Tydzień temu zacząłem felietonową współpracę z portalem SoundUniverse. Przyjąłem tę ofertę z dużą przyjemnością, ponieważ zmobilizowała mnie do zajmowania się innymi tematami, niż złote płyty. Z pewnym opóźnieniem będą się pojawiały też na blogu.
O ile sztuka niewątpliwie jest jedną z najbardziej nieobliczalnych dziedzin ludzkiego ducha i właśnie to czyni ją piękną, show-business jest dość przewidywalny. Jak przebić Live Aid? Zorganizujmy Live 8! Band Aid II się zestarzał? Zbierzmy Band Aid 20! Co po Live 8? Live 808? Na pewno nie Live 88, bo to ulubiona liczba skinheadów. Bob Geldof okazał się bardziej prozaiczny i wymyślił "tylko" Band Aid 30.
Coraz mniej zadowolonych
Wydawałoby się, że tego typu projekty są nie do ruszenia. Miła dla ucha melodia, poruszający tekst, lubiane gwiazdy, szczytny charytatywny cel. Wydaje się jednak, że z każdym kolejnym podejściem opinia publiczna ma coraz bardziej dość Do They Know It’s Christmas?. Zarzuty przybierają formę dyskusji nad wyższością wpłacenia darowizny bez rozgłosu nad medialnym cyrkiem lub krytyki rzekomo protekcjonalnego podejścia do problemów Afryki. Do idei ma zastrzeżenia nawet biorąca udział w nagraniu Emeli Sandé. Można dojść do wniosku, że dla niektórych cokolwiek zrobiliby Geldof i Midge Ure, będzie źle. Zniknęła przecież kontrowersyjna linijka o "palącym słońcu" i dziwne umiejscowione odwołanie do Boga.
Nie można się jednak oprzeć wrażeniu, że organizatorzy Band Aid liczą na krótką pamięć "targetu" tej akcji. Utwór był bowiem kuriozalny od samego początku, lekceważył bowiem fakt, że dotknięci głodem koptyjscy chrześcijanie z Etiopii obchodzą Boże Narodzenie później niż Europejczycy. Niby to drobny szczegół, biorąc pod uwagę, że wirus Ebola dotknął wielu muzułmanów… Po wielu latach wyszło na jaw, że duża część zebranych w 1984 r. pieniędzy została wyłudzona przez miejscowych rebeliantów i przeznaczona na zakup broni. Także już w 2005 r. zastanawiałem się, dlaczego w Johannesburgu w ramach Live 8 nie wystąpiła żadna anglosaska gwiazda. Miejscowi byli zbyt dumni, aby zaprosić potomków kolonizatorów, czy po prostu wszystkim było tam za daleko?
Atmosfery nie polepsza sam Geldof, który na wszelką krytykę reaguje niczym Lech Wałęsa pytany, czy jest Bolkiem. Namawia on Brytyjczyków do usuwania ściągniętego utworu i pobierania go ponownie, zapowiada też wydanie osobnych wersji śpiewanych wyłącznie przez Eda Sheerana i Sama Smitha, bo przecież mamy 2014 rok, a wersja Jessie Ware czy Foals to za duże komercyjne ryzyko. A jeżeli to prawda, że Sandé i Angelique Kidjo nie otrzymały zgody na wykorzystanie własnej redakcji tekstu, sytuacja naprawdę pachnie rasizmem…
Drwiny z koncepcji Band Aid mogą mieć nie tylko moralne, lecz również czysto estetyczne podłoże. Trudno ocenić, ile natura ludzka jest w stanie znieść gwiazdorskich kolektywów śpiewających najczęściej powszechnie rozpoznawalny cover w celach charytatywnych. Obiegowa prawda, że najsłabszą wersję Do They Know It’s Christmas? wykonał Band Aid II to nie tylko rezultat ogólnego znużenia brzmieniem producenckiego teamu Stock-Aitken-Waterman, lecz również pochodna faktu, że to samo trio odpowiadało wcześniej za Let It Be Ferry Aid, z którego dochody przekazano rodzinom ofiar katastrofy promu na Morzu Północnym w 1987 r. oraz wersji Ferry ‘Cross the Mersey Gerry & the Pacemakers w wykonaniu sławnych liverpoolskich wokalistów, która powstała po tragedii na stadionie Hillsborough dwa lata później.
W tym roku uczucie déjà vu jest chyba jeszcze większe, skoro dopiero co miała miejsce premiera opartej na tym samym pomyśle przeróbki God Only Knows The Beach Boys na potrzeby akcji „Children In Need”, która sama w sobie uważana jest za kalkę głośnego coveru Perfect Day Lou Reeda z 1997 r., a drugą towarzyszącą temu wydarzeniu piosenkę również wykonuje chór, tyle że złożony z amatorów. Generalnie uważam, że gromadzenie wielkich nazwisk za wszelką cenę, czy na trackliście składanki, czy do nagrania duetu, to przeceniona metoda na sukces, ale to już temat na inny felieton, ponieważ z wiadomych względów Band Aid nie jest najlepszym przykładem na poparcie tej tezy.
Jednym z najbardziej pozytywnych aspektów tego przedsięwzięcia jest bowiem uchwycenie na wieczną rzeczy pamiątkę kształtu brytyjskiej sceny muzycznej w danym okresie. Oryginalny Band Aid doskonale oddaje moment, w którym scena nowej fali i new romantic wraz ze swoimi słuchaczami na tyle dojrzała, że była gotowa wcielić się w rolę mainstreamowego popu (skądinąd kiedy pierwszy raz usłyszałem Do They Know It’s Christmas? wziąłem Paula Younga za Freddy’ego Mercury’ego, a Simona le Bona z Duran Duran za Eltona Johna!). Jak łatwo zauważyć, Amerykanie wybrali inne podejście do USA for Africa. We Are the World mimo obecności Cindy Lauper czy Kim Carnes to przede wszystkim celebracja historii amerykańskiej muzyki popularnej z takimi jej legendami, jak Bob Dylan czy Ray Charles. Oczywiście nietrudno było osiągnąć taki efekt, skoro np. Michael Jackson i Bruce Springsteen uzyskiwali status ikon na oczach tamtej generacji.
Jak już wspomniałem, Band Aid II to relikt epoki dominacji produkcji Stock-Aitken-Waterman na UK Charts, z kolei Band Aid 20 przypomina o znaczeniu soft-rockowego nurtu new acoustic (Coldplay, Keane, Snow Patrol, Travis), którego liderzy mieli przy tej okazji możliwość spotkać się w studiu ze swoimi idolami z U2 i Radiohead. W 2004 r. był to mój ulubiony podgatunek popu, dlatego czekałem z wypiekami na twarzy na premierę tego singla, a czekałbym z jeszcze większymi, gdybym już wtedy doceniał chórzystów: Neila Hannona z The Divine Comedy i Roisin Murphy. Nie spodziewałem się, że brzmienie kawałka zdominują The Darkness i Dizzee Rascal…
W ten sposób dotarliśmy do czasów takiego rozczłonkowania sceny rozrywkowej, że równie dobrze mogłyby powstać osobne wersje Folk Aid, Indie Aid, Pop Aid etc., ponieważ jest coraz mniej gwiazd, które docierają do naprawdę szerokiej publiczności. Niby taka demokracja ma swoje dobre strony, jednak kiedy dochodzi do zetknięcia tak dużej liczby przedstawicieli różnych muzycznych światów, łatwo o kakofonię. Tutaj do niej nie doszło, uważam, że rezultat jest całkiem miły dla ucha. Świąteczny cud? Raczej profesjonalizm wszystkich zaangażowanych. Profesjonalizm, który coraz częściej wygrywa z nieskrępowanym natchnieniem, szczególnie gdy stawką są pieniądze – mniejsza o to, w jakim celu zostaną wydane.
Na zakończenie szczypta brytyjskiego (ogromnie stronniczego, nie ze wszystkim się zgadzam) humoru | Klik!
No comments:
Post a Comment