Głową muru nie przebijesz - czas zakończyć bojkot Blogspotu związany z jego niezdarnym redesignem. W lipcu obiecywałem kontynuację Muzycznej Autobiografii, ale problem polega na tym, że o mojej relacji z muzyką mógłbym napisać nie tylko post, ale powieść, więc selekcja materiału trochę potrwa.
Na razie czas na post edukacyjny. Pisałem już na tym blogu o wielu mało znanych wykonawcach ostatnich dekad (choćby Mew), ale w kwestii moich ulubionych lat 80. skupiałem się do tej pory na największych graczach jak Pet Shop Boys, czy Tears For Fears. Na nich jednak chwała tej dekady się nie kończy. Nieprzypadkowo czasem zdenerwowany snobizmem fanów np. Pink Floyd deklaruję, że bohaterowie tego tekstu są moim ulubionym zespołem. Living in a Box zazwyczani są pamiętani jako gwiazdy jednego przeboju, zespół, który wylansował hit o tym samym tytule, co eponimiczny album (udało się to jeszcze chyba tylko Iron Maiden na skalę metalowego światka, wbrew obiegowej opinii Talk Talk się o to tylko otarli, bo ich debiut nazywał się The Party's Over) lub lekceważeni jako rzekomy generator bezdusznego plastiku, co jest bardzo niesprawiedliwą opinią (wręcz opluł ich np. skądinąd wartościowy portal Popdose).
Grupa powstała w 1985 r. w Manchesterze. Tworzyli ją wokalista Richard Darbyshire, perkusista Anthony "Titch" Crichtlow i klawiszowiec Marcus Vere. Nagrali dwa albumy dla wytwórni Chrysalis: Living in a Box z 1987 i Gatecrashing z 1989. Debiutancki singiel Living in a Box okazał się ich największym przebojem (2 miejsce w Szwajcarii, 4 w Niemczech i Szwecji, 5 w Wielkiej Brytanii). Uważni mogą dostrzec w teledysku legendarnego soulowego wokalistę Bobby'ego Womacka. W nieco późniejszym klipie do So the Story Goes (pod koniec pojawiają się na chwilę słowa w języku polskim) zagrała z kolei Miriam D'Abo - dziewczyna Bonda w filmie W obliczu śmierci. Kolejny krążek kontynuował dobrą passę - w pierwszym promocyjnym kawałku na gitarze zagrał Brian May (w czym on zresztą nie grał...słychać go np. w pięknym Love Train Holly'ego Johnsona). Dużym sukcesem była też ballada Room in Your Heart (znów 5 miejsce i srebrny singiel w ojczyźnie). Niestety zespół ani nie czuł się dobrze labelu, ani sam ze sobą, więc na tym jego historia się skończyła. Darbyshire nagrywał nadal solo, współpracował też regularnie z Lisą Stansfield, próbował pomóc utrzymać się na powierzchni showbiznesu The Temptations, Level 42 i Jennifer Rush. Critchlow zajął się tworzeniem artystycznych iluminacji, zaś Vere - DVD edukacyjnych, skomponował jednak również kilka utworów z niedawnej drugiej części The Lexicon of Love ABC. W 2016 r. muzycy wrócili do działalności koncertowej z popularnym na Wyspach w latach 90. Kennym Thomasem na wokalu.
Nie był to szczególnie ambitny zespół, w części zawdzięczał sukces wymuskanemu imag'eowi (ktoś zażartował na YouTube: "słyszałem, że ich lider dzisiaj sprzedaje nieruchomości; on nawet ubierał się jak sprzedawca nieruchomości!"), a w dobie początków house'u jego lekko inspirowane gospel i muzyką latynoską syntetyczne brzmienie wydawało się na pewno dość konserwatywne, ale mieli niewątpliwy talent do tworzenia beztroskich imprezowych kawałków, a ballady też nie raz firmowali kunsztowne. Ich teksty przekazywały pozytywne przesłanie, np. w mniej znanym singlu Different Air, który może kojarzyć się z historią Pocahontas. Niektórzy doszukiwali się w nich nawet podtekstów socjalistycznych. Poza tym, czy piosenka o mieszkaniu w pudełku nie pasuje do naszych zakręconych czasów (i to na wiele różnych sposobów)?
No comments:
Post a Comment