Dopiero dzisiaj połapałem się, że jutro jest Prima Aprilis i warto byłoby jakoś uczcić to na blogu ;) Dlatego dzisiejszy wpis będzie dość krótki - bo i muzyka mówi sama za siebie, i od pewnego czasu o zespole jest dość cicho, więc nie jestem w stanie podzielić się zbyt wieloma ciekawostkami na jego temat. Myślę tutaj o formacji Delphic z Marple Bridge w aglomeracji Manchesteru.
Ten kwartet (James Cook - wokalista i basista, Richard Boardman - klawiszowiec, Matt Cocksedge - gitarzysta, Dan Hadley - perkusista) należy do zespołów, które nie odniosły wielkiego sukcesu na listach przebojów (w ojczyźnie mieli tylko jeden singiel w pierwszej setce, a płyta Acolyte debiutowała na 8 pozycji, co niezbyt imponuje w przypadku grupy, która zajęła dobre 3 miejsce w prestiżowym plebiscycie krytyków BBC Sound of 2010), jednak sporo osób kojarzy ją (choć oczywiście niekoniecznie z nazwy) z reklam, gier komputerowych i playlist alternatywnych stacji radiowych. Co ciekawe, uwagi te dotyczą nie tylko Wielkiej Brytanii, ale również...Polski. Przecież to ich kawałek Clarion Call stanowił podkład prezentacji jesiennej ramówki TVN w 2010 r.
Utwór ten otwiera jak na razie jedyną płytę tej czwórki. Płytę kipiącą emocjami i pomysłami, osadzoną w tradycji (osoby bardziej osłuchane z klimatami retro podczas zapoznawania się z nią nie raz pomyślą o New Order, zaś Submission to czyste Depeche Mode), a równocześnie supernowoczesną (szczególnie tytułowy klubowy instrumental). Każdy znajdzie na niej coś dla siebie - ciepłą gitarę w końcówce Doubt, radosną ekstazę Halcyon, transowość This Momentary (spory rozgłos zdobył sfilmowany w okolicach dawnej elektrowni w Czernobylu teledysk do tego utworu). Elementy popu, rocka i klubowych brzmień świetnie się ze sobą łączą.
Mnie najbardziej ujęły dwie kompozycje. Counterpoint polecał na forum 80s.pl użytkownik o pseudonimie PrzemekZ, pisząc, że jest niebywale energetyczny i porównując go do 747 Kent (o tej kapeli też niedługo napiszę!) Bardzo mnie zdziwiła taka opinia, ponieważ nie wiedzieć czemu utożsamiłem energię z optymizmem (Przemkowi prawdopodobnie chodziło przede wszystkim o końcówkę tej piosenki), jednak jest faktem, że trudno o niej zapomnieć, kiedy już raz się ją usłyszy. Zawsze dźwięczy mi w uszach, kiedy wydaje mi się, że coś w moim życiu się kończy. W takich sytuacjach jej melodia pomaga mi oczyścić umysł. (Trudno powiedzieć, na ile mój odbiór tej piosenki wiąże się z faktem, że modelka z klipu przypomina pewną uroczą Ukrainkę, z którą chodziłem na studia :)
Mnie najbardziej ujęły dwie kompozycje. Counterpoint polecał na forum 80s.pl użytkownik o pseudonimie PrzemekZ, pisząc, że jest niebywale energetyczny i porównując go do 747 Kent (o tej kapeli też niedługo napiszę!) Bardzo mnie zdziwiła taka opinia, ponieważ nie wiedzieć czemu utożsamiłem energię z optymizmem (Przemkowi prawdopodobnie chodziło przede wszystkim o końcówkę tej piosenki), jednak jest faktem, że trudno o niej zapomnieć, kiedy już raz się ją usłyszy. Zawsze dźwięczy mi w uszach, kiedy wydaje mi się, że coś w moim życiu się kończy. W takich sytuacjach jej melodia pomaga mi oczyścić umysł. (Trudno powiedzieć, na ile mój odbiór tej piosenki wiąże się z faktem, że modelka z klipu przypomina pewną uroczą Ukrainkę, z którą chodziłem na studia :)
Bardzo trafia do mnie też zamykające płytę Remain. Można je porównać do porannego wiatru w nozdrzach po całonocnej upojnej imprezie w zatłoczonym klubie.
Pitchfork nieco krzywił się na ten album, wytykając chłopakom żerowanie na muzycznej przeszłości ich rodzinnego miasta, jednak mi trudno znaleźć na nim choćby jeden słaby punkt (z niesinglowych kawałków bardzo lubię też Red Lights). Nie mogę się doczekać ich nowego krążka, mam nadzieję, że pojawi się jeszcze w tym roku. Na razie wiadomo tylko tyle, że w jednym z utworów gościnnie zaśpiewa wokalistka występująca pod pseudonimem Alyusha Chagrin. Mam nadzieję, że milczenie kapeli jest oznaką perfekcjonizmu, nie zaś niemocy twórczej... Członkowie grupy zawsze podkreślali, że są spokojnymi ludźmi, którzy wolą gmerać w laptopach komponując i rozmawiać o sztuce niż rozbijać się po pubach (nazwę "Delphic" można przetłumaczyć jako "tajemniczy jak starożytna wyrocznia"), więc mogę mieć rację ;)