Gdyby zadać pytanie: "z czyich zmarszczek można wyczytać historię ostatniego półwiecza rocka"?, na pewno większość respondentów odpowiedziałaby: Keitha Richardsa lub Stevena Tylera. Gdyby zapytać o charyzmatycznego, pełnego temperamentu hard rockowego frontmana z lat 80. o imieniu David, pewnie większość melomanów (przynajmniej amerykańskich) wskazałaby Davida Lee Rotha. Ale przecież "ten drugi" nie powinien być dla nas tylko "tym drugim".
Panie i Panowie, bohaterem dzisiejszego wpisu jest gość niedawnego Hard Rock Heroes Festival w Katowicach, wulkan seksu, gejzer energii, Doktor Miłości i Hoochie Cootchie Man... David Coverdale!!
Jeśli te gadki wydają Wam się znajome, nie powinno Was to dziwić. Jego zespół Whitesnake, podobnie jak Europe, był niejednokrotnie traktowany lekceważąco, szczególnie przez tych, którzy zazdrościli mu reklamy w postaci występów seksownej (wtedy) modelki Tawnyi Kitaenn w teledyskach. Ale przecież to nie Tawnya załatwiła mu nagrania z Jimmy'm Page'm... Poza tym Coverdale jest fanem głosu Tempesta i zaprosił go swego czasu do wspólnego występu. Wreszcie do opisu kariery Whitesnake (i wielu innych starszych kapel, które załapały się na okres popularności hair metalu, np. Aerosmith) również można użyć wymyślonego przeze mnie podziału na okres wczesny, klasyczny i "modernistyczny", z tym, że oczywiście Coverdale rozpoczął swoją karierę nagraniową znacznie wcześniej niż Szwedzi.
To, że Anglik nie jest wymieniany jednym tchem razem z innymi legendami ciężkiego grania w dużej mierze wynika z tego, że przez dużą część kariery musiał ścigać się z legendą innych: w Deep Purple - Iana Gillana, a w duecie z Pagem - Roberta Planta. Jak wieść głosi, w 1982 r. miał szansę skompletowania pewnego rodzaju hat-tricka, jednak odrzucił propozycję występów w Black Sabbath. Jego odmowa na pewno w dużej mierze była spowodowana chorobą córeczki, która spowodowała przerwę w działalności Whitesnake, ale raczej tego nie żałował, biorąc pod uwagę, że najlepsze lata grupy miały dopiero nadejść. Zresztą "na swoich śmieciach" również otaczał się uznanymi nazwiskami. W różnych okresach historii formacji w jej skład wchodzili m.in. byli koledzy Dave'a z Purpli - klawiszowiec Jon Lord (1978-84) i perkusista Ian Paice (1979-82), inny sławny bębniarz - Cozy Powell (Rainbow, potem Black Sabbath; 1982-84), gitarzysta John Sykes (Thin Lizzy; 1983-87), czy wirtuoz tego instrumentu Steve Vai (1989-91), a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Sama nazwa Whitesnake wzięła się od tytułu solowego albumu, który Coverdale nagrał po rozpadzie Deep Purple (White Snake z 1977). Pierwszy skład grupy utworzyli muzycy akompaniujący mu na trasie koncertowej. Materiał zawarty na pierwszych pięciu płytach (Trouble - 1978, Lovehunter - 1979, Ready an' Willing - 1980, Come an' Get It - 1981, Saints & Sinners - 1982) nawiązywał do tego, co grała "Purpura" z Davem na wokalu w latach 1973-76 na Burn, Stormbringer i Come Taste the Band, czyli mieszanki hard rocka i blues rocka z boogie, soulem i funkiem. Poczynając od Slide It In z 1984, brzmienie Whitesnake zaczęło nabierać bardziej jednoznacznie heavy metalowego charakteru i komercyjnego sznytu, co miało pomóc w zdobyciu rynku amerykańskiego.
Upragniony sukces za oceanem przyszedł w 1987 r. wraz z krążkiem, który ukazał się aż pod trzema tytułami - Whitesnake w USA, 1987 w Europie i Serpens Albus (haha) w Japonii. Gorąco zachęcam się do zapoznania się z nim w całości. Coś dla siebie znajdą na nim fani czadowego grania (np. sławne Still of the Night, Give Me All Your Love, Crying in the Rain), jak i miłośnicy muzyki łatwo wpadającej w ucho (patrz niżej). Album doszedł w Stanach do niebotycznego - zważywszy, na dość statyczny charakter list sprzedaży w tym kraju w tamtej dekadzie - 2 miejsca, siedem razy pokrył się platyną i wylansował dwa do tej pory chętnie przypominane przez stacje "oldies" megahity: Here I Go Again (1 miejsce na Billboardzie) i balladę Is This Love (2 lokata).
Na okres największej w historii popularności (relatywnie) ciężkich brzmień przypadła jeszcze płyta Slip of the Tongue z 1989, po czym Coverdale rozwiązał Whitesnake. Nie zasypiał jednak gruszek w popiele, nawiązując współpracę z gitarzystą Led Zeppelin Jimmym Pagem. Jej owocem był krążek zatytułowany po prostu Coverdale/Page, który ukazał się w 1993. Spotkał się on ze sporym zainteresowaniem fanów rocka, jednak większość potraktowała go jedynie jako przerywnik w działalności duetu Page/Plant.
W kolejnych latach działalność Whitesnake i ich wokalisty śledzili głównie zatwardziali amatorzy hard rocka, a sporo się w tym czasie u nich działo (i nadal dzieje). Kapela w różnych składach odbyła kilka tras koncertowych (30 X 1997 zagrali w katowickim Spodku), w 2000 ukazał się solowy album Davida Into the Light, zaś dyskografia "Węża" wzbogaciła się o kolejne cztery pozycje - trzy premiery (Restless Heart z 1997, Good to Be Bad z 2008, Forevermore z 2011) i nagrane live Starkers in Tokyo (1998).
Uff, dużo tego, nieprawdaż? Co warto poznać, poza trzema najbardziej znanymi przebojami z 1987? Np... inne piosenki z 1987 :), choćby monumentalną balladę Looking for Love. Inne kawałki z tej płyty, np. Straight from the Heart idealnie nadają się na rozkręcenie rockowej imprezki, podobnie jak Guilty for Love z 1984, który mocno kojarzy mi się z Boys Don't Cry The Cure. Warto pamiętać także o raczej niedocenionych singlach ze Slip of the Tongue. Czy Wam też się wydaje, że Stachursky splagiował The Deeper the Love w Tam gdzie ty? :)
Restless Heart w pierwotnym założeniu miała być solowym dokonaniem Coverdale'a, jednak wytwórnia wymogła na nim promocję pod szyldem zespołu. Płyta trochę nie trafiła w swój czas (zawsze łączę ją w myślach z wcześniejszą Mr. Moonlight Foreigner, bo poznałem je dzięki tej samej osobie), do tego jak powiedziała mi największa znana mi f-Anka zespołu (dzięki niej wiem, że węża można mieć nie tylko w kieszeni i tam, gdzie David :)), publice trudno było zaakceptować swego idola jako bruneta (wyglądał wtedy jak Ric Ocasek z trwałą, a to nigdy nie jest komplementem), co nie znaczy, że nie ma na tej płycie czego posłuchać.
Sama nazwa Whitesnake wzięła się od tytułu solowego albumu, który Coverdale nagrał po rozpadzie Deep Purple (White Snake z 1977). Pierwszy skład grupy utworzyli muzycy akompaniujący mu na trasie koncertowej. Materiał zawarty na pierwszych pięciu płytach (Trouble - 1978, Lovehunter - 1979, Ready an' Willing - 1980, Come an' Get It - 1981, Saints & Sinners - 1982) nawiązywał do tego, co grała "Purpura" z Davem na wokalu w latach 1973-76 na Burn, Stormbringer i Come Taste the Band, czyli mieszanki hard rocka i blues rocka z boogie, soulem i funkiem. Poczynając od Slide It In z 1984, brzmienie Whitesnake zaczęło nabierać bardziej jednoznacznie heavy metalowego charakteru i komercyjnego sznytu, co miało pomóc w zdobyciu rynku amerykańskiego.
Upragniony sukces za oceanem przyszedł w 1987 r. wraz z krążkiem, który ukazał się aż pod trzema tytułami - Whitesnake w USA, 1987 w Europie i Serpens Albus (haha) w Japonii. Gorąco zachęcam się do zapoznania się z nim w całości. Coś dla siebie znajdą na nim fani czadowego grania (np. sławne Still of the Night, Give Me All Your Love, Crying in the Rain), jak i miłośnicy muzyki łatwo wpadającej w ucho (patrz niżej). Album doszedł w Stanach do niebotycznego - zważywszy, na dość statyczny charakter list sprzedaży w tym kraju w tamtej dekadzie - 2 miejsca, siedem razy pokrył się platyną i wylansował dwa do tej pory chętnie przypominane przez stacje "oldies" megahity: Here I Go Again (1 miejsce na Billboardzie) i balladę Is This Love (2 lokata).
Na okres największej w historii popularności (relatywnie) ciężkich brzmień przypadła jeszcze płyta Slip of the Tongue z 1989, po czym Coverdale rozwiązał Whitesnake. Nie zasypiał jednak gruszek w popiele, nawiązując współpracę z gitarzystą Led Zeppelin Jimmym Pagem. Jej owocem był krążek zatytułowany po prostu Coverdale/Page, który ukazał się w 1993. Spotkał się on ze sporym zainteresowaniem fanów rocka, jednak większość potraktowała go jedynie jako przerywnik w działalności duetu Page/Plant.
W kolejnych latach działalność Whitesnake i ich wokalisty śledzili głównie zatwardziali amatorzy hard rocka, a sporo się w tym czasie u nich działo (i nadal dzieje). Kapela w różnych składach odbyła kilka tras koncertowych (30 X 1997 zagrali w katowickim Spodku), w 2000 ukazał się solowy album Davida Into the Light, zaś dyskografia "Węża" wzbogaciła się o kolejne cztery pozycje - trzy premiery (Restless Heart z 1997, Good to Be Bad z 2008, Forevermore z 2011) i nagrane live Starkers in Tokyo (1998).
Uff, dużo tego, nieprawdaż? Co warto poznać, poza trzema najbardziej znanymi przebojami z 1987? Np... inne piosenki z 1987 :), choćby monumentalną balladę Looking for Love. Inne kawałki z tej płyty, np. Straight from the Heart idealnie nadają się na rozkręcenie rockowej imprezki, podobnie jak Guilty for Love z 1984, który mocno kojarzy mi się z Boys Don't Cry The Cure. Warto pamiętać także o raczej niedocenionych singlach ze Slip of the Tongue. Czy Wam też się wydaje, że Stachursky splagiował The Deeper the Love w Tam gdzie ty? :)
Restless Heart w pierwotnym założeniu miała być solowym dokonaniem Coverdale'a, jednak wytwórnia wymogła na nim promocję pod szyldem zespołu. Płyta trochę nie trafiła w swój czas (zawsze łączę ją w myślach z wcześniejszą Mr. Moonlight Foreigner, bo poznałem je dzięki tej samej osobie), do tego jak powiedziała mi największa znana mi f-Anka zespołu (dzięki niej wiem, że węża można mieć nie tylko w kieszeni i tam, gdzie David :)), publice trudno było zaakceptować swego idola jako bruneta (wyglądał wtedy jak Ric Ocasek z trwałą, a to nigdy nie jest komplementem), co nie znaczy, że nie ma na tej płycie czego posłuchać.
Umieściłem na powyższej playliście także dwie próbki ostatnich albumów oraz inne ciekawostki - utwór, który dotarł do pierwszej dziesiątki listy przebojów Trójki i powraca w Esce Rock w czasie żałoby narodowej, kompozycję napisaną z Hansem Zimmerem i...Billym Idolem na potrzeby filmu Szybki jak błyskawica, pierwszą wersję Here I Go Again z 1982 i jeszcze jedną odsłonę Davida solo. Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej lub podyskutować na temat tego zespołu, polecam: http://forum.80s.pl/viewtopic.php?t=3910
Pewnie, że cenimy, bo David Coverdale dobrym muzykiem jest. :) Lubię jego numery.
ReplyDeleteCo do plagiatu Stachurskyego, to przesłuchałam ten numer i ja tam nie słyszę podobieństwa. Serio. Już bardziej bym się skłaniała, że może w "Czuje i wiem" są jakieś podobne dźwięki, ale nie wiem, bo on ma wszystko takie same. :D
This comment has been removed by the author.
ReplyDeleteCoverdale nie tylko jest dobrym wokalistą, ale też otacza się dobrymi muzykami :), których zmienia jak rękawiczki. Jak na muzyka bazującego na opartym na improwizacji bluesie musi być chyba strasznym perfekcjonistą ;) W ogóle ma bardzo amerykańskie inspiracje, jak na Brytyjczyka, tyle, że od wielu lat mieszka w Stanach, a od paru jest ich obywatelem...
ReplyDeleteChoć trudno w to uwierzyć, Stachursky zaczynał od muzyki tego typu. Kiedyś czytałem, że lubi śpiewać piosenki Foreigner, tylko nie wiem, czy w oryginale, czy po polsku :), a kilka jego piosenek to covery country-rockowej grupy Restless Heart, m.in. "Gdy zapłaczesz".
No i znowu dzięki Twojemu blogowi dowiedziałem się czegoś nowego. Karierą Whitesnake mało się interesowałem, ale coś tam jednak o tym zespole wiem. A Tawny Kitaen faktycznie nie jest dziś szczególnie interesującym obiektem dla mężczyzn;-)
ReplyDeleteNa Whitesnake zwróciła mi uwagę - chyba w 2004 r. - pewna koleżanka. Wtedy posłuchałem po raz pierwszy "Is this love" i do dzisiaj chętnie wracam do tego kawałka. "Here I go again" niezbyt mi się podoba, ale zawsze można sobie wpierw puścić wersję Mandaryny, żeby później docenić kunszt Whitesnake.
Nigdy nie rozumiałem, po co pisać Whitesnake łącznie, ale każdy ma jakiś pomysł na nazwę zespołu. Cóż z tego, że nie zawsze dobry;-)
Kiedy dowiedziałem się, że Whitesnake wydali nową płytę, zastanawiałem się, czy po nią nie sięgnąć. Jak jednak wiesz, albumów do przesłuchania jest u mnie zawsze wiele, więc Whitesnake chyba muszą mi wybaczyć... Nabrałem jednak ochoty, żeby przesłuchać w całości ich najpopularniejszego albumu. Twoja w tym zasługa;-)
Może wydawało mu się, że nazwanie płyty dokładnie tak jak jego solowy album będzie zbyt egocentryczne, a jednocześnie nie miał lepszego pomysłu? :) Ale chyba dobrze się stało, bo White Snake by jeszcze bardziej przypominał inny popularny skład tamtych czasów - White Lion, m.in. wykonujący balladę "When the Children Cry", po latach sparafrazowaną przez Vanilla Ninja.
ReplyDeleteTeż nie słyszałem najnowszej płyty Whitesnake, ale podejrzewam, że nie odkryli Ameryki (hehe). A 1987 warto posłuchać - może wydawać się mocniejsza niż ich poprzednie bluesujące płyty, ale większość utworów jest bardzo melodyjna.
Thank You and I have a nifty present: Who Repairs House Windows house renovation exterior
ReplyDelete