Friday, August 2, 2019

Muzyczna autobiografia, odc. 5

Mimo braku większości topowych zachodnich wykonawców, śledziłem tracklisty tego cyklu

Rozpoczęcie nauki w liceum było dla mnie ważnym przełomem, choćby dlatego, że musiałem się przeprowadzić z niewielkiego Sztutowa do Gdyni (przez rok mieszkałem na stancji, przez dwa - dla oszczędności - w internacie).
Nazwa szkoły - III LO im. Marynarki Wojennej - pewnie wielu czytelnikom coś mówi, szczególnie tym z Pomorza. Składając papiery, słyszałem o dwóch stereotypach - że uczą się tam same kujony lub same ćpuny. Obydwa okazały się nieprawdziwe. Wspominam jednak ten okres w życiu bardzo źle (mówiąc ściślej: staram się w ogóle nie wspominać). Druga dekada życia to chyba trudny czas dla większości ludzi. Nastolatki są zasadniczo nadwrażliwe i egocentryczne, od czego nie byłem wyjątkiem. Sporo kolegów skrzywdziło mnie, ja też na pewno skrzywdziłem paru - brzydkim donosem albo robieniem problemów z niczego (np. że ktoś "gwałci język" podpisując się Magda zamiast Magdalena albo że koleżanka zaczęła chodzić na solarium - a nawet nie byłem wtedy świadomy jego szkodliwości dla zdrowia, chodziło tylko o względy estetyczne). Niestety, z protekcjonalnego i roszczeniowego stosunku do kobiet wyleczyłem się dopiero kilka lat temu. Obawiam się, że z nabytego wtedy chorobliwego braku pewności siebie nie wyleczę się chyba nigdy. Ze znęcaniem się mięśniaków trudno było walczyć, wszelkie konflikty były zamiatane pod dywan z pobudek PR-owych. Z pozytywów najmilej wspominam chyba medal za osiągnięcia artystyczne w ostatniej klasie, konkretnie napisanie i wystawienie musicalu (czułbym się z tym pewnie jeszcze lepiej, gdyby jeden z laureatów medalu za wyniki w nauce nie byłby dziś znany głównie z szarpania się po pijanemu pod warszawską knajpą...)

Muzycznie był to na pewno bardzo ważny dla mnie czas, ale nie tak ważny, jak ostatnie lata studiów albo początki tego bloga. Moje obecne nawyki chyba najmocniej ukształtował ciągły dostęp do radia, głównie z przenośnego odtwarzacza. Pozwolę sobie szerzej opisać repertuar stacji, do których miałem dostęp w Trójmieście w latach 2002-2005, ponieważ zdaję sobie sprawę, że dla ludzi urodzonych w ostatnim ćwierćwieczu może być to kompletna abstrakcja. 

Przede wszystkim wydaje mi się, że repertuar "goldów" w RMF FM i (szczególnie) Zetce był znacznie szerszy niż dzisiaj. Jeżeli ktoś nałogowo słuchał radia na początku 2003, miał szansę po pewnym czasie znać na pamięć nawet po sześć przebojów Bryana Adamsa, Roxette, Ace of Base i A-Ha. W playlistach było także po kilka utworów T. Love, Wilków i Roberta Gawlińskiego, U2, UB40...i oczywiście Belindy Carlisle. W tym czasie Zetka eksperymentowała też z formatem Płyty Tygodnia (American Life Madonny, One Heart Celine Dion, Bare Annie Lennox, potem chyba dali sobie spokój). Pamiętam też próby urozmaicenia formuły RMF (w 2004?) poprzez możliwość wyboru przez słuchaczy jednej z trzech propozycji do puszczenia w całości, a były to często "snuje" bardziej kojarzące się ze Złotymi Przebojami (Je t'aime...moi non plus, All You Need Is Love) i to one nierzadko wygrywały ten miniplebiscyt. Z goryczą stwierdzam jednak, że najżywszych muzycznych przeżyć komercyjne stacje dostarczyły mi w okresie żałoby po śmierci Jana Pawła II w 2005 (Don't Know Why Norah Jones, Sound of Silence Simon & Garfunkel). 

Trudno to sobie wyobrazić, ale w 2002 nikt nie spodziewałby się pojawienia się formatów Hity na czasie w Esce ani Łagodne przeboje w Radiu Plus. Obydwie stacje grały głównie zagraniczne przeboje, którymi wzgardziła konkurencja. Dzięki temu polscy słuchacze mogli być na bieżąco z brzmieniem czołówki UK Charts (Billboardu w mniejszym stopniu, bo zaczynała się tam dominacja hip-hopu). I Eska, i Plus prawie nie grały goldów (Plus czasem Stinga, Queen lub U2), dzięki czemu znacznie wyprzedzały Zet i RMF w lansowaniu przebojów (Plus grał chyba Bo tutaj jest, jak jest Borysewicza i Kukiza pół roku przed RMF, Eska była pionierką w temacie In-Grid i Kate Ryan). W gdańskim Plusie dodatkową atrakcją było "gitarowienie" wieczornej playlisty wraz z przybliżaniem się do alternatywnych audycji Adama Czajkowskiego, którą opiszę w następnym odcinku. Mam na myśli takie numery, jak Little by Little Oasis, Side Travis, Ocean Spray Manic Street Preachers, czy This Year's Love Davida Graya. Stacja wybierała Piosenki Tygodnia, podobnie jak konkurencyjne Radio Gdańsk, ale niewiele z nich pamiętam - z Plusa tylko Dove (I'll Be Loving You) Moony (to jeszcze wakacje 2002) i Naughty Girl Holly Vallance, a z Gdańska - Soft Like Me Saint Etienne, które zostało w playliście na lata (może do dzisiaj).

Radia Gdańsk słuchałem częściej w kolejnych latach, jako student. W liceum najbardziej podobały mi się cotygodniowe raporty ze światowych list przebojów. W Trójmieście można było słuchać także Wawy, która wówczas reklamowała się hasłem "Najlepszy miks przebojów - lata 80, 90 i najnowsze", starając się utrzymywać parytet wszystkich trzech dekad (nie wyróżniała się więc niczym szczególnym). Złote Przeboje zwane u nas Treflem wtedy konsekwentnie stawiały na starocie (Kombi, ABBA, Boney M., Budka Suflera, Perfect). Podchwyciłem u nich Land of Make Believe Bucks Fizz. Zabawne, że dopiero kilka miesięcy temu doszedłem do tego, że często grali Fantasy Earth, Wind & Fire - z uwagi na tekst wydawało mi się, że to...Twelfth of Never Donny'ego Osmonda. Wiosną 2003 moją uwagę zwróciły pełne humoru okołogodzinne audycje polegające na rozmowach Wojciecha Manna z dziennikarzem, którego nazwiska niestety nie pamiętam na różne retrotematy, np. one hit wonders (m.in. Joe Dolce, David Dundas), gwiazdy polskiego pochodzenia, wokaliści, których stłamsiła brytyjska inwazja (Ken Dodd, Frank Ifield, PJ Proby), plagiaty, wykonania unplugged (tu akurat puścili oklepańce typu Luka i Twist in My Sobriety).

Repertuar Zetowo-Wawowy, czyli mieszankę dość oczywistych nowości ze starociami serwowała także nieistniejąca już Eska Nord, której głównymi atrakcjami była "Godzina miłości" codziennie o 22, czyli piosenki rzekomo dobre jako akompaniament do seksu (były m.in. Straight to Number One Touch & Go i Drive The Cars - wtedy wydawało mi się, że to piosenka...U2), a także obejmująca 25 miejsc lista przebojów. Jednym z jej dwóch prowadzących był Mariusz Pucyło - długowłosy idol pomorskich nastolatek z czasu prowadzenia w latach 90. w TV Gdańsk programu "Muzyczny quiz", wtedy wyglądający już mniej grunge'owo. Mniej więcej połowę programu stanowiły pogaduszki prezenterów. Każdy odcinek miał (oczywiście dość błahy) temat przewodni, na który słuchacze mogli wypowiadać się SMS-owo.

Po latach ograniczonego dostępu do popu byłem zbyt zajęty łowieniem w eterze po raz dziesiąty Two Hearts Phila Collinsa albo The Best of Me Bryana Adamsa, żeby szukać audycji tematycznych (poza tym wiadomo - kiedyś trzeba było odrobić pracę domową), dlatego w pierwszej klasie liceum praktycznie nie miałem kontaktu z Trójką, choć nadal śledziłem notowania w Internecie. Ostatecznie we wrześniu 2003 uznałem, że skoro na liście jednocześnie przebywają Coldplay (z God Put a Smile Upon Your Face), Travis (z Re-Offender), Placebo (z This Picture), The White Stripes (z Seven Nation Army), The Dandy Warhols (z You Were the Last High), Starsailor (z Silence Is Easy), Radiohead (z Go to Sleep), Stereophonics (z Maybe Tomorrow) i R.E.M (z Bad Day) - czyli wszyscy poza Blur ówcześni gitarowi bohaterowie UK Charts, trzeba się przełamać i posłuchać. Patrząc na notowania z tego miesiąca, chyba najmilej wspominam...Fake Simply Red (mam wrażenie, że Lorde zerżnęła stamtąd pianino w Green Light) oraz pełne energii Placebo. Zupełnie zapomniałem, że w poczekalni był JT, którego wtedy nie darzyłem sympatią.

W kolejnych latach słuchałem listy dość regularnie, przestałem w 2011. Bardzo późno wyzwoliłem się z przekonania, że jeżeli coś jest na LP3, automatycznie musi być dobre i cała Polska powinna tego słuchać. Pierwszy raz miałem takie wątpliwości przy Ramonie Rey, potem przy Marii Peszek (choć "miasto przestrzeni rozbitej" to fajna fraza), a największe przy Młodej urodzie. Nie cierpię też Sarenki (Co to ma być? Oda do seksmasaży w Tajlandii? Numer niewarty udziału Stanisława Soyki, łagodnie rzecz ujmując). Bardzo ucieszyło mnie dojście do pierwszego miejsca Somebody Told Me The Killers, choć z perspektywy czasu o wiele bardziej wolałbym tam ujrzeć Mr. Brightside. Z uwagą słuchałem cyklu "Tysiąc notowań temu", dzięki któremu zauroczyłem się m.in. A View to a Kill Duran Duran, Call of the Wild Midge Ure'a i Calling America Electric Light Orchestra, a także utwierdziłem w miłości do The Power of Love Frankie Goes to Hollywood. Nie mogłem wybaczyć Niedźwiedziowi, że zamiast First of the Gang to Die Morrisseya puścił kiedyś jako komentarz do brytyjskiej listy przebojów Dance with My Father Luthera Vandrossa i Richarda Marxa. Z perspektywy czasu uważam, że nie było się o co spinać.

Zmiana formatu Eski i Plusa bardzo mnie przygnębiła. Dzisiaj już trudno mi stwierdzić, czy uważam Move Ya Body albo single z Destiny Fulfilled Destiny's Child za okropne dlatego, że nie podoba mi się ich styl, czy dlatego, że kojarzą mi się z nieprzyjemnymi momentami (śmiem twierdzić, że pierwsza opcja jest prawdziwa). Pocieszenie przyszło z nieoczekiwanej strony. Podczas wizyty w jednej z gdyńskich kafejek internetowych, w których zazwyczej tapetą dźwiękową była Eska, 4fun.tv albo Radiostacja odkryłem stronę 80s.pl, a zaraz potem jej forum. Byłem niezmiernie szczęśliwy, że mogę z kimś dzielić się z radością z poznania tych około stu evergreenów, które wówczas puszczały polskie stacje radiowe. Z biegiem czasu dzięki sympatii założyciela zdobyłem tam nawet rangę moderatora, ale chyba nie było sensu wmawiać sobie, że lepiej nieustannie przestawać z tymi w większości o wiele starszymi ludźmi, niż szukać wspólnego języka z rówieśnikami, tylko dlatego że nie mają czasu na dyskusje o synth-popie (zresztą nie musiała być to prawda, przed maturą wydawało mi się, że jako jedyny z klasy nie wiem, jak leci We Didn't Start the Fire...) Ciągle wybuchały tam bezsensowne spory polityczne, byłem świadkiem i ofiarą różnych psychologicznych manipulacji, których autorzy pozostawali bezkarni. Ban groził jedynie za ubliżanie Janowi Pawłowi II (rzeczywiście kiepski pomysł bezpośrednio po jego śmierci). Śmieszy mnie też dziś obsesja na punkcie przestrzegania nieżyciowego regulaminu (jeden z użytkowników miał awatar wzywający do skopania kolegów piszących post pod postem!) Nie miało chyba sensu narażanie się tam na stresy, skoro można było tych samych wykonawców poznać gdzie indziej, ewentualnie nieco później. Największym skarbem forum było poznanie Sylwii znanej jako Aurinko, która wtajemniczyła mnie w świat skandynawskiego indie rocka i przez wiele lat miała zawsze czas porozmawiać o brytyjskim. W okresie studiów podyplomowych zacząłem częściej korespondować z Piotrem (konwickim), który dość szybko stał się jednym z moich ulubionych przyjaciół.

O początkach mojej fascynacji dźwiękową alternatywą i jej rozwojem w latach licealnych opowiem w kolejnym odcinku cyklu. To tylko jeden styl, ale sporo wspomnień związanych z muzyką wartą zapamiętania. Być może w przyszłości poniższa playlista zostanie rozbudowana.

No comments:

Post a Comment