Witam po dłuższej przerwie :) Dwa tygodnie temu zbombardowałem Was postami o tematyce "okołokobiecej", dlatego pomyślałem, że dobrze zrobi nam krótki odpoczynek od siebie ;) Poza tym zajęły mnie wyjątkowo męczące sprawy zawodowe, które na szczęście są już za mną, chociaż paradoksalnie nie przybyło mi od tego wolnego czasu :/ Mam jednak nadzieję, że dzięki mądrej organizacji czasu uda mi się zmobilizować do dopracowania kilku ciekawych statystyk oraz "retrotematów", poza tym zbliża się coraz więcej premier płyt moich idoli. Dzisiaj przypomnę jednego z nich - brytyjski kwartet Keane. Swoją drogą zawsze mi się wydawało, że to trio, ale muszę pogodzić się z tym, że w skład formacji wchodzi w tej chwili czterech muzyków: wokalista i gitarzysta Tom Chaplin, klawiszowiec (pianista) Tim Rice-Oxley, perkusista Richard Hughes oraz basista i perkusista Jesse Quinn, który dołączył do nich w 2007 r. Z kronikarskiego obowiązku wymieńmy jeszcze gitarzystę Dominica Scotta, który odszedł w 2001 r., aby poświęcić się studiom na prestiżowej London School of Economics... (Rice-Oxley z kolei studiował filologię klasyczną na University College of London - pamiętam dość żenujący "kurs mitologii dla początkujących" jego autorstwa bodaj z "NME").
...z tym, że w tym czasie o Keane jeszcze mało kto słyszał, także dlatego, że zaczynali w 1993 r. jako coverband pod inną nazwą: The Lotus Eaters (być może inspirowaną liverpoolczykami odpowiedzialnymi za pewien cudny hit lat 80.). Obecna nazwa, która pojawiła się w 1997 r., o dziwo nie ma nic wspólnego z irlandzką piłką nożną, lecz upamiętnia przyjaciółkę matki Chaplina (Cherry Keane), która wspierała młodych muzyków duchowo i finansowo. Zresztą o mały włos historia grupy nie potoczyłaby się w zupełnie innym kierunku, ponieważ w tym samym roku Rice-Oxley otrzymał ofertę zostania klawiszowcem...Coldplay, jednak nie chciał porzucić kolegów.
Czy podjął dobrą decyzję? Z dzisiejszego punktu widzenia łatwo go wyśmiać, jednak wtedy obydwie kapele dopiero startowały do wielkiej kariery. Obydwie zresztą zaczynały w tym samym labelu - Fierce Panda. Przez pierwsze trzy lata nagrań dla wytwórni Island wydawało się, że chłopaki z Battle w hrabstwie East Sussex są jak muzyczny król Midas. Świadczyły o tym zwycięstwo w plebiscycie BBC Sound of 2004 (a było w czym wybierać), dziewięciokrotnie platynowy status debiutanckiej płyty Hopes and Fears, siedmiokrotnie platynowy kolejnej - Under the Iron Sea z 2006, występy na Live 8 i jako support U2, dwie Brit Awards w 2005 (najlepszy brytyjski album i najlepszy brytyjski debiutant), nagroda Ivora Novello dla Rice-Oxleya (pisał dla Gwen Stefani i Kylie Minogue), nominacja do Grammy za debiut roku w 2006 i za zespołowe nagranie pop z wokalem (Is It Any Wonder?) w 2007, udział w projekcie Band Aid 20 i innych przedsięwzięciach charytatywnych... Można powiedzieć, że byli skazani na taki sukces, ponieważ ich teatralne, raz pełne majestatu, innym razem wrażliwości, oparte na dźwiękach fortepianu piosenki równie dobrze trafiały do romantycznych nastolatków, jak i przedstawicieli (a przede wszystkim przedstawicielek) starszego pokolenia. Na 80s.pl użyłem kiedyś sformułowania "muzyka dla gospodyń domowych", czego bardzo szybko żałowałem :) Że świetnie brzmiały w radiu, nie muszę chyba dodawać. Krytykom nie bardzo przypadli do gustu (w "Teraz Rocku" napisano, że "Chris Martin ma charyzmę, a Tom Chaplin ma najwyżej nadwagę" - ciekawe, co ma jedno do drugiego i co by na to powiedziała pewna Adkinsówna z Tottenhamu), ale publika wiedziała swoje. Dwie wyżej wspomniane płyty znalazły się w 2008 r. w pierwszej dwudziestce ankiety na brytyjski krążek wszech czasów ogłoszonej przez magazyn "Q". Wydaje się jednak, że znacznie więcej niż o ich jakości, mówi to mentalności wyznającej zasadę "nothing succeeds like success" klasy średniej, do której wydaje się adresowany ten miesięcznik.
Coś pękło 22 sierpnia 2006 r. Tego dnia Chaplin ogłosił, że musi przerwać trasę koncertową, aby poddać się leczeniu uzależnienia od narkotyków i alkoholu. Jego pobyt w znanym londyńskim ośrodku odwykowym Priory Clinic trwał do października. Patrząc na dziecinną twarz wokalisty, wydawało się, że to ostatnia osoba, która może borykać się z tego typu problemami, jednak jak widać życie w trasie potrafi dać w kość nawet najgrzeczniejszym chłopcom. Na szczęście mimo, że muzycy w latach 2007-08 często mówili w wywiadach o konfliktach interpersonalnych, które musieli przezwyciężyć, zarówno trasa, jak i następny krążek Perfect Symmetry zostały dokończone.
Ta trzecia płyta jest mi wyjątkowo bliska, ponieważ w kilku utworach obok tradycyjnego patosu słychać wyraźne inspiracje synth-popem lat 80. Nie przełożyło się to na weselsze teksty - słowa utworów były nie tylko melancholijne, ale wręcz nihilistyczne (np. Pretend That We're Alone), czego dobrym przykładem jest przejmujący utwór tytułowy, który odebrałem wówczas wręcz jako krzyżówkę Who Wants to Live Forever Queen z The Winner Takes It All ABBY. To też ich pierwszy album, na którym pojawia się gitara elektryczna - do tej pory "wiosłopodobne" dźwięki generował syntezator. Odniósł spory sukces - znowu 1 miejsce w Wlk. Brytanii, 7 w USA (znowu mówi to więcej o spadku sprzedaży niż o rzeczywistej popularności grupy), nagrody dla płyty i singla roku (Spiralling) od "Q".
Nie wiem, czy EP-ka Night Train z 2010 r. (znowu numer 1 na Wyspach!) miała pokazać, że demony przyszłości odeszły w cień, ale współczynnik optymistycznych utworów w porównaniu z poprzedniczką znacznie wzrósł. Jak to z epkami bywa, Anglicy tym razem spróbowali kilku eksperymentów. Mnie bardziej niż piosenki nagrane z kanadyjskim raperem K'Naanem (tak przy okazji: nie rozumiem ludzi, którzy gloryfikują jego duet z Nelly Furtado, a jednocześnie mieszają z błotem One Direction) urzekł cover numeru z repertuaru japońskiej grupy Yellow Magic Orchestra z gościnnym udziałem wokalistki z Kraju Kwitnącej Wiśni oraz...kawałek, który dziwnie przypomina mi niedawny przebój Lauriego :)
7 maja 2012 r. ukaże się kolejny CD Keane pt. Strangeland. Trudno mi powiedzieć, czy ich kolekcja brytyjskich płytowych numerów 1 się powiększy. Singiel Silenced by the Night nie przypadł mi do gustu - czyżby formuła stylistyczna zespołu uległa wyczerpaniu? Pocieszam się, że tak samo nie przekonałem się nigdy do Foot of the Mountain A-Ha, czyli zespołu, który mocno zainspirował Keane, zaś krążek pod tym tytułem uważam za najlepszy, jaki nagrali po reaktywacji w 2000 r. Podobnie pocieszam się w związku z ostatnim singlem Mortena Harketa pt. Scared of Heights, który wydaje mi się trochę zbyt oczywisty jak na twórcę tylu klasyków, ale na ten temat rozpiszę się w innym poście :) Inny pozytywny przykład - Snow Patrol, którzy teoretycznie dawno powinni się wypalić, a przynajmniej moim zdaniem wciąż są w gazie.
Mam nadzieję, że teraz, kiedy Keane oprócz Trójki i stacji regionalnych mogą liczyć na promocję np. w Esce Rock, trzymają jakiegoś asa w rękawie, który przypomni Polakom, że nie skończyli się na Everybody's Changing i może nawet pojawi się zapotrzebowanie na koncert nad Wisłą... (chociaż chyba tak trudno znaleźć dla nich tu grupę docelową, jak Gypsy & The Cat)
Jak dla mnie po kilku latach "Perfect Symmetry" wygląda na najsłabszy album, dlatego cieszę się, że nowy ma być powrotem do korzeni :)
ReplyDeleteJeden z moich ulubionych zespołów.
Wokalista Keane wydaje się na tym zdjęciu lekko "spasiony", ale jeszcze bardziej podejrzane jest to, dlaczego jego koledzy przytulają się do niego… Czyżby to było The Sound Of Arrows, a nie Keane?;-)
ReplyDelete"Everything is beautiful", które Chaplin napisał dla Kylie, faktycznie ma w brzmieniu coś, co przywołuje na myśl niektóre dokonania Keane. Co więcej, nie słychać tu tak bardzo udziału Frasera Smitha - tego od "Number 1" Tinchy'go.
Z Keane jest podobnie, jak z Delphic - również niewiele ich teledysków widziałem. Na kanałach muzycznych, które oglądałem często, gdy grupa była na topie, prawie w ogóle się nie pojawiali, a na YouTube sobie tych klipów nigdy nie włączałem. Ale obejrzę sobie za chwilę "Spiralling", bo bardzo lubię ten kawałek. W pamięci mam również jego wersję w wykonaniu Sugababes;-)
Nowej płyty Keane na pewno posłucham - choćby z blogowego obowiązku. Mam nadzieję, że szybko zacznie mi to sprawiać przyjemność, zwłaszcza że EP-ka "Night train" była zachęcająca.
Plus dla Ciebie za określenie "być w gazie";-)
a@Bloger: Klipy Keane są chyba nie za ciekawe, a "Spiralling" to w ogóle zmarnowany temat. Chyba pisałem to już w wielu miejscach, ale moim zdaniem obraz do tej piosenki powinien być dekadencki - panie w wieczorowych sukniach grające w bilard, panowie w białych frakach wpychani do basenu :) (przecież to takie trochę "Look of Love" v.2), a nie jakieś robociki (BTW: Zwróćcie uwagę, że nad teledyskiem jest link do dużo lepszej wersji albumowej).
ReplyDelete@Michał: Zaraz posłucham tej piosenki, która weszła u Ciebie na liście, bo chyba nie znam.