So this Christmas - jak słusznie zauważył wiele lat temu John Lennon. A niedługo będzie Nowy Rok. Jaki był rok 2012? Dla bloga w pierwszej połowie bardzo udany, w drugiej - trudny, ale jak widać jeszcze żyje. Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wizyty, komentarze, a jednocześnie przepraszam, że tak wiele pozostawiłem bez odzewu albo pojawił się on bardzo późno. Niestety obowiązki naukowo-zawodowe naglą coraz bardziej, dlatego w styczniu działalność bloga i jego profilu FB ulegnie zawieszeniu na przynajmniej pół roku. Wcześniej jednak pojawi się tutaj co najmniej pięć postów, które - mam nadzieję - na jakiś czas stanie się moim opus magnum.
Jaki to był rok dla światowej muzyki pop? Wbrew etatowym malkontentom napiszę: tradycyjnie dobry. Wierzę, że moje podsumowania 2012 Was o tym przekonają :) Na pewno był ciekawy. Zmiany geografii gospodarczej świata, a co za tym idzie wyższe budżety na promocję w różnych do niedawna egzotycznych dla nas krajach, zaowocowały hitami Brazylijczyków i wiadomego Koreańczyka. Wielkiego powrotu tradycyjnego R&B znowu nie było, za to jeszcze mocniej dała znać o sobie ta grupa artystów z tych kręgów, która nie boi się flirtu z elektroniką i stylistyką indie. Na amerykańskich listach sprzedaży i airplay rock "alternatywny" w tej formie, która do niedawna pokutowała w blogowo-kanapowo-koledżowym zaciszu, jak nigdy dotąd zdystansował "tradycyjny". Symboliczny wymiar ma tu zdetronizowanie Gotye na pierwszym miejscu Billboard Hot 100 przez fun. Nigdy wcześniej dwaj byli liderzy Modern Rock Charts nie minęli się na tej pozycji ogólnego zestawienia. Inne symboliczne wydarzenie to dla mnie współpraca Florence Welch z Calvinem Harrisem - sygnał obłaskawienia obecnej generacji indie gwiazd przez mainstream; hołd, który oby nie okazał się przekleństwem. Bardzo szeroko pojęta brytyjska scena klubowa tradycyjnie kwitła i jestem przekonany, że nadal będzie rozkwitać. W Polsce, jak można było się spodziewać, nowelizacja ustawy o radiofonii spłodziła więcej sztampy niż odkryć, ale oczywiście nie wszyscy rodzimi grajkowie mają powody do wstydu.
Ale w tej chwili zaczyna się dzień Wigilii, chociaż z pewnych przyczyn mi już tęskno do Nowego Roku, a właściwie Sylwestra
Nie wiem na ile moja spowodowana względami osobistymi ;) chwilowa (?) "klubowa fiksacja" odbije się na treści tego bloga, jednak nie da się ukryć, że przynajmniej kilku wykonawców w związku z Gwiazdką zachęcało w przeszłości do tańca. Co nie dziwi, należą do nich Pet Shop Boys.
w tym roku sympatyczni Duńczycy z Alphabeat
a w 1993 r. moje tegoroczne odkrycie - Saint Etienne w asyście Tima Burgessa z The Charlatans. (już to sto razy pisałem, ale napiszę jeszcze raz - tak, klawiszowiec tych pierwszych Bob Stanley urodził się 25 XII) Ileż radości w twarzach tych ludzi!
W tym roku w tej kategorii z niezłej strony pokazali się też The Killers i towarzyszący im rodak z Las Vegas Ryan Pardey.
Wszystkim czytelni(cz)kom życzę zdrowych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności w Nowym Roku - spełnienia marzeń, a przede wszystkim jak najwięcej dobrej muzyki w Waszym życiu! Widzimy się 26 (albo) 27 grudnia na singlowym i piosenkowym podsumowaniu roku!
No comments:
Post a Comment