"Nie chcę też składać zbyt wielu obietnic typu: "na pewno nie będę pisał o R&B, metalu i Sabrinie", "co trzecia notka będzie o wykonawcach z Antypodów" albo "setny wpis poświęcę duetowi Simon & Garfunkel". Niestety obietnice mają to do siebie, że najczęściej natychmiast po ich złożeniu ma się ochotę je złamać (aczkolwiek myślę, że są szanse na dotrzymanie tej dotyczącej panów od "Dźwięków Ciszy" :)"
Niby dwa zdania, jakich wiele, o tyle szczególne, że pojawiły się w pierwszym w historii wpisie na tym blogu. Wydawało mi się, że pozostaną tym, czym miały być, czyli żartem, jednak znalazła się jedna osoba, która postanowiła dopilnować, aby dotrzymał najbardziej realistycznej z tych obietnic (przynajmniej w teorii; do pozostałych być może nawiążę w felietonowym podsumowaniu roku). Jeżeli mieliście ochotę przeczytać na tym blogu coś o Simon & Garfunkel dziękujcie Mavoyowi, który w ostatnich miesiącach nie raz pytał mnie niecierpliwie: "ile jeszcze do boksera?" Ale już nie będzie, ponieważ akurat jest to mój post numer sto... Pamiętam swoje obliczenia z początku 2012 r., według których miał się on ukazać się w sierpniu lub wrześniu, jednak kilka zajęć stanęło temu na przeszkodzie, przede wszystkim pisanie doktoratu i współpraca ze stroną outrave.net. Jak jednak widać, wciąż lubię tu wracać :) Więcej o pomysłach na nowy rok napiszę w okolicach Sylwestra.
Tak się często składa, że mój ulubiony utwór danego wykonawcy to jego trzeci lub czwarty największy hit według różnego rodzaju statystyk. Nowojorski tandem nie jest wyjątkiem, chociaż akurat w ich przypadku The Boxer nie byłby dużo wyżej w moim topie wszech czasów niż Mrs. Robinson lub Sounds of Silence. Inna kwestia, że nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek pokuszę się o ułożenie takiego zestawienia. Moje rozeznanie w muzyce starszej niż lata 80. i powstałej w innych krajach niż Wielka Brytania czy USA ostatnio wzrosło, więc może nie jest to misja skazana na niepowodzenie...
Lubię żartować, że Simon & Garfunkel to jedyny oprócz Pet Shop Boys zespół, w którego teksty mam ochotę się wsłuchiwać. Oczywiście mocno uogólniam, ponieważ warto też np. zwrócić uwagę na teksty piosenek grupy Prefab Sprout, do czego mocniej zachęcę Was w nowym roku :) Dlatego dobrze się stało, że przyszło mi pisać o The Boxer w grudniu, kiedy łatwiej można poczuć zimowy wiatr hulający po ulicach Nowego Jorku, które w poszukiwaniu pracy i towarzystwa przemierza tytułowy pięściarz (ostatnio aż za bardzo). Skądinąd "wielkie jabłko" to chyba pechowe miasto - bohaterowie Wielkiego Gatsby'ego żyli akurat w czasach gospodarczej prosperity, a też tęsknili za prostotą rodzinnych stron. Może to właśnie kwestia...pogody, jak zauważył ostatnio inny tamtejszy duet, Holy Ghost!
I do declare :), kiedy obiecałem Maćkowi ten post bardzo identyfikowałem się z podmiotem lirycznym, szczególnie z jego uczuciami w pierwszej zwrotce. Podobnie jak single White Lies, ten utwór był akompaniamentem wielu moich Bezcelowych Wędrówek Przed Siebie ze Słuchawkami na Uszach. W końcu tak mnie zaczęła denerwować ich bezcelowość, że postanowiłem wykorzystywać nadmiar energii fotografując cmentarze (co też wymaga długich spacerów). Większość ówczesnych problemów (finansowych, sercowych, związanych z prokrastynacją) już mnie nie trapi. Mam o wiele więcej interesujących (i całkiem realnych!) pomysłów na życie, niż np. rok temu. W sumie wszystko byłoby super, gdyby tylko obrona doktoratu się tak nie przewlekała...
Co nie zmienia faktu, że siła przesłania tej piosenki, podziw dla tych, którzy pozostają w "ringu", mimo, że otrzymują od życia cios za ciosem (a może zostają tylko dla tego, że nie znają innej rzeczywistości i boją się sprawdzianu na innej arenie?), współczucie dla ofiar niesprawiedliwości i własnych iluzji nadal do mnie przemawiają. Jest to oczywiście zasługa autora utworu (Paula Simona) i jego wykonawców. Wiele pozytywnych recenzji zebrały gitarowe partie Simona i Freda Cartera Jr., jednak największe wrażenie wywierają na mnie nowocześnie brzmiące pogłosy bębnów - zasługa członka Rock & Roll Hall of Fame Hala Blaine'a. Grał on na 50 utworach z pierwszego miejsca listy singli Billboardu! Akurat ten nie odniósł tak dużego sukcesu, jak jego bezpośredni poprzednik - Mrs. Robinson i następca - Bridge Over the Troubled Water, który dał tytuł albumowi, na który trafił również The Boxer (niestety ostatniemu studyjnemu w karierze S&G). Dotarł w 1968 r. do 7 miejsca amerykańskich notowań. Co ciekawe, był to też jedyny kawałek duetu, który trafił na Listę Przebojów Trójki. W 1992 r. przy okazji wydania składanki Definitive Simon & Garfunkel osiągnął 20 pozycję.
Własne wersje tego klasyka nagrali m.in. Bob Dylan (wbrew niezbyt logicznym pogłoskom, że piosenka to szyderstwo z niego), Emmylou Harris, Neil Diamond, Bruce Hornsby, a ostatnio Mumford & Sons, których wykonanie niestety niewiele wnosi, jednak pomysł na tyle podobał się Simonowi, że wziął udział w nagraniu. Trudno mi uwierzyć w informację z Wikipedii, że niemiecka punkowa załoga SFH potrafiła skrócić piosenkę do 3:26 sek (sic!).
O zespole, który zaczynał karierę w 1957 r. jako Tom & Jerry pewnie jeszcze kiedyś wspomnę na blogu, a w następnym wpisie znowu postaram się Was rozbawić ;)
Wrzucasz do kazdego postu film youtube, na stronie jest duzo wiadomosc - mam dobry komputer a i tak zacina mi strone.
ReplyDeleteZastanow sie nad tym bo normalnie nie idzie przegladac strony :)
Fajna piosenka, bardzo sobie cenię ten zespół. Numer pierwsza klasa! :)))
ReplyDelete