie przekroczenia miliona sprzedanych egzemplarzy, czyli poczwórną platynę. Już zdecydowanie dystansuje debiut One of the Boys (11 lokata jesienią 2008, 49 tyg. w top 75) i ostatnie dzieło kalifornijki - Prism (szczyt jesienią 2013, jak na razie 42 tygodnie w top 75). Stuprocentowa platynowa skuteczność w ostatniej dekadzie to jednak bardzo duży sukces.

22 VII w zalewie innych newsów tego typu pojawiła się informacja, że płyta Best Of Roda Stewarta pokryła się podwójną platyną. 7 III można było przeczytać, że niemal tak samo nazywający się album (The Best Of) uzyskał 8-krotnie platynowy status. Chodzi oczywiście o ten sam krążek (3 pozycja jesienią 1989, 131 tyg. w top 75). Mimo, że w następnych latach liczba hitów piosenkarza znacząco nie wzrosła, kolejne składanki same nimi się stały, dlatego dziwi mnie, że w 2013 jeszcze ktoś kupował tę sprzed ćwierćwiecza, zamiast już poczwórnie platynowego The Story So Far - The Very Best of (7 jesienią 2001, 60 tyg. w top 75) i podwójnie platynowego Some Guys Have All the Luck (19 w 2008, ale aż 73 tyg. w top 75!) Greatest Hits, Vol. 1 (pięć razy na szczycie pod koniec 1979, 74 tyg. w top 75) to platyna, aczkolwiek trzeba pamiętać, że jej wielokrotności zaczęto odnotowywać dopiero w 1987.

O kredycie zaufania, jaki Stewart zaciągnął u rodzimej publiczności jeszcze w latach 70. świadczy fakt, że do tej pory tylko cztery jego albumy poprzestały na srebrnym statusie. M.in. tyle udało się sprzedać od 1994 r. egzemplarzy Every Picture Tells a Story (81 tyg. w top 75 od lipca 1971, 6 tygodni na prowadzeniu). 19 kolejnych płyt pokryło się złotem, w tym numery 1: Sing It Again, Rod z 1973 (3 tyg. na szczycie) i Smiler z 1974 (2 tyg.). Pecha związanego z za późnym wprowadzeniem certyfikatów miał więc tylko Never a Dull Moment (2 tyg. "rządów" latem 1972). Aż 15 krążków ma obecnie platynowy status. Ich chronologiczne ułożenie chyba najlepiej pokazuje drogę Stewarta od gwiazdy rocka przez postrzeganą w dużej mierze przez pryzmat swojego playboystwa gwiazdę popu i disco po artystę bazującego na nostalgii za własną przeszłością i historią muzyki.
- Atlantic Crossing (7 tygodni na szczycie latem i jesienią 1975, 88 tyg. w top 75)
- A Night on the Town (2 tyg. na szczycie latem 1976, 47 tyg. w top 75)
Foot Loose & Fancy Free (3 jesienią 1977)
- Blondes Have More Fun (3 zimą 1978)
- wspomniane Greatest Hits
- Foolish Behaviour (4 jesienią 1980)
- Vagabond Heart (2 wiosną 1991)
- Unplugged and Seated (2 wiosną 1993)
- If We Fall in Love Tonight (8 w 1996)
Stardust: The Great American Songbook, Volume III (3 jesienią 2004)
Thanks for the Memory: The Great American Songbook, Volume IV (3 jesienią 2005)
Still the Same: Great Rock Classics of Our Time (4 jesienią 2006)
- Soulbook (9 w 2009)
- Merry Christmas Baby (2 jesienią 2012)
- i po wreszcie po długim ciągu płyt z coverami powrót do oryginalnego materiału: Time (nr 1 wiosną 2013, 40 tyg. w top 75)
Czegoś brakuje? podwójnie platynowych It Had to Be You: The Great American Songbook (8 w 2002) i As Time Goes By: The Great American Songbook, Volume II (4 jesienią 2003). Jak widać, nie były to kolekcje szczególnie oczekiwane przez Brytyjczyków w tym czasie (wyżej zaszły w USA), jednak upływ czasu zrobił swoje. Z tego okresu pochodzą również najlepiej sprzedające się DVD w karierze Roda: podwójnie platynowe Live At Royal Albert Hall - One Night Only! (2004) i platynowa wizualna część It Had to Be You (niech żyje opcja "wklej" :) 

W kategorii singli ostatnim wzlotem pieśniarza był "srebrny" tercet z Bryanem Adamsem i Stingiem z filmu o Trzech Muszkieterach, czyli All for Love (2 lokata na początku 1994). Wcześniej podobnie jak np. opisywany już Elton John zaliczył kilka sukcesów, w których pomógł mu przepis o przyznawaniu certyfikatów za uzyskanie określonych dochodów ze sprzedaży singli. W jego klasycznym okresie złotem pokryły się Sailing (miesiąc na szczycie latem 1975) i Da Ya Think I'm Sexy? (lider jesienią 1978), a srebrem - The First Cut Is The Deepest/I Don't Want To Talk About It (miesiąc prowadzenia wiosną 1977), You're in My Heart (3 jesienią 1977), I Was Only Joking/Hot Legs (5 na początku 1978) i Ain't Love a Bitch (11 w 1979). Później do grona srebrnych dołączyły również znane w Polsce Baby Jane (3 tyg. na szczycie latem 1983), Every Beat of My Heart (2 latem 1986) i Rhythm of My Heart (3 wiosną 1991) oraz cover Toma Waitsa - Tom Traubert's Blues (Waltzing Matilda) (6 w 1992)

Londyńskie występy Prince'a zwiększyły sprzedaż nawet jego albumów, które w momencie wydania przeszły nad Tamizą bez echa. 7 III złotą płytą stał się czwarty krążek w karierze "Księcia" Controversy z 1981. To na razie jego siódmy "long", który poprzestał na tym szczeblu w UK (są wśród nich dwa "chartoppery, które już po dwóch miesiącach wyleciały z top 75 - Graffiti Bridge z 1990 i Come z 1994), srebrem zadowalają się tylko dwa, w tym niestety w miarę niedawny 3121 (9 miejsce w 2006). Ulubionym kolorem włodarza Paisley Park jak przystało na prawdziwą gwiazdę jest platyna, z których długiego szeregu wyłamało się jedynie podwójnie platynowe: ścieżka do filmu Purple Rain (7 miejsce latem 1984, 91 tyg. w top 75) oraz Diamonds and Pearls (2 lokata jesienią 1991, 57 tyg. w top 75). Przy wymienianiu pozostałych także za cały komentarz starczy porządek chronologiczny:
- 1999 (30 w 1984, powrócił do łask w nowym stuleciu :)
- Parade/Under The Cherry Moon OST (4 wiosną 1986)
- Sign 'O' The Times (4 wiosną 1987)
- Lovesexy (numer 1 latem 1988)
- ścieżka dźwiękowa do Batmana (szczyt latem 1989)
- Symbols (szczyt jesienią 1992)
- The Hits 1 i The Hits 2 (obydwa na 5 jesienią 1993)
- The Very Best Of (2 latem 2001)
- Ultimate (6 jesienią 2006)
Jedyne wideo wirtuoza, które zdobyło nagrodę BPI to platynowe Rave Un2 the Year 2000, czyli zapis jego koncertu na przywitanie (powiedzmy :) XXI wieku.

Nieco zaskoczyło mnie, że żadnej poczwórnej platyny nie ma jeszcze jeden z najpopularniejszych brytyjskich zespołów ostatnich lat - Muse. Na otarcie łez (a może tylko ja przywiązuję uwagę do takich niuansów?) od 7 III mają dwie potrójne: do Black Holes & Revelations (dwa tyg. prowadzenia latem 2006, 61 tyg. w top 75) dołączyło Absolution (nr 1 jesienią 2003, kiedy nie miałem jeszcze pojęcia o ich istnieniu, 60 tyg. w top 75). Niewiele ustępują im podwójnie platynowe The Resistance (nr 1 jesienią 2009, okrągły rok w top 75) i Origin of Symmetry (3 lokata latem 2001). The 2nd Law (szczyt jesienią 2012) i Showbiz (29 w 1999) mają platynowy status, krążki live Hullabaloo (10 w 2002) i Haarp (2 w 2008) - złoty. Jak przystało na zespół znany ze spektakularnego show na żywo, trio ma już na koncie platynowe (Absolution Tour z 2005) i złote video. Udało im się również zdobyć cztery srebrne single: Feeling Good (premiera w 2001, ale na UK Charts dopiero w 2011 na 54), Supermassive Black Hole (4 latem 2006), Starlight (13 jesienią 2006) i Uprising (9 jesienią 2009). Do pierwszej dziesiątki dotarły jeszcze Time Is Running Out w 2003 i Knights of Cydonia w 2006.

Popularność islandzkiej grupy Of Monsters and Men dotarła nie tylko do Polski, ale też do Wielkiej Brytanii (co by nie mówić, tam mają bliżej:) 7 III złoty status zdobył ich właściwie jedyny do tej pory przebój (aczkolwiek na UK Charts wślizgnął się też Mountain Sound) - Little Talks (12 miejsce latem 2012, ładny staż - 30 tyg. w top 75). Złotem pokrył się także ich debiutancki album My Head Is an Animal z marca 2011 (od września 2012 45 tyg. w top 75, max. 3 pozycja).

Po raz kolejny dała o sobie znać godna podziwu retroaktywność nagród BPI w erze sprzedaży cyfrowej. Tribute Tenacious D wg Wikipedii był w 2002 przebojem w Australii (4 miejsce na liście) i Nowej Zelandii (9 lokata), mniejszym w Holandii, zaś w Wlk. Brytanii jedynie dodatkiem do imiennego albumu, który również dopiero z czasem stał się bestsellerem (dwa inne utwory duetu w poprzedniej dekadzie trafiły do brytyjskiego Top 40). Filmowa kariera Jacka Blacka ma się jednak dobrze, dlatego i jego największy muzyczny przebój w końcu stał się srebrnym singlem.

W naszym cyklu dotarliśmy chyba do najoryginalniejszego przejawu odkrywania przeszłości hip-hopu przez Brytyjczyków. 7 III srebrną płytą stał się album Mecca and the Soul Brother duetu Pete Rock & CL Smooth. W USA zebrał on dobre recenzje, wypromował przebój They Reminisce Over You [T.R.O.Y.] i dotarł do 43 miejsca Billboardu, jednak na Wyspach formacja pojawiła się w notowaniach jedynie na chwilę dwa lata później z krążkiem The Main Ingredient.

rozmaitości:

- platynowa płyta dla wspominanej dwa razy w grudniowych odcinkach składanki Anthems - Trance
- srebrna płyta dla składanki Eat Sleep Rave Repeat nazwanej na cześć dość ohydnie zremiksowanego przez Calvina Harrisa singla Fatboy Slima
- srebrna płyta dla składanki The Best Rock Anthems ...Ever! z listopada 2009 (jako rock zaklasyfikowani m.in. Robert Palmer ze swoim największym hitem... i EMF)
- złote wideo dla Live in London Il Divo z grudnia 2011, trzecie takie wyróżnienie dla międzynarodowej grupy, która może się również poszczycić podwójnie platynowym certyfikatem za Live at the Greek Theater (2006) oraz platynowym za Encore (zapis występu w hiszpańskiej Meridzie w 2005) i An Evening With Il Divo-Live in Barcelona (2009)


W następnym odcinku m.in. single gwiazdy niedawnych VMAs i początek chyba największej brytyjskiej success story tego roku, ale wcześniej wpis o OFF Festivalu.

Monday, August 25, 2014

Wielka Brytania - złoto, srebro, platyna #29 (28. 02. 2014)

potrójnie platynowa płyta od 7 III 2014

aktualności:

Katy Perry udało się osiągnąć rzadki w ostatnich latach sukces - Prism (nr 1 w listopadzie 2013, na razie 42 tyg. w top 75) to już jej trzeci album, który osiągnął przynajmniej platynowy status w Wlk. Brytanii, zapewniając stuprocentową skuteczność wśród studyjnych krążków (więcej szczegółów na ten temat w następnym odcinku). Album Shane'a Filana You & Me ledwo zaznaczył swoją obecność na brytyjskiej liście przebojów (6 miejsce w listopadzie 2013), jednak jak przystało na szczyt sezonu wystarczyło to na srebrną płytę. To dopiero drugi solowy certyfikat dla byłego członka Westlife. Wcześniej udało się jedynie złotemu albumowi Briana McFaddena Irish Son (24 na koniec 2004). Wydaje się to równie dziwne, jak pech Naughty Boya, ponieważ na tej płycie znalazły się trzy utwory z brytyjskiego Top 10, w tym numer jeden Real to Me...

archiwum:

Rita Ora ma ostatnio pod górkę w życiu prywatnym, co ma na pewno też wpływ na sprawy zawodowe ( u nas pewnie będzie długo pamiętana, jako "ta, która nie dojechała na Orange"). Piosenkarce na pewno trochę poprawiły humor tegoroczne nagrody BPI, np. złoty singiel za jej drugi solowy numer jeden - How We Do (Party) z lata 2012.

"Od Joni się nie stroni" - reklamował swoje audycje w radiowej Trójce Marcin Kydryński. To samo mogliby powiedzieć o swoim stosunku do Joni Mitchell Brytyjczycy, jednak przede wszystkim w stosunku do jej dorobku z lat 70. To wtedy, i co ciekawe jeszcze przed wprowadzeniem certyfikatów, ukazały się jej najlepiej sprzedające się w tym kraju płyty: podwójnie platynowe Blue (3 miejsce latem 1971) i złote od 28 II Ladies of the Canyon (8 w 1970). Złoty status uzyskały także Court and Spark (14 w 1974) i Hits z 1996 (nie weszły na listę). Reszta dorobku to siedem srebrnych płyt (ostatnio za Both Sides Now - 50 w 2000) i...srebrny singiel za featuring w Got 'Til It's Gone Janet Jackson, w którym wykonała fragment swojego największego przeboju (ale bez konsekwencji dla UK Charts), czyli Big Yellow Taxi.

suplement:

Oddać post o trzech nagrodach to byłby błąd w sztuce, dlatego proponuję inną atrakcję, czyli listę certyfikatów otrzymanych przez artystów, o których pisałem na blogu w osobnych notkach, odnośników do wzmianek o nich w poprzednich odcinkach oraz spojlerów notek, które dopiero się pojawią. Jest tego sporo, więc na razie ograniczę się do bohaterów pierwszych 50 postów.

ABBA - na razie nie mam w rozpisce, ale pewnie jest to kwestią czasu :)

Adele - jak wyżej

The Big Pink - bez rewelacji: album A Brief History of Love na 56, singiel Dominos - 27 (obydwa w 2009)

Clare Maguire - srebrna płyta za Light After Dark (7 wiosną 2011), w singlach tylko The Last Dance na 23

Coldplay - o płytach będzie w notce o 13 VI, o singlach i wideo - 18 VII, może to jeszcze ulec zmianie

Cut Copy - niestety, Australia okazała się zbyt odległa

Delphic - mimo bardzo słabego stażu (8 miejsce zimą 2010, tylko miesiąc w top 75) srebrna płyta Acolyte, niestety żaden singiel nie dotarł do top 75

Europe - niestety, tylko złota płyta za The Final Countdown (9 miejsce jesienią 1986) i złoty singiel za ten przebój (dwa tygodnie na szczycie w tym okresie). Ogółem w top 75 było notowane siedem singli Skandynawów i cztery ich płyty (ostatnio Bag of Bones na 56 w 2012).

Falco - tylko złoty singiel za Rock Me Amadeus (numer jeden wiosną 1986), ogółem cztery single w top 75 (Vienna Calling doszło do 10 miejsca), płyta Falco 3 osiągnęła 32 pozycję

Florence & the Machine - patrz Adele

Foster the People - złota płyta za Torches (12 latem 2011, pół roku w top 75) i złoty singiel za Pumped Up Kicks (18 lokata latem 2011, ale zacny staż - 35 tyg. w top 75)

Frankmusik - dwa single w top 30 i płyta Complete Me (13 latem 2009) niczego nie wygenerowały 

Freur - nic, zbyt niszowa kapela

Friendly Fires - całkiem nieźle: złota płyta dla imiennego debiutu (21 w 2008, niezły staż - 25 tygodni) i srebrna za Pala (6 wiosną 2011), trzy single w top 75, ale 30 miejsce Kiss of Life szczytem możliwości

Gotye - podwójnie platynowy singiel wiadomo który :), czyli Somebody That I Used to Know (53 tygodnie w top 75 od stycznia 2012, pięć razy na pierwszym miejscu) i złota płyta za Making Mirrors (4 miejsce na początku 2012)

Gypsy & Cat - spodziewana pustka

Hurts - poza de facto solowym featuringiem Theo u C. Harrisa złota płyta za Happiness (4 miejsce jesienią 2010), przed Under Control mieli cztery single w top 75.

Jamie Woon - jedyne ślady to 15 miejsce Mirrorwiting wiosną 2011 i 67 Night Air w singlach pół roku wcześniej, a potem cisza...

Keane - single były omawiane w odcinku o 22 XI, płyty - 27 XII

Kimbra - bez Gotye nic

The KLF - platynowa płyta za The White Room (3 lokata na przedwiośniu 1991, 46 tyg. w top 75), srebrne single za 3 AM Eternal (dwa tygodnie na szczycie zimą 1991) i Justified & Ancient z Tammy Wynette (2 na koniec 1991), szkoda, że z przyczyn formalnych nie ma szans na więcej...

Lana Del Rey - single - 4 X, ale temat jeszcze powróci, albumy ostatecznie przeskoczyły na 8 VIII

Lauri - oczywiście nic (o The Rasmus było we wpisie o 23 VIII)

Melanie Thornton - pusty przelot, ale La Bouche pięć razy pojawiło się w singlowym Top 75 z trzema utworami (remiks Be My Lover osiągnął na przedwiośniu 1996 25 lokatę)

Mew - nie ma cudów, aczkolwiek w latach 2003-2006 umieścili sześć singli w top 75, najwyżej - do 46 pozycji zaszło Special

M83 - był już wspomniany we wpisie o 8 XI, ale ku mojej dużej radości powróci przy omawianiu 28 III

Patrick Wolf - symboliczna obecność na liście (dwa single w top 75, z płyt najwyżej Lupercalia - 37 pozycja)

Queen - pojawią się we wpisie o 11 VII

Republika - pytanie retoryczne (też godna pamięci Republica wywalczyła złotą płytę za imienny album - 4 miejsce wiosną 1997)

Scooter - w kategorii LP osiągnęli jeszcze większy sukces niż w singlach (!) i to wtedy, gdy ich popularność już mocno wyblakła: platyna za Jumping All Over the World (szczyt wiosną 2008!), złoto za Push the Beat for This Jam (The Singles 98-02) (6 miejsce latem 2002, w kartotece BPI omyłkowo dwa razy), srebro za The Stadium Techno Experience (20 w 2003), do tego srebrny singiel za The Logical Song (2 lokata latem 2002), niedługo później doprowadzili Nessaję do 4.

The Sound of Arrows- lokalna skandynawska ciekawostka

Underworld - złoty singiel za zremiksowane Born Slippy (2 lokata latem 1996), złote płyty za Second Toughest in the Infants (9 w 1996), Beaucoup Fish (3 wiosną 1999) i Dubnobasswithmyheadman (53 w 2002), srebrna za 1992-2002 (43 w 2003).

White Lies - w porównaniu z polską popularnością, niewiele: złota płyta za To Lose My Life (szczyt zimą 2009) i srebrna za Ritual (najniższy stopień podium dwa lata później), cztery single w top 75, żaden nie doszedł nawet do 30 miejsca

Whitesnake - dwie platynowe płyty za Live…In the Heart of the City (5 lokata jesienią 1980) i oczywiście Whitesnake 1987 (8 wiosną 1987, 57 tyg. w top 75), pięć złotych, jedna srebrna, jedno złote wideo, dwa razy w singlowym top 10, ale tylko na 9 miejscu. Pewnie jeszcze będzie okazja napisać więcej na ten temat

Wolf Gang - nic

podwójnie platynowa płyta od 7 III 2014

W następnym odcinku: jak widać po zaspojlerowanych okładkach sporo tego, co najbardziej lubię, czyli multiplatynowych płyt. Będzie mowa m.in. o albumach weterana, o którym dość niechlujnie napisałem w pierwszym odcinku oraz innej legendy, która właśnie ogłosiła rychłe wydanie dwóch (!) krążków.

Wielka Brytania - złoto, srebro, platyna #28 (21. 02. 2014)


aktualności:

If You Wait London Grammar to na razie jedyny album z Top 20 (choć już nie z Top 30) moich ulubieńców z 2013, który uzyskał platynowy status w Wielkiej Brytanii. Grającemu nastrojowe indie trio udało się to właśnie 21 II. Album wciąż znajduję się w szerokiej czołówce brytyjskiej listy przebojów (wg archiwum BPI - 2 miejsce wczesną jesienią 2013, 48 tygodni w top 75, aczkolwiek mają chyba dwutygodniową "obsuwę" w aktualizacji).

Kolejny przyczynek do dziejów kryzysu rynku fonograficznego. Pierwsza płyta najpopularniejszego MC grime'u Tinie Tempaha The Disc-overy (nie wysilił się ani z tytułem, ani z okładką... numer 1 jesienią 2010, 69 tyg. w top 75) pokryła się podwójną platyną, druga - Demonstration (3 lokata jesienią 2013) prawdopodobnie poprzestanie na złocie. Najwyraźniej fanom rapera o trudnych do zapamiętania personaliach Patrick Chukwuem Okogwu Jr łatwiej przychodzi ściąganie jego singli, których jeszcze w erze przedstreamingowej sprzedał ich w ojczyźnie ponad 2 miliony.

Fani Emeli Sandé czekają już na jej nowe nagrania, tymczasem mi przyszło podsumować jej pierwszy okres sukcesów związany z wydaniem siedmiokrotnie platynowej płyty Our Version of Events. Jak przystało na szeroko pojęty pop, tak duży sukces pociągnął za sobą wyśmienitą i mocno rozłożoną w czasie sprzedaż singli. Najlepszą w przypadku platynowego Next to Me (2 miejsce zimą 2012), uhonorowanego złotem 21 II Clown (4 pozycja jesienią 2012) i Read All About It, Pt. III (3 latem 2012). Długi staż opłacił się również srebrnemu My Kind of Love (17 lokata wiosną 2012). Do tego dochodzi platynowy featuring u Labrintha i złoty u Professora Greena. Podobnym powodzeniem nie cieszyła się żadna z czterech kolaboracji artystki z Naughty Boyem. Producent o pakistańskich korzeniach wyjątkowo nie ma szczęścia do nagród BPI - mimo m.in. albumu z drugiego miejsca listy przebojów otrzymał jedynie za znany wszystkim platynowy singiel La la la, który otworzył już uchylone drzwi do wielkiej kariery Samowi Smithowi. Za to złotem pokryło się DVD Sandé z koncertem Live at the Royal Albert Hall z lutego 2013.

Złagodzenie stylu przez Paramore przyniosło rezultat w postaci rekordu pobytu w top 75 przez singiel Still Into You (15 miejsce wczesną wiosną 2013), który 21 II stał się ich drugim srebrnym po Misery Business (17 latem 2007). Bez nagrody pozostaje najwyżej notowane w ich karierze Ignorance (14 w 2009), chyba najbardziej znane przez wiele lat Decode ze Zmierzchu zatrzymało się na 52. Amerykańskie trio ma na koncie dwa platynowe albumy: Riot (24 latem 2007) i Brand New Eyes (1 jesienią 2009) oraz dwa złote: All We Know Is Falling (emisja w 2005, ale dopiero w 2010 pojawił się na 51) i Paramore (szczyt notowań wiosną 2013). Featuringi wokalistki Hayley Williams to osobna historia, którą już niedługo się zajmiemy :)

archiwum:

Saksofonista i klarnecista Kenneth Gorelick (Kenny G) to jeden z najbardziej znanych wykonawców smooth jazzowych. Największy sukces osiągnął w rodzinnych USA, gdzie jego album Breathless rozszedł się w ponad 12-milionowym nakładzie. W Wlk. Brytanii nie wzbudził takiego szału - tu również było jego największym sukcesem (4 miejsce wiosną 1993), za którym podążyły dwie kolejne złote płyty: The Moment (19 w 1996) i Greatest Hits (38 w 1997). 21 II otrzymał srebrną płytę za Songbird: The Ultimate Collection (24 w 2004), którą pamiętam jeszcze z czasów moich początków zainteresowania UK Charts. Dożyć przyznania srebrnej płyty wszystkim longplayom obecnym w setce albo chociaż w czterdziestce w czasach nauki w liceum? W moim przypadku nie jest to chyba nierealne, obecnym licealistom się to już na pewno nie uda...

Największym brytyjskim sukcesem Sarah McLachlan przez wiele lat był "srebrny" (niestety nieuwzględniony w wyszukiwarce BPI) featuring u klubowego Delerium w Silence w 2000. Przypomnienie przez Mam Talent w 2010 i X Factora w 2013 dało jednak drugie życie singlowi Angel (pierwotnie 36 lokata zimą 2002, w USA przewodził na liście Billboard Adult Contemporary, dotarł do 4 pozycji i jest jednym z trzech jej złotych), a co za tym idzie pierwszy samodzielny srebrny singiel. Fani dłuższych form muzycznej wypowiedzi zapewnili wokalistce złote płyty za Surfacing (47 w 1998) i Afterglow (33 w 2004) oraz srebrną za nienotowany na brytyjskiej liście album live Mirrorball z 1999. W maju tego roku ukazał się nowy krążek Shine On, jednak 71 pozycja nie wróży powrotu w łaski BPI.

Jak zauważyliśmy w przypadku Razorlight w poprzednim odcinku, upływ czasu sprzyja wspominaniu w tym cyklu singli z kręgu indie i rocka. Tym razem udało się największemu przebojowi w karierze małej znanej w Polsce brit-popowej grupy Reef - Place Your Hands (6 miejsce jesienią 1996). Ogółem w archiwum listy można znaleźć 15 ich singli, z których w Top 10 gościł jeszcze wykorzystując posuchę na rynku na początku 1997 Come Back Brighter. Oczywiście kapela odnosiła również sukcesy na rynku "długograjów". Największym było 1 miejsce Glow, również zanotowane w "martwym" okresie (początek 1997), co nie przeszkodziło płacie pokryć się platyną. Replenish (9 latem 1995) jest dziś złote, a Rides (3 wiosną 1999) - srebrne.

rozmaitości:
- po sezonie Walentynkowym nadszedł sezon na bieganie! Srebrem pokryły się składanki The Workout Mix  2013 z grudnia 2012 i Running Trax 2014 z grudnia 2013. Mówiąc najkrócej: jeszcze jeden pretekst do wciśnięcia tej papki, co zawsze :) 
- świetny dzień dla Trevora Nelsona - speca o R&B w BBC. Wspominana niedawno The Trevor Nelson Collection 2 osiągnęła złoty status, zaś jej pierwsza część ze stycznia 2013 - platynowy. Jade, Patrice Rushen, Adina Howard, kultowy w fanklubie Jessie Ware Brownstone, czy Mark Morrison - dobry stuff, a wymieniłem tylko nieco mniej oczywiste rzeczy.
- srebrny płyta dla składanki I'm Every Woman ze stycznia 2014 (podtytuł: Pop Queens of the 70s)


Następny odcinek będzie iście symboliczny, ponieważ będzie w nim mowa tylko o trzech certyfikatach, muszę więc pomyśleć o jakimś ciekawym bonusie :)

Thursday, August 21, 2014

Relacja: Podsumowanie sezonu festiwalowego, cz. 2 (Jessie Ware w Zatoce Sztuki)

Trochę to dziwny wpis, bo będę ścigał się i z relacją Maćka, i z samym sobą. Uważam jednak, że każde medium wymaga innego podejścia, a każdy punkt widzenia jest wyjątkowy :)

Mocno tęskniliśmy w fanklubie za koncertami Jessie Ware w Polsce. Przez wiele miesięcy trudno było wydobyć od naszej idolki informacje na temat spodziewanego drugiego albumu i jego promocji. Aż gruchnęła wręcz surrealistyczna informacja: Brytyjka wystąpi 26 lipca w sopockiej Zatoce Sztuki. Niby nic szczególnie szokującego: popularna w Polsce artystka będzie jedną z gwiazd plażowego cyklu, w którym wystąpi także m.in. Brodka, Nosowska czy Bob Sinclar. W dodatku nie będzie to jej pierwszy koncert na Wybrzeżu (pamiętny "polski debiut" na Open'erze w 2012). Już większą ciekawostką wydawało się zaproszenie Delilah i Lulu James. Z drugiej strony, to miał być jej powrót na scenę, i to w przededniu wydania nowego materiału. Krótko mówiąc, Polska miała dostąpić tego zaszczytu przed Wielką Brytanią i resztą świata! Jakikolwiek komentarz wydaje się chyba zbyteczny.

Dedukcja, że w Sopocie na pewno zabrzmi kilka nowych piosenek, okazała się hitchcockowskim trzęsieniem ziemi, po którym napięcie zaczęło rosnąć. Tego dnia dosłownie WSZYSTKO przeszło nasze oczekiwania. To była historyczna sobota nie tylko dlatego, że przypadały właśnie drugie urodziny profilu Jessie Ware Polska na Facebooku. To blog o muzyce, dlatego nie będę się tutaj rozpisywać o tym, jak w trójkę (a właściwie w czwórkę ;) wykorzystaliśmy życiową szansę, czyli próbę na słabo strzeżonej plaży i zdobyliśmy wymarzone zdjęcia (Karolina - także autograf) z Jessie. Samo to, że to ona do nas podeszła to był grom z jasnego nieba. A jeżeli jeszcze dodać, że rozmawiała z nami jak koleżanka, a jednocześnie było w tym coś matczynego... I że nie potrzebowała scenicznego makijażu, żeby pięknie wyjść...

Macie dodatkową atrakcję - możecie zobaczyć, jak wygląda Autor :)

Na pewno nie wszyscy, którzy przyszli na koncert, zdawali sobie sprawę, jakiej rewolucji są świadkami. Zabrzmiały tylko cztery (!) utwory z debiutu: Running, 110%, Wildest Moments i Sweet Talk. Nie pojawił się także znany już wtedy z wersji studyjnej, napisany z Romy z The xx kawałek Share It All. Wtedy wydawało się to nam sensacją, tymczasem na kolejnych festiwalowych występach w tym roku setlista w wraz z postępami prób zespołu została jeszcze mocniej zaktualizowana. Jaki jest nowy repertuar? Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, nie będzie to album taneczny, czego się zresztą spodziewałem. Nie usłyszeliśmy ani Imagine It Was Us, ani żadnych nawiązań do twórczości Julio Bashmore'a - mam nadzieję, że jednak Jessie nie odcina się od tych epizodów (raczej nie, Peppermint to przecież wciąż świeże dziełko).

Nowe piosenki pokazują, że w 2014 nie da się zrobić w muzyce niczego bardziej ekscentrycznego niż...nagrać modelowo mainstreamowe kompozycje. Tough Love będzie ucztą przede wszystkim dla tych (znam takich wielu), którzy płaczą, że nie powstaje już taka "ładna, uniwersalna muzyka z mocnym wokalem", jak w czasach największych triumfów Mariah Carey i Whitney Houston. Miłośników pięknych melodii ta płyta na pewno powali tak, jak powaliło mnie pierwsze zetknięcie z tymi utworami w Sopocie. Został wysłany czytelny sygnał: interesuje nas podbój list przebojów. Na pewno nie będzie łatwo, ponieważ światowy pop w 2014 uwziął się, aby mieć jeszcze więcej perwersyjnych twarzy niż osławiony Grey (australijski rap...a może norweski soul...albo kanadyjskie reggae...nie, jednak holenderski deep house był najlepszy!) i może się okazać, że pod latarnią jest najciemniej. Wierzymy jednak, że występ na iTunes Festival i inne formy reklamy (np. występy na żywo i wywiady w BBC) zrobią swoje :)

Oczywiście, inspiracja Sade nadal jest wyczuwalna (chociaż patronem przedsięwzięcie jest Prince, a Jess zapewnia, że również Kate Bush!), znajdziecie także nawiązania do brzmienia poprzedniej płyty, teksty nadal są bezbrzeżnie romantycznie. Single nieco mylą: Tough Love to bardziej wizytówka-ostrzeżenie, że Jessie będzie teraz śpiewać w wyższych rejestrach (co bardzo dobrze jej wychodzi), a tak mocno do folku, jak w Say You Love Me z Edem Sheeranem w chórku, się już na pewno nie zbliży. Fanklub jest najbardziej zainteresowany studyjnym kształtem Champagne Kisses i You & I Forever, a tylko trochę mniej Kind Of...Sometimes...Maybe... (dwa ostatnie napisane przy pomocy już dość znanego amerykańskiego wokalisty Miguela), ja czekam również na wyjątkowo funkujące Want Your Feeling autorstwa Deva Hynesa.

Mała próbka Jessie Ware live A.D. 2014 (Champagne Kisses w wersji z Finlandii niestety brzmi jeszcze gorzej):



A potem jeszcze niesamowity nocny spacer brzegiem Bałtyku w kierunku dworca w Gdańsku... C.D.N.

Tuesday, August 19, 2014

Wielka Brytania - złoto, srebro, platyna #27 (14. 02. 2014)

na okładce - Chris McClure, brat lidera zespołu Reverend & the Makers, który ma na koncie jedną nagrodę od BPI - złotą płytę za The State of Things (5 miejsce jesienią 2007)

aktualności

To był dobry tydzień dla brytyjskiej muzyki klubowej, nawet biorąc pod uwagę, że nowo kreowany złoty singiel Rather Be Clean Bandit i Jess Glynne to w przeciwieństwie do np. nomen-omen Mozart's House właściwie czysty pop (skądinąd wciąż dręczy mnie myśl, że dziecięciem będąc słyszałem podobną melodię w Szansie na sukces z Ewą Bem. A może to była Hanna Banaszak?) Poza tym 14 II wydarzyło się to, na co czekałem od kilku tygodni. Mogłem oficjalnie stwierdzić: Disclosure sprzedali w Wlk. Brytanii milion singli! Do złotych Latch z Samem Smithem (11 lokata jesienią 2012, ale bardzo godny staż - 34 tygodnie w top 75) i White Noise z AlunaGeorge (2 zimą 2013), dzięki któremu uwierzyłem, że współczesny UK garage nie jest skazany na podziemie dołączył srebrny You & Me (10 pozycja wiosną 2013) z wokalną partią Elizy Doolittle. Dla znanej (choć szybko popadającej w zapomnienie) także w Polsce piosenkarki takie sukcesy to nic nowego. Jej eponimiczny debiut płytowy (3 miejsce latem 2010, 45 tygodni w top 75) osiągnął platynowy status, a singiel Pack Up (5 również latem 2010) - złoty (Skinny Genes dotarły tylko do 22 miejsca).. Po uwzględnieniu streamingów bliźniacy Lawrence wzbogacili się jeszcze o srebrny singiel za F For You (po raz pierwszy na liście latem 2013, doszedł do 20 lokaty).

Spośród przedstawicieli mniej bliskich mi brzmień, barierę miliona sprzedanych singli przekroczył jeszcze w 2013 r. DJ Fresh (Daniel Stein). Na wyniki ten składają się dwa numery jeden i złote single: Louder z Sian Evans (lato 2011) i znany z Eski Hot Right Now z Ritą Orą, o której karierze solowej niedługo zacznę często wspominać (zima 2012). Trzeci złoty singiel londyńczyka to Gold Dust (24 miejsce latem 2010 i...powrót na 22 jesienią 2012, w sumie ponad 30 tygodni w top 75). 14 II do kolekcji dołączyło "srebro" za Earthquake (4 lokata latem 2013). W jego tworzeniu brali udział znany m.in. z Major Lazer Diplo, dla którego to drugi srebrny singiel po featuringu u Tiesto, o którym wspominałem już w kontekście Busta Rhymesa, i raperka Dominique Young Unique (współpracowała m.in. z Le Youth). Na razie certyfikatu nie doczekały się dwa single DJ Fresha z tegorocznych top 10 (z estetycznego punktu widzenia mnie to w ogóle nie dziwi....) ani jego album Nextlevelism (14 jesienią 2012).

Koniec pewnego etapu dla OneRepublic. Zespół Ryana Teddera doczekał się złotej płyty za album Native, który swoją popularnością znacznie zdystansował swojego poprzednika Waking Up (29 miejsce na początku 2010 i tylko 2 tyg. w top 75). Na jego nietypowy staż (32 tygodnie od kwietnia 2013, doszedł na razie do 17 pozycji) składają się już osiągi reedycji, na której znalazł się ich aktualny singiel Love Runs Out. Możliwe więc, że jeszcze w tym roku Native wyrówna platynowy wynik Dreaming Out Loud (2 miejsce wczesną wiosną 2008).

archiwum

14 II po raz pierwszy ze srebrnego singla cieszył się Sub Focus. Mimo, że w 2013 utwory tego producenta (Endorphins i Turn Back Time) dwukrotnie zamykały brytyjski top 10, więcej nabywców zdobyły nieco starsze Tidal Waves (12 miejsce jesienią 2012). Jak nietrudno zgadnąć, to również pierwszy kontakt elektronicznego duetu Alpines z nagrodami BPI. Ich tegoroczny album Oasis powinni przesłuchać ci, dla których coraz rzadsze nowe taneczne nagrania Clare Maguire to za mało.

Na fali popularności AM, powrócił na UK Charts i po raz piąty pokrył się platyną pierwszy, najlepiej sprzedający się i najdłużej pozostający na liście album Arctic Monkeys Whatever People Say I Am, That's What I'm Not (miesiąc prowadzenia zimą 2006, 70 tygodni w top 75). Trudno uwierzyć, że na razie tylko on przebywał ponad rok w wyspiarskich notowaniach (za miesiąc pewnie się to zmieni) i sprzedał ponad milion egzemplarzy. Z drugiej strony, wszystkie płyty sheffieldczyków pokryły się platyną, aczkolwiek oficjalnie stało się tak dopiero z końcem marca br.

Pod tym względem równolegle rozwija się kariera Jamesa Blunta z tym, że on z kompletu studyjnych platyn mógł się cieszyć dopiero w maju, zaś 14 II z takiego wyróżnienia dla Some Kind of Trouble (4 miejsce jesienią 2010). To wręcz imponujący wynik biorąc pod uwagę słaby staż (tylko 17 tygodni w top 75) i wynik singla Stay the Night ("tłuczony" przez RMF, ale tylko 26 miejsce w ojczyźnie piosenkarza). 14 II po raz pierwszy "za naszej kadencji" na liście nagród BPI pojawił się przymierzający się do powrotu (w tym charakterze zagrał m.in. na warszawskich Wiankach) zespół Razorlight, który dzięki srebrnemu singlowi dla In the Morning (3 miejsce latem 2006) zrzucił z siebie łatkę one-hit-wonder (w gruncie rzeczy uzbierał godny pozazdroszczenia wynik: pięć utworów w rodzimym top 10, ale o tym więcej w odcinku o 6 VI).

Na koniec bardzo długa podróż w przeszłość. Karierę związanego z wytwórnią Stax amerykańskiego wokalisty soulowego Otisa Reddinga przerwała śmierć w katastrofie samolotowej w 1967 r. Rozgłos wokół tragedii zwróciła uwagę przede wszystkim na album Otis Blue/Otis Redding Sings Soul (6 miejsce w 1966, powrót na 7 na początku 1967, ogółem 75 tygodni w top 75), który z biegiem lat uzyskał srebrny status. W erze CD o gwieździe przypomniały składanki: podwójnie platynowa The Dock of the Bay – The Definitive Collection (44 lokata w 1993- nie mylić z albumem Dock of the Bay, który trafił na szczyt w Wlk. Brytanii w 1968) i złota The Very Best Of (26 w 2000). 14 II srebrnym singlem stał się największy przebój Reddinga Sittin' On The Dock Of The Bay (3 miejsce zimą 1968, 60 miejsce po przypomnieniu w programie Britain's Got Talent w 2012). A już po tygodniu taką samą nagrodę otrzymał inny odświeżony w ten sposób amerykański utwór...

suplement

W ostatnich tygodniach często zastanawiałem się, o jakich artystach na pewno nigdy nie będę miał szansy napisać w tym cyklu. Biorąc pod uwagę, ile słabo promowanych kompilacji nagrań weteranów popu i rocka oraz zapomnianych hitów 90s/00s otrzymało certyfikaty BPI w ciągu ostatniego roku, nie wypada nikogo przedwcześnie skreślać. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można jednak założyć, że nikt nie chciałby zostać przyłapany na przyczynieniu się do nagrody dla artysty skazanego na pedofilię. Problem ten praktycznie nie istnieje w przypadku Rolfa Harrisa, o którym zdążyłem napisać przed skandalem dla All About Music. Aktywny także w innych dziedzinach Australijczyk w 1969 r. osiągnął szczyt UK Charts z Two Little Boys, w 1993 r. po raz czwarty i ostatni znalazł się w brytyjskim Top 10 ze swoją wersją Stairway to Heaven, jednak nie zapewniło mu to żadnego certyfikatu. Dobrze więc się stało, że wspominający go utwór The KLF nie zdobył większego rozgłosu. Jedynymi Harrisami docenionymi przez BPI pozostają wokalistka country Emmylou, brzuchomówca Keith (sic) i pewien znany DJ, z którymi następny i jak na razie ostatni raz spotkamy się w podsumowaniu 23 maja.

Gary Glitter "załapał" się już na czasy przyznawania certyfikatów, z tym że jak na ironię nie objęły one jego największego (choć nie notowanego najwyżej w ojczyźnie) przeboju Rock & Roll (Part 1 & 2) (2 pozycja w 1972). Spośród jego numerów jeden, platyną pokrył się I Love You Love Me Love (miesiąc na szczycie na koniec 1973), złotem - I'm the Leader of the Gang (I Am!) (również miesiąc panowania w 1973), a srebrem wraz z czterema innymi utworami Always Yours z 1974. Ostatnim sukcesem Paula Gadda na miarę certyfikatu było Another Rock and Roll Christmas (7 w 1984). Odebrał także dwie srebrne płyty: za Glitter (8 lokata jesienią 1972, 40 tygodni w top 75) i Touch Me (2 wiosną 1973). 

Lostprophets to już historia najnowsza i kolejne pasmo dużych sukcesów, z których największe to dwa platynowe albumy: Start Something (4 miejsce zimą 2004) i Liberation Transmission (szczyt latem 2006). Złotem pokryły się Thefakesoundofprogress (44 w 2002) i The Betrayed (3 w styczniu 2010). Mimo konsekwentnego wsparcia BBC One, ostatni album Weapons (9 wiosną 2012) nie wprowadził żadnego singla do top 75. Dwa: Last Train Home w 2004 i lubiany przeze mnie Rooftops (A Liberation Broadcast) w 2006 dotarły do 8 miejsca. Po aresztowaniu Iana Watkinsa pozostali członkowie grupy działają w zespole No Devotion, jednak showbusiness nie ma dziś serca do takiego grania...

W ostatnich dniach dużo mówiło się o tym, że na czarną listę trafi omawiany już w tym cyklu sir Cliff Richard. Jego fani są innego zdania, co może poskutkować kolejną wzmianką. Mam nadzieję, że nie będe musiał niedługo tworzyć kolejnego suplementu...

Okładka bez związku z opisywanym powyżej tematem. Oby!

W następnym odcinku: "zmierzch" emo-popu. Ale najpierw druga część relacji z koncertów!

Sunday, August 17, 2014

Wielka Brytania - złoto, srebro, platyna #26 (07. 02. 2014)


aktualności:

"Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą". Timber Pitbulla i Ke$hy 7 II był już złotą płytą. Poważnie się obawiam, że po dołączeniu streamingu doczekamy się jeszcze podwójnej platyny...W kolejce po zaszczyty tego typu czeka Miley Cyrus, która na razie wyciągnęła ze swojej ostatniej płyty dwa złote single: letni We Can't Stop i jesienny Wrecking Ball (to on został scertyfikowany w lutym). Przebiła w ten sposób swoje osiągnięcia z "grzeczniejszej" części kariery, która przyniosła jej dwa srebrne single: The Climb i Party in the USA (obydwa zajęły 11 miejsce w 2009). Nowy skandalizujący wizerunek się opłacił, ponieważ ta pozycja była dla córki country'owego one-hit-wondera prawdziwą klątwą (pierwszy raz zajęło ją jeszcze w 2008 See You Again).

Niespodziewana premiera imiennego albumu Beyoncé zabrała mu szansę na szczyt notowań w grudniu, jednak mimo umiarkowanie długiego stażu (24 tygodnie w top 75) udało się zadośćuczynić tradycji i osiągnąć platynę. Najnowsze dzieło Amerykanki ma więc wciąż szanse w miarę szybko poprawić rezultat B'Day (3 miejsce jesienią 2006 plus złota płyta dla Deluxe Edition - 8 lokata wiosną 2007) i osiągnąć poziom podwójnie platynowej 4 (2 tygodnie na szczycie latem 2011, 44 tyg. w top 75). Była wokalistka Destiny's Child jest autorką dwóch bestsellerów poprzedniej dekady: potrójnie platynowej Dangerously in Love (5 tygodni prowadzenia wakacje 2003, 53 tyg. w top 75) i 5-krotnie platynowej I Am...Sasha Fierce (2 pozycja jesienią 2008, 102 tygodnie w top 75).

Rzadki przypadek - tego samego dnia certyfikat zdobyła płyta i singiel tej samej artystki, do tego z innych okresów jej kariery. Oczywiście musiało się to udać megagwieździe, w tym przypadku: Celine Dion. Loved Me Back to Life mimo króciutkiego stażu (3 miejsce jesienią 2013, tylko 19 tygodni w top 75) udało się pokryć platyną, czego do tej pory nie udało się m.in. wciąż obecnym na liście The 1975. Nawet biorąc pod uwagę długą przerwę między ostatnimi premierami nowego materiału, można uznać to za element dłuższej dobrej passy, w skład której wchodzą również platyna dla Taking Chances (5 pozycja jesienią 2007) i podwójna platyna dla My Love: Essential Collection (5 jesienią 2008). Początek nowego stulecia był dla Kanadyjki mniej łaskawy. Biorąc pod uwagę, że mocno ograne także w Polsce A New Day Has Come spędziło wiosną 2002 miesiąc na szczycie notowań, w tym wypadku platynę można uznać za względną porażkę. Szczególnie jeżeli zestawi się ją z sukcesami lat 90.: 5-krotną platyną The Colour of My Love (7x numer jeden, 109 tygodni w top 75 od marca 1994), 7-krotną Falling Into You (113 tygodni w top 75 od marca 1996 i oczywiście numer jeden), 6-krotną Let's Talk About Love (5 tygodni na szczycie pod koniec 1997, 73 tyg. w top 75) i poczwórną All the Way... A Decade of Song (numer jeden jesienią 1999, 57 tyg. w top 75). Do tego dochodzi 8 złotych i 1 srebrną płytę, w tym, co rzadkie na wyspiarskim rynku, z francuskim repertuarem.

Tak się sympatycznie złożyło, że 7 II złotem pokrył się mój ulubiony singiel Dion: napisany z myślą o skłóconym akurat z Jimem Steinmanem Meat Loafie (ale i taka wersja w końcu powstała) It's All Coming Back to Me Now (3 lokata jesienią 1996). To trzecie takie jej osiągnięcie: po obrzydzanym nam przez RMF Because You Loved Me (5 wcześniej w tym samym roku, przypomnę, że piosenkę wypromował film Namiętności z Michelle Pfeiffer i Robertem Redfordem) i niegdysiejszy numer jeden 30 Ton! - Tell Him w duecie z Barbrą Streisand (3 pozycja pod koniec 1997). Dwa inne duety diwy pokryły się srebrem - I'm Your Angel z R. Kellym (3 jesienią 1998) i Immortality z The Bee Gees (5 również w 1998), podobnie jak cover All By Myself (6 na koniec 1996). Pierwszym platynowym singlem w jej karierze było Think Twice (aż siedem tygodni na szczycie jesienią 1994!), a jej szczytem oczywiście podwójnie platynowe My Heart Will Go On z Titanica (dwa tygodnie prowadzenia zimą 1998). Jak widać, nie poszczęściło się na razie m.in. jej wersji The Power of Love (4 lokata zimą 1994). W tym stuleciu Kanadyjka dotarła do top 10 tylko z A New Day Has Come (7 w 2002). Trzeba też wspomnieć o trzech platynowych (The Colour of My Love Concert z 1993, All the Way... A Decade of Song & Video z 2001 i Live in Las Vegas: A New Day z 2007) i jednym złotym wideo.

Duży sukces osiągnęła śpiewająca korzenny, ekscentryczny R&B Laura Mvula, której debiutancki album Sing to the Moon (9 pozycja wiosną 2013) 7 II uzyskał złoty status. Obudziło to we mnie nadzieję na takie same wyróżnienie dla legitymującego się identycznym bilansem a starszego Devotion Jessie Ware. Możecie być pewni, że będę kontynuował ten cykl przynajmniej, dopóki nie dojdziemy do tego momentu :P Po raz pierwszy na liście nagrodzonych znaleźli się psychodeliczni Australijczycy z Tame Impala ze srebrną płytą za drugi album Lonerism (14 pozycja jesienią 2012, tylko 2 tygodnie w top 75).

archiwum:

Co pewnie ucieszy wielu czytelników, 7 II status złotej płyty uzyskał album Depeche Mode Exciter, z którego pochodzi ich duży (w Polsce) hit Freelove. W ten sposób zespół z Basildon przedłużył swoją passę złotych studyjnych płyt trwającą od Violatora (2 miejsce w 1990) do Playing the Angel (6 jesienią 2005). W "międzyczasie" Depesze trafili dwa razy na szczyt rodzimych notowań: wiosną 1993 z Songs of Faith and Devotion i cztery lata później z Ultra. Zaliczyli również jedyny w swojej karierze platynowy album. Jak często bywa, najbardziej długowieczna okazała się składanka: The Best Of - Volume 1 (18 pozycja w 2006). W ostatnich latach zespołowi udało się dwa razy trafić na 2 miejsce UK Charts, jak i Sounds of Universe w 2009 i Delta Machine w 2013 bardzo szybko wypadły z listy, więc skończyło się na srebrnych certyfikatach. Ogółem zdobyli ich 7 (złotych - 10). Mimo, że w latach 90. widok DM w pierwszej dziesiątce singli nie należał do rzadkości, a wierni fani zapewnili im taki sukces jeszcze trzy razy w XXI wieku (ostatni raz z Precious w 2005), srebrne single udawało im się tylko zaliczać w pierwszym, najbardziej synth-popowym okresie kariery (Just Can't Get Enough - 8 lokata w 1981, See You - 6 w 1982, Everything Counts - 6 w 1983 i People Are People - 4 w 1984). Skądinąd dzięki utworom, które bardzo lubię.

Pisałem już na blogu o swojej słabości do twórczości emo-popowych ironistów z Fall Out Boy. Nie są to światowe gwiazdy pierwszej wielkości, o czym świadczy fakt, że pierwsza składanka ich przebojów Believers Never Die – Greatest Hits dotarła na Wyspach w 2009 dopiero do 88 miejsca. Z biegiem lat udało się jej jednak osiągnąć srebrny status, w czym na pewno pomógł przebojowy "złoty" powrót z Save Rock and Roll (przypomnę: 2 miejsce wiosną 2013). Wiernym fanom udało się zapewnić taką samą nagrodę drugiej płycie swoich ulubieńców Take This to Your Grave (tylko 96 pozycja w 2003). From Under the Cork Tree (12 lokata w 2006) i Infinity on High (3 w 2007) to już platynowe płyty, Folie a Deux mimo kiepskiej 39 lokaty w 2008 pokryła się złotem.

Ekipa z przedmieść Chicago może się także poszczycić sporymi jak na bądź co bądź rockową kapelę sukcesami singlowymi. Przed wliczeniem streamingu do statystyk srebrem pokryły się ich wszystkie utwory z brytyjskiej (i amerykańskiej) pierwszej dziesiątki: Sugar We're Going Down i Dance Dance (obydwa zajęły 8 miejsce w 2006) oraz This Ain't a Scene, It's an Arms Race (2 zimą 2007!). 4 VII z pozytywnym skutkiem zweryfikowano jeszcze ich ostatni większy przebój My Songs Know What You Did In The Dark (Light Em Up) (5 zimą 2013) i jeden z moich ich ulubionych utworów Thnks Fr Th Mmrs (12 w 2007).

rozmaitości:

- początek wielkiej manii: srebrna płyta dla ścieżki dźwiękowej do disneyowskiego filmu Frozen
- srebrna płyta dla typów cenionego przez Jessie Ware Polska DJa R&B z BBC The Trevor Nelson Collection 2. Cenionego jak widać nie nie tylko przez nas, ponieważ składanka na zdobycie wyróżnienia potrzebowała zaledwie trzech tygodni.
- srebrna płyta dla składanki Love: The Essential Ballads z lutego 2012 (tak na Walentynki :) na trackliście dominują młode gwiazdy, jednak znalazło się miejsce m.in. dla The Smiths
- srebrna płyta dla podobnej w duchu składanki Now That's What I Call Love ze stycznia 2012, w całości złożonej ze świeżych przebojów (najstarsze jest Angels Robbiego Williamsa)
- srebrna płyta dla składanki Jackie Pin Ups z przebojami lat 70. (wydana w październiku 2013)
- kolejny przyczynek do tematu "sprzedaż soundtracków jako wyznacznik kryzysu fonografii": dopiero srebrna płyta dla ścieżki dźwiękowej dla filmu Chłopcy z ferajny (Goodfellas) Martina Scorsese z 1990. Aczkolwiek w tym przypadku również można użyć argumentu, że obecne na nim "oldies" (od Tony'ego Bennetta po Derek & The Dominoes) można byłoby nabyć inną drogą.
- platynowe wideo za wyreżyserowany przez Jonathana Demme w 2006 film Neil Young: Heart of Gold dokumentujący premierę albumu Prairie Wind w Nashville. To największy taki sukces legendarnego kanadyjskiego rockmana. Wcześniej miał tylko "złoto" za wideo z zapisem koncertu w San Francisco z trasy Rust Never Sleeps (1978).

suplement:

Pewnie już zauważyliście, że w dzisiejszych streamingowo-cyfrowych czasach praktycznie wszystko z tygodnia na tydzień może otrzymać certyfikat, jednak zaryzykuję i przypomnę statystyki trzeciego obok Fall Out Boy i 30 Seconds to Mars (wrócę do nich przy opisie nagród z 1 VIII) bohatera wpisu "Po prostu rzekłbyś kicz", czyli Empire of the Sun. Wbrew moim utyskiwaniom na małą komercyjną siłę przebicia elektronicznej muzyki w stylu lat 80. australijski duet może pochwalić się złotą płytą za debiutanckie Walking on a Dream (19 lokata zimą 2009) i srebrnym singlem za We Are the People (14 wiosną 2009). Na tym pewnie się skończy (drugi krążek Ice on the Dune w 2013 zajął 24 miejsce, ale po 2 tygodniach wypadł z listy), ale dobre i to.


W następnym odcinku: głównie spojlery dłuższych tekstów z przyszłości, dlatego ponownie pojawi się suplement, jakiego na pewno się nie spodziewaliście.

Saturday, August 16, 2014

Relacja: Podsumowanie sezonu festiwalowego, cz. 1 (Orange Warsaw Festival i Open'er Festival)


A miało być tak strasznie: obrona doktoratu, certyfikat z rosyjskiego, rozmowa kwalifikacyjna, nie wiadomo, co jeszcze i żadnych festiwali w tym roku. Tymczasem start pracy w Warszawie bez zbędnej żebraniny udało się odwlec do września, kiedy w tym dziwnym mieście zaczyna się kolejny minisezon festiwalowy :D, a jeden z wcześniejszych naukowych wyjazdów wręcz pomógł muzycznym planom! W rezultacie to już jest mój najbardziej udany rok w życiu pod względem koncertowym (nawet biorąc pod uwagę, że jesień już pewnie niewiele zmieni). Rok spełnienia wielu marzeń snutych nawet przez kilka lat. Tak wielu, że nie da wszystkich wrażeń opisać w jednym poście.

Wyjątkowo w tym roku "wypasiony" Orange Warsaw Festival odstręczał mnie wysoką ceną. Nie zachęcały także kpiny z kopiowania starych line-upów Open'era (chociaż czy po 3 miesiącach komuś przeszkadza kolejny koncert Kings of Leon czy Queens of the Stone Age?) i (subiektywne) oskarżenia o podebranie Off Festivalowi Pixies. Szalę przeważyło ostatnie (niezapasowe) ogłoszenie. Zaanonsowanie Bombay Bicycle Club tego samego dnia, co The Wombats i Florence & the Machine to był prawdziwy słodko-słony cios. Pomógł mi fakt, że właściwie wszystkie interesujące mnie występy zaplanowano na sobotę (aczkolwiek po czasie stwierdzam, że pewnie świetnie bawiłbym się też na Kasabian). W ostatniej chwili na włosku zawisło zakwaterowanie, jednak udało się znaleźć wyjście z tej sytuacji.

Pogoda w Warszawie 14 czerwca była dziwna. Przypominała mi przysłowie (wg Władysława Kopalińskiego - niemieckie): "Kiedy świeci słońce i pada deszcz, diabeł bije swoją żonę". Tak jak w poprzednim roku na Coke Festival, w kolejce najbardziej rzucał się w oczy przystrojony wiankami i przygotowujący powitanie idolki fanklub Florence. Przekroczenie bram Stadionu Narodowego przebiegło sympatycznie z tym, że nie rozumiałem dlaczego po sprawdzeniu biletów i minięciu strefy gastronomicznej na koronie obiektu utworzyła się kolejna kolejka. Okazało się, że byłem tak zajęty przygotowaniami do tzw. egzaminu głównego przed obroną doktoratu, że nawet nie sprawdziłem ułożenia dwóch festiwalowych scen. A okazało się, że położone są w dwóch zupełnie innych miejscach: jedna na stadionie, druga na tzw. błoniach (czy ta nazwa to jakiś kompleks wobec Krakowa?), od którego dzieli go nie tylko korona, ale i schody...

W ten sposób ominęła mnie połowa koncertu Elli Eyre, na który też się nastawiałem, bo to moim zdaniem bardzo seksowna dziewczyna :), zresztą świadoma swojego seksapilu, co było widać po jej kostiumie tego dnia. Niestety, już słuchając tego występu z głównie niewydanym na razie na płycie materiałem, można było sobie zdać sprawę, że wpadła w tę samą pułapkę, co wielu wykonawców - nagrywania masy podobnych do siebie utworów w nadziei, że brzmienie się osłucha i któryś wreszcie stanie się przebojem. W przypadku brytyjskiej wokalistki R&B jest o tyle bardziej ryzykowne, że za kilka miesięcy (tygodni?) możemy stać się świadkami kolejnej medialnej kampanii płaczu, że w Wlk. Brytanii ten gatunek to tylko marna kopia, a w ogóle świat jest do niczego, bo Aaliyah nie żyje, a Destiny's Child nie chcą się reaktywować. Nie chce mi się szukać w tej chwili dowodów na piśmie, ale w tym kraju to powtarzający się co kilka lat rytuał (chyba najbardziej w kręgach związanych z "Guardianem"). Pewnie przy tej okazji jeszcze bardziej oberwie się Rudimental i Johnowi Newmanowi.

A wtedy promocja w Polsce może okazać się cennym kapitałem. Zaczęło się od występu w nieznanym mi wcześnie klubie Syreni śpiew i "I like pierogis" na Instagramie, potem był występ w X Factorze (żeby nie było, że znęcam się nad biedną Ellą - duży plus za wykonanie mało znanego Deeper), a świadkiem kolejnego elementu byłem już w sobotę. Kiedy czekaliśmy bodaj na koncert The Wombats, nagle wszyscy zaczęli biec w kierunku w wyjścia z zadaszonej części obiektu. Dopiero po kilku minutach usłyszałem, o co chodzi: "Można zrobić sobie selfie z Ellą Eyre!" Nie wszystkim się udało (nie próbowałem, bo nie miałem odpowiedniego sprzętu), ale to i tak uroczy epizod, a popularność tej wokalistki w Polsce to już chyba minifenomen. Ostatecznie miała tu tylko jeden duży radiowy przebój, i to na featuringu.

Tyle socjologii, skupmy się na muzyce. Pierwszy koncert, który wysłuchałem w całości, dali na głównej scenie Bombay Bicycle Club - jedni z moich muzycznych bohaterów 2011 roku, choć przyznałem to trochę po czasie. Oczywiście w Warszawie nie zabrakło singli z A Different Kind of Fix, w tym tych najbardziej udanych: Shuffle i Lights Out, Words Gone. Wcześniejsze dwa albumy londyńczyków zostały ledwo zasygnalizowane, mimo że są na tyle dobre, że dłuższy tekst na temat tej grupy na blogu nie byłby od rzeczy. Występ zdecydowanie był podporządkowany promocji tegorocznego albumu So Long, See You Tomorrow, stanowiącego udaną kontynuacją pomysłów z poprzednich zawieszonych między folkiem, indie i delikatnym popem płyt. Najbardziej czekałem na pobudzające It's Alright Now, ale dobrze wypadł również m.in. singiel Luna, w którym kobiecą partię wykonała urocza Liz Lawrence (w wersji studyjnej - Rae Morris, o której niedługo może być głośno).

To był najspokojniejszy koncert tego dnia. Po nich scenę zajęli energetyczni The Wombats, którzy podzielili repertuar mniej więcej po równo między obydwa studyjne krążki. Wykonali również dwa utwory, które znajdą się na ich nowym albumie: singiel Your Body Is a Weapon i utrzymany w stylu wczesnych Arctic Monkeys Animals. Trudno mi wyjaśnić dlaczego, ale ten zespół gra właściwie cały czas to samo, tyle że raz z mniejszym, raz większym stężeniem klawiszy w podkładzie, a wygląda na to, że moja sympatia do niego w najbliższym czasie nie spadnie. Miałem okazję odświeżyć sobie m.in. Our Perfect Disease, z którym kiedyś walczyłem w internetowym konkursie Miastowizja. Niestety nie zauważyłem ich mastkotki Dr. Dereka :)

Po zakończeniu setu The Wombats nie mogłem się oprzeć pokusie zejścia na dół na drugi w moim życiu koncert Hurts (a pomyśleć, że w latach 2011-2013 ominęło mnie tyle okazji posłuchania ich na żywo...) Coraz lepiej rozumiem ludzi, którzy starają się nie opuścić żadnego, ponieważ bez względu na to co myśli się o piosenkach z ich drugiego albumu, kontaktach z Calvinem Harrisem i łamaniu statywu do mikrofonu przez Theo, na ich występach można się po prostu dobrze bawić. Nie zdążyłem na Wonderful Life, Miracle ani Somebody Save Darfur to Die For (tego ostatniego żałuję), ale i tak warto było jeszcze raz usłyszeć rytualne "beautiful people of Poland" oraz "This is exile...This is Warsaw...", pomachać telefonem w rytm Illuminated (chociaż już się rozładowywał, więc chyba sobie darowałem), tudzież utwierdzić się w swojej miłości do Better Than Love, Sunday i Unspoken.

Na kolejnym sobotnim koncercie wyjątkowo dało mi się we znaki, to o czym można przeczytać w każdej obiektywnej relacji z OWF, czyli słabe nagłośnienie. Miałem wcześniej do czynienia tylko z kilkoma singlami The Kooks, więc z magmy wyłowiłem tylko dwie ostatnie piosenki: Junk of My Heart (Happy) i Naive. Szkoda mi energii pląsającego po scenie z tamburynem Luke'a Pritcharda. Muszę uczciwie powiedzieć, że występ Brytyjczyków najbardziej podobał mi się...kiedy jeszcze byłem na zewnątrz stadionu i byłem w stanie docenić niespodziewanie 80s' funkowe ciągoty instrumentalistów.

Załamany jakością nagłośnienia, większość koncertu The Kooks przesiedziałem w kącie. O dzień wcześniejsza kolejka na ustny egzamin certyfikacyjny dawała mi się już we znaki. Drażniły mnie nachalne reklamy niedzielnego występu lubianego przeze mnie kiedyś dawno, dawno temu Davida Guetty, które stylizowały go na bigroomowego diabła. Trzeba było jednak zostawić choć garstkę sił na wydarzenie wieczoru. Po siedmiu lat kariery zdanie "koncert Florence & the Machine to misterium" brzmi banalnie, ale naprawdę trudno inaczej opisać to doświadczenie. Florence Welch jest mistrzynią tworzenia niesamowitej atmosfery na scenie przy pomocy choreografii, intonacji głosu i oczywiście muzyki. Patrząc na tę rudowłosą kobietę w zielonej sukni o utkwionym gdzieś w dal wzroku trudno uwierzyć, że alkohol i depresja zdążyły jej się mocno dać we znaki. Trudno w ogóle uwierzyć, że to obywatelka współczesnej Wielkiej Brytanii! Bez względu na to, czy ktoś woli pop, czy alternatywę, powinien wybrać się przynajmniej raz w życiu na jej show. Jak powiedział mi Maciek, różnicę w porównaniu z ubiegłorocznym występem w Krakowie robiło wykonanie Over the Love z soundtracku Wielkiego Gatsby'ego. No i oczywiście cover Stay With Me Sama Smitha. Cieszę się, że mój blogowy tekst o Flo nie okazał się ściemą. Teraz pozostaje czekać na planowany na październik nowy album - być może z produkcyjnym udziałem cenionego Blood Orange.

Dla niektórych na pewno bluźnierstwem była moja nieobecność na koncercie The Prodigy na Orange Stage. Wyrosłem już z dość powszechnego w mojej wioskowej okolicy w latach 90. przekonania, że ten zespół to ucieleśnienie zepsucia muzyki popularnej, jednak nadal nie mam sentymentu do dokonań tej formacji poza No Good. Przyzwyczaiłem się zresztą, że zdaniem innych melomanów, zazwyczaj wybieram najbardziej ich zdaniem bezpłciowe dni popularnych festiwali. Ale oni nie czytają Muzyko(b)loga i nie wiedzą, co dobre :) Oczywiście trochę żałuję, jednak zmęczony egzaminacyjnym piątkiem postawiłem na starych (choć młodszych wiekiem i stażem) ulubieńców. Na zakończenie dnia miałem jeszcze nadzieję na zabawę przy dźwiękach DJ setu Chase & Status, jednak trafiłem na wyjątkowo agresywny grime, a liczba podpitych malkontentów dookoła rosła z każdą minutą. Postanowiłem więc nie ryzykować trafienia w komunikacyjną pustkę, zaliczyłem lekko surrealistyczny nocny spacer mostem Poniatowskiego (ostatnio miałem taką okazję podczas wizyty Baracka Obamy w 2011), a na Marszałkowskiej udało mi się szczęśliwie złapać autobus do zawsze przygarniającego mnie w takich sytuacjach Wawra. Ciekawe, jaką drogą podążył mijany przeze mnie autobus podstawiony pod stadion? Most był zamknięty dla ruchu kołowego, a zawrócenie na dwukierunkowej ulicy przed barierką wymagało od kierowcy sporych zdolności...
***

Interesującą relację z pierwszego dnia tegorocznego Open'era napisał już Maciek, dorzucę jednak do niej swoje trzy grosze. Wszak mniej więcej od połowy koncertu The Black Keys cieszyliśmy się tym wydarzeniem osobno (ja o tyle mniej, że się o niego trochę martwiłem; dlaczego, wyjaśnię za chwilę). Jechałem do Gdyni w dość surrealistycznej otoczce, ponieważ w drodze musiałem poradzić sobie z pewną misją z pracy z gatunku tych, których zazwyczaj nie wykonuję bez dostępu do laptopa, ale jak to mówią: "chcieć, to móc", tudzież "potrzeba matką wynalazków" :) Przy wejściu na teren festiwalu zaskoczył mnie nakaz oddania słuchawek do telefonu (?!), no ale cóż, oszczędziło się na czym innym, można wydać parę złotych na depozyt. W taki dzień nawet przydybanie przez ankieterki podczas trochę przedwczesnego wypróżniania plecaków ze słodyczy nie było w stanie popsuć nam humoru.

Nasz pierwszy środowy koncert w wykonaniu polskiego tria Eric Shove Them In His Pockets nie wywarł na mnie większego wrażenia. Żałuję, że nie udało się nam znaleźć czasu na wspominanych kilka razy na tym blogu Fair Weather Friends. Często mam problemy z wytłumaczeniem moim kolegom, że z racji obowiązków zawodowych nie jestem w stanie wpadać "przy okazji" na występy polskich gwiazdek indie, jednak Maciej był ukierunkowany na największe gwiazdy line-upu. Dlatego też nie znaleźliśmy czasu na Metronomy, którzy być może bardziej przekonaliby mnie do siebie w wersji live, niż studyjnej... Kogo więc widzieliśmy? Np. kochanych od lat przez polską publiczność, a wciąż mało mi znanych Interpol. Moją uwagę najbardziej zwracał przystojniak z gitarą - Daniel Kessler. Jedyny ze słynącej z elegancji grupy nawet nie poluźnił kołnierzyka w tym upale! Zdziwił mnie brak The Heinrich Maneuver w wyczerpującej setliście. Jak widać - czas na odrobienie zaległości.

Trudno mi napisać coś sensownego na temat pierwszego polskiego występu The Black Keys, ponieważ nie spodziewałem, że już wraz z pierwszymi taktami muzyki zostanę wciągnięty w "młyn", jakie do tej pory znałem tylko z OFF Festivalu (spoiler: w tym roku dzięki pomocy koleżanek i kolegów udało mi się je omijać). A może nawet intensywniejszy! Znając tylko dwa ostatnie albumy (uczciwie powiem, że to nie jest moja stylistyka), mogę oceniać występ jedynie po jego długości, a była ona najdłuższa ze wszystkich, które zaliczyłem 2 lipca. Po zakończeniu zasadniczego występu i krótkiej przerwie nastąpił jeszcze akustyczny epilog, ale wtedy starałem się już znaleźć dla siebie dobre miejsce po drugiej stronie terenu - pod namiotem. Fani gatunku na pewno mogli czuć się zadowoleni. Dan Auerbach powiedział o publiczności: "Open'er jest cztery razy mniejszy od Glastonbury, ale jest na nim dziesięć razy więcej energii". Na pewno był szczery, ponieważ po kilku godzinach poinformowano o przyszłorocznym koncercie duetu w Łodzi. Bardzo cieszy, że taki rozwój wypadków dotyczy coraz większej liczby wykonawców.

Jeszcze zanim nadszedł - jak dla mnie - gwóźdź programu, trafiłem na (dość długą) końcówkę występu sióstr Przybysz (Archeo) z Night Marks Trio. Dziewczyny znane przede wszystkim z projektu Sistars sprawiały sympatyczne wrażenie, ale tym razem zaprezentowały się w mocno hermetycznej elektronicznej odsłonie. Potem nastało długie oczekiwanie, po którym na scenie pojawiły się już wiele razy chwalone na tym blogu siostry Haim! Czy to był dobry koncert? Na pewno interesujący, z pewnością również inny niż oczekiwałem. W tym wypadku naprawdę warto byłoby sprawdzić zawczasu setlistę, zamiast oczekiwać na niespodzianki. Trio (plus perkusista) na żywo stara się udowodnić, że jest przede wszystkim inspirującym się R&B zespołem rockowym, a nie popowym. Dlatego zabrakło takich melodyjnych numerów, jak Days Are Gone czy Running When You Call My Name, zaś inne zabrzmiały w sposób dość odmienny od wersji studyjnej (np. Falling). Najbardziej "podobne do siebie" było chyba The Wire. Na żywo zdecydowanie najładniejsza jest Alana :), która zaprezentowała się w ekstrakrótkich szortach, ale Este mimo łatki najbardziej bojowej z tej trójki również jest sympatyczniejsza niż można było się spodziewać (aczkolwiek sławny bassface robi wrażenie...takie, jakie powinien). Nawet jeżeli wzmianka o poszukiwaniu polskiego męża to tylko kurtuazja (ciekawostka: na początku działalności grupy krążyły plotki, że Este jest lesbijką). O dziwo, najmniej charyzmy (i najmniej seksowny głos!) ma wokalistka - Danielle, która prawie nie odzywała się do widowni. Esencją występu było brzmiące bardzo plemienne improwizowane solo całej czwórki na bębnach.

Nie minęła nawet godzina i było już po imprezie. Nie czekając na bis, którego zresztą nie było, przemieściłem się pod główną scenę, którą zajęli inni moi muzyczni bohaterowie 2011 - Foster the People. Czuć, że wciąż mają duży sentyment do debiutu, ponieważ usłyszeliśmy jego większą część. Miało się wrażenie, że promocja Supermodel nie jest priorytetem. Mark Foster z lubością wokalnie "szynszylił", wprawiając wszystkich obecnych w wyborny nastrój. Przestało mieć znaczenie pytanie, czy to nie headliner powinien występować ostatni na scenie głównej i taki drugoligowy zespół powinien zamykać na niej dzień. Trudno powiedzieć, jakie będą dalsze losy tej kapeli. Powtórka z debiutu byłaby mile widziana, z drugiej strony w jednym z numerów zabrzmieli wręcz grunge'owo (było to chyba Are You What You Want To Be?). Czy w ogóle będzie dalszy ciąg i ile będziemy musieli na niego czekać? Mam nadzieję, że jeszcze usłyszymy o Kalifornijczykach, bo bez nich na muzycznym rynku byłoby szaro.

Całego i zdrowego Mavoya spotkałem dopiero na dworcu kolejowym. Pod względem kondycyjnym był to na pewno bardziej udany wypad niż w 2012 r., chociaż cóż mogłoby się równać z magicznym polskim debiutem Jessie Ware... (Pytanie nie jest retoryczne, odpowiedź znajdziecie prawdopodobnie w następnym wpisie). Oczywiście wyborowi dnia towarzyszyły pewne rozterki; kto nie chciałby zobaczyć na żywo Lykke Li albo Banks? Fascynujący musiał być również recital Jacka White'a, chociaż na początku lipca nie byłem jeszcze tego świadomy. Żal tylko, że za rok z powodu przeprowadzki do Warszawy  i zmiany trybu pracy na ściśle etatowy prawdopodobnie nie pojawi się na Babich Dołach. Chociaż, jeżeli coś mnie zachęci repertuarowo, może uczynię ku temu jakieś kroki. Aczkolwiek po tegorocznych przeżyciach chyba musiałby to być koncert Passion Pit (chociaż wciąż poluję też na The Big Pink i Friendly Fires). Druga część relacji - jeszcze w tym tygodniu!