Ech, Florence Welch...
Ruda i totalnie kopnięta.
Jeszcze rok temu chyba więcej ludzi w Polsce myślało o niej w kategoriach tego, co i ile wypiła, niż tego, co nagrała, ale z każdym prestiżowym występem (gala Brit Awards, rozdanie Oscarów) coraz mocniej zdawaliśmy sobie sprawę, że ta artystka nagrała dobry album, dzięki czemu stała się Wielką Nadzieją Indie (Co ja w ogóle bredzę? Jakie Oscary? Mira Art i Mam Talent - to jest to!) Inna sprawa, że chyba nie do końca postrzegaliśmy ją tak, jak sama chciała być postrzegana. Sam dziwiłem się, słuchając Eski Rock, że jej piosenki znajdują się w ich playliście? No, moooże od biedy Dog Days Are Over. Tylko, że na jej debiutanckim krążku Lungs takich kawałków jak ten, jest o wiele więcej. Tym, którzy poznali ją dzięki Ceremonials, może trudno jest w to uwierzyć, ale na początku swojej kariery zbuntowana, garażowa panna Welch wydawała się naturalną kontynuatorką fali zapoczątkowanej w brytyjskiej muzyce przez Lily Allen, a kontynuowanej przez Kate Nash (btw, pamiętacie może Sandi Thom? :) Dowodem jest np. przeurocze Kiss with a Fist.
Tylko, że Florence ma coś czego nie ma Lily Allen - niesamowity głos (no i harfę ;) Oczywiście byłoby dziwne, gdyby te wszystkie atuty nie zostały kiedyś mocniej wykorzystane. Do promocji wybrano utwory, które IMHO mają sporo z indie (What the Water Gave Me - szczególnie końcówka, No Light No Light), ale wraz z Ceremonials dostaliśmy inną Florence - tak samo przykuwającą uwagę, dużo mniej rockową, ale wciąż pełną dzikiej energii. Już nie tak dziewczyńską w tekstach, bardziej uniwersalną. Refren wspomnianego Shake It Out i ta linijka o "ciemności przed świtem" na pewno zdążyły się już stać milionami statusów i forumowych podpisów poszukujących nadziei i ciepła młodych ludzi na całym świecie, tak jak to było z równie aforystycznym Rabbit Heart (Raise It Up). Takie piosenki-pocieszanki zawsze warto mieć w swoim repertuarze, czego dowodem jest duża część dorobku Coldplay, Born This Way Lady Gagi czy Firework Katy Perry.
Skoro już jesteśmy przy popularnej "Pyrze", wydaje mi się, że ta pod wieloma względami niezbyt interesująca wokalistka stała się światową gwiazdą, ponieważ swoim wizerunkiem sprzedaje ona stereotyp amerykańskiej dziewczyny - wyzywającej, zgrabnej, raczej głupkowatej, kochającej Kalifornię, takiej, która masz wrażenie, że zaraz wepchnie Ci hot-doga albo torebkę popcornu w usta i wyda Ci się to cholernie sexy :P Wydaje się, że analogicznie sukces Florence w dużej mierze opiera się na tym, że stała się ona ikoną wyidealizowanej Anglii, do której tak wielu tęskni - kraju złowrogich zamków, romantycznych wrzosowisk i "tajemniczych ogrodów", w którym w każdej chwili można wpaść w zaczarowaną króliczą dziurę, a zamieszkują go wróżki, które przed chwilą zeszły z obrazów prerafaelitów. Świetną ilustracją tego toposu było Wuthering Heights Kate Bush, z którą nasza bohaterka jest często porównywana. Co ciekawe, pewna Angielka zrobiła w tym roku furorę odwołując się do innego stereotypu, tyle że związanego z...USA, ale o tym już przy innej okazji.
Na pewno wielu fanów Lungs narzeka, że płyta nagrana z kilkoma producentami była ciekawsza (tu udzielał się tylko Paul Epworth), że pod koniec robi się trochę monotonnie, że za dużo w tym wszystkim popu, że blisko stąd do terytorium Jima Steinmana (mi tekst If Only For a Night, choć muzyka to w sumie Zombie połączone z Cloudbusting, automatycznie przypomniał klip do Total Eclipse of the Heart :). Ja też, choć mienię się fanem pop, wolę Lungs, jednak cenię również tę płytę - przede wszystkim za głos, energię, klimat niesamowitości, a także kilka bardzo urokliwych melodii (patrz niżej). Trudno nie kibicować takim artystkom w walce o masową widownię.
Tylko, że Florence ma coś czego nie ma Lily Allen - niesamowity głos (no i harfę ;) Oczywiście byłoby dziwne, gdyby te wszystkie atuty nie zostały kiedyś mocniej wykorzystane. Do promocji wybrano utwory, które IMHO mają sporo z indie (What the Water Gave Me - szczególnie końcówka, No Light No Light), ale wraz z Ceremonials dostaliśmy inną Florence - tak samo przykuwającą uwagę, dużo mniej rockową, ale wciąż pełną dzikiej energii. Już nie tak dziewczyńską w tekstach, bardziej uniwersalną. Refren wspomnianego Shake It Out i ta linijka o "ciemności przed świtem" na pewno zdążyły się już stać milionami statusów i forumowych podpisów poszukujących nadziei i ciepła młodych ludzi na całym świecie, tak jak to było z równie aforystycznym Rabbit Heart (Raise It Up). Takie piosenki-pocieszanki zawsze warto mieć w swoim repertuarze, czego dowodem jest duża część dorobku Coldplay, Born This Way Lady Gagi czy Firework Katy Perry.
Skoro już jesteśmy przy popularnej "Pyrze", wydaje mi się, że ta pod wieloma względami niezbyt interesująca wokalistka stała się światową gwiazdą, ponieważ swoim wizerunkiem sprzedaje ona stereotyp amerykańskiej dziewczyny - wyzywającej, zgrabnej, raczej głupkowatej, kochającej Kalifornię, takiej, która masz wrażenie, że zaraz wepchnie Ci hot-doga albo torebkę popcornu w usta i wyda Ci się to cholernie sexy :P Wydaje się, że analogicznie sukces Florence w dużej mierze opiera się na tym, że stała się ona ikoną wyidealizowanej Anglii, do której tak wielu tęskni - kraju złowrogich zamków, romantycznych wrzosowisk i "tajemniczych ogrodów", w którym w każdej chwili można wpaść w zaczarowaną króliczą dziurę, a zamieszkują go wróżki, które przed chwilą zeszły z obrazów prerafaelitów. Świetną ilustracją tego toposu było Wuthering Heights Kate Bush, z którą nasza bohaterka jest często porównywana. Co ciekawe, pewna Angielka zrobiła w tym roku furorę odwołując się do innego stereotypu, tyle że związanego z...USA, ale o tym już przy innej okazji.
My w Polsce już wiemy, że współczesna Wielka Brytania, pełna pubów, piłki kopanej, XIX-wiecznych robotniczych domków i nostalgii po Girls Aloud ma niewiele wspólnego z tym obrazem. Mimo to wydaje mi się, że popularność Florence + The Machine może u nas niedługo znacznie wzrosnąć. Dlaczego? Kluczem do mojej hipotezy są dwa fakty. Pierwszym jest recenzja w "Teraz Rocku", niestety miejscami dość bzdurna, której autor w zakończeniu pisze, że czekał latami na porywające płyty m.in. właśnie Bush, Tori Amos, Sinead O'Connor i Fiony Apple, a teraz już nie będzie, ponieważ jest Florence. Drugim jest fakt odśpiewania przez nią w programie VH1 Divas Walking on Broken Glass Annie Lennox (swoją drogą w tym klipie gra nie kto inny, jak Hugh Laurie :).
Do czego zmierzam? Do tego, że w chwili obecnej na kształt naszego widzenia muzyki największy wpływ (jako programiści radiowi, rodzice, rodzeństwo itd.) ma pokolenie, które najwięcej miłych wspomnień wiąże z latami 90. i nagrywaną wtedy muzyką (trochę na ten temat będzie w następnym poście). Dlatego naturalnym odniesieniem stają się dla nas gwiazdy tego okresu. Kilka dni temu zdębiałem, widząc na Facebooku dyskusję, w której dwie moje rówieśniczki porównały Lanę del Rey do Tori Amos. Mi, jako fetyszyście lat 80. i współczesnych nawiązań do nich, by taka metafora nigdy nie przyszła do głowy. Pewnie coś w tym jest, chociaż trzeba pamiętać, że nasz dostęp do zachodniej muzyki był wtedy jeszcze dość ograniczony i we wielu kwestiach musieliśmy polegać na gustach popularnych prezenterów, np. Trójki. Ale akurat słuchając Florence, można się dosłuchać wielu ekspresywnych wokalistek popularnych w ostatniej dekadzie poprzedniego stulecia - Sinead O'Connor, Dolores O'Riordan, Maria McKee (Never Let Me Go), a przede wszystkim właśnie Annie Lennox. Czy Seven Devils nie brzmi dla Was trochę jak zwolnione Sweet Dreams? Z kolei chórki, kiedy nie brzmią zbyt agresywnie, nie różnią się aż tak bardzo od "i-je-i-je" we Wszystko się może zdarzyć Anity Lipnickiej albo "aj-aj-aj" w Jak ja wierzę Patrycji Kosiarkiewicz ;)
Na pewno wielu fanów Lungs narzeka, że płyta nagrana z kilkoma producentami była ciekawsza (tu udzielał się tylko Paul Epworth), że pod koniec robi się trochę monotonnie, że za dużo w tym wszystkim popu, że blisko stąd do terytorium Jima Steinmana (mi tekst If Only For a Night, choć muzyka to w sumie Zombie połączone z Cloudbusting, automatycznie przypomniał klip do Total Eclipse of the Heart :). Ja też, choć mienię się fanem pop, wolę Lungs, jednak cenię również tę płytę - przede wszystkim za głos, energię, klimat niesamowitości, a także kilka bardzo urokliwych melodii (patrz niżej). Trudno nie kibicować takim artystkom w walce o masową widownię.
Merry Christmas, Flo!
Refren wspomnianego Shake It Out i ta linijka o "ciemności przed świtem" na pewno zdążyły się już stać milionami statusów i forumowych podpisów poszukujących nadziei i ciepła młodych ludzi na całym świecie"
ReplyDeleteOczywiście piszesz o mnie :)Muszę przyznać, że Lungs znam dużo słabiej i dopiero muszę się za nie dokładnie zabrać. Tym niemniej Ceremonials jest moją ulubioną płytą 2011. Stary, coś dla mnie niepowtarzalnego- wydałem na nią pieniądze! xD Jak na razie Florence niestety jest traktowana bardzo po macoszemu przez stacje radiowe- już lepiej radzi sobie Lana, której udało się jednak wbić na playlistę Zetki i przyszłość należy do niej. Florence? No, daj Boże ;) Ceremonials dostaje świetne recenzje na Zachodzie- przecież NLNL dostało tytuł kawałka roku, to przecież nie byle co! Myślę, że jeśli jednak będą ją promować, to pominą What The Water Gave Me i przejdą do Shake It Out albo od razu do No Light No Light. Na czwartego singla osobiście chętnie zobaczyłbym Breaking Down. Nie wiem, jak z WWGM, ale trzy ostatnie piosenki mają duży potencjał radiowy. To zależy teraz od radiowców, czy zrobią z niej drugą Adele, która w masowej świadomości "zadebiutowała" z drugim krążkiem. A może lepiej nie- Rolling In The Deep o mało co znienawidziłem (a już miałem taki okres) przez częsty airplay ;)
Przy okazji- na moich dwóch ulubionych płytach roku pojawia się ten sam producent- Paul Epworth :)
PS dobra charakterystyka Katy- próbowała zaczynać od skandali, ale na Teenage Dream w całości robi się na taką The Girl Next Door, apogeum tego jest klip do TGIF. Na razie się to sprzedaje, ale możliwy jest też identyczna sytuacja co Rihanna- na początek prowokująca, potem coraz częściej grzeczna dziewczynka ale później wracająca do wizerunku seksbomby, który dominuje teraz. Cóż, nie każdy może być przez całą karierę Taylor Swift czy Jordin Sparks ;)
Dzięki za komentarz!
ReplyDelete1. W pierwszej wersji miałem skrytykować wybór NLNL jako singla, ale kiedy mnie to walnęło po całości po uszach z Radia Gdańsk, kiedy czekałem na pociąg o 7.00 rano w w Malborku, postanowiłem już nic nie pisać :) Zresztą wiadomo - "im ciemniej, tym przyjemniej" ;)
2. WtWGM na początku mnie nie przekonało, ale w kontekście płyty ta piosenka brzmi bardzo dobrze. Podoba mi się gitarowa końcówka.
3. Też jestem za wyborem "Breaking Down" za singla.
4. Ja tak nienawidzę teraz "Someone Like You". Grają to WSZĘDZIE 3 razy częściej niż "Last Christmas"!!!! Hellloooo... Ale nie ma chyba możliwości, żeby ktoś tego nie grał - na tej płycie udało jej się nagrać bardzo szlachetnie brzmiącą muzykę wydawałoby się bez wysiłku. Więcej o tym niedługo na blogu.
5. Na producentów warto zwracać uwagę - na Timbalandzie i Guetcie świat się nie kończy ;)
6. Czy ktoś jeszcze pamięta o tym całym surowym wychowaniu Katy Perry? To oczywiście plus dla niej, że ludzie postrzegają ją teraz po prostu jako Katy Perry, a nie córkę wrednego pastora, ale ta jej muzyka jest tak wykalkulowana, że jest chyba moim negatywnym numerem 1 z tych największych gwiazd.
7. Lubię Jordin Sparks :) I za głos, i dlatego, że mam słabość do pyzatych dziewczyn ;) Niedługo napiszę o jednej wokalistce, która ma bardzo sympatyczne policzki, a do tego świetną figurę - wy ją chyba zresztą lubicie na forum :)
8. Bardzo zachęcam do zapoznania się z "Lungs". Jeżeli tak lubisz Florence, a ja wiem już coś o Twoim guście, ta płyta może go przewrócić do góry nogami ;) No, ale zobaczymy ;)
Lungs wysłuchałem niezliczenie wiele razy. Ceremonials również tak mnie wciągnęło, ale słychać po kilku razach ze jest dużo bardziej przemyślane niż pierwszy album. Aranże są bogatsze, ciekawsze i lepiej budują nastrój. Flo zmierza w dobrym kierunku, oby tylko polskie radia ją podłapały, bo mam już dość Celiny, Katie i innych śpiewających pań, ileż można ...
ReplyDeleteMoja żona katowała niedawno Only if for a night, więc ja na razie odpocznę trochę od Florencji (co za piękna nazwa), niemniej jednak na pewno Ceremonials znajdzie się w moim TOP 10 płyt 2011. Refren "Shake it out" nie za bardzo mi się podoba
ReplyDeletePS. Jak można nie cierpieć Someone like you (Last Christmas zresztą też)? :) Toż to samo piękno.
W temacie:
http://www.bbc.co.uk/news/uk-northern-ireland-15001465
Ja takiej np. Disintegration czy Achtung baby czy też Gazebo czy też Cocteau Twins Treasure mógłbym słuchać non stop. Choć moim zdaniem Adele, Florencja czy córka Stinga grają jeszcze na razie w trochę niższej lidze.
PS2. Na szczęście na kształt mojego widzenia muzyki wpływ mam tylko ja sam.
@Remo Katie: to o Melua czy o Katy Perry? :) Ja miałem strasznie dość tych wszystkich frankofońskich i skandynawskich wokalistek granych w RMF-ie, kiedy chodziłem do liceum. Po latach przekonałem się tylko troszeczkę do September.
ReplyDelete@konwicki: To taka relatywna nienawiść ("Last Christmas" uwielbiam), która na pewno niedługo się skończy ;) Może to dziwne, ale ja tak samo nie zgadzam się z ludźmi, którzy narzekają na zbyt częste puszczanie w radio "Africa" i "Drive". Dla mnie te kawałki są nie do zdarcia.
Cocteau Twins i "Achtung Baby" to na pewno najwyższa liga!
September jest dobra wtedy kiedy pożycza od innych, np. It Doesn`t Matter to What Have I Done To Deserve This ;) Nie mogę natomiast zidentyfikować Looking For Love, ale też na pewno nie jest jej.
ReplyDelete1. Słuchawki - obowiązkowy element przy słuchaniu Florence. Remo pisał to samo w swojej recenzji i ja też to zauważyłem.
5. I Tedderze. On też idzie w elektro- I Am Woman czy niektóre solówki, na razie na szczęście nie widać tego w zespole, jak długo?
7. Też lubię Jordin, mam do niej duży sentyment z czasów, kiedy Tatoo było prawie niedostrzeżoną, jedną z wielu piosenek na Hop Bęc (grudzień 2007, czy ktoś to jeszcze pamięta?).
8. No i masz rację, słucham i szaleję. Nie wiem, czy bardziej podoba mi sie niż Ceremonials, wolę nie oceniać po pierwszym odsłuchu. Ale jest dobrze ;)
Ciekawostka, bo zawsze mnie to śmieszy- cytat z mojego bloga, czerwiec 2011. Młody Mavoy zna oczywiście Florence, You`ve Got The Love w wersji z Rascalem ma na szerokiej playliście, Heavy In My Arms miał krótko w liście, a o Cosmic Love też już gdzieś słyszał. No ale tylko tyle w temacie "Mavoy a Florence":
"Już wkrótce zespół Florence And The Machine wyda drugą płytę. Producentem ma być Paul Epsworth, autor m.in. "Prayin" Planu B i "Rolling In The Deep" Adele. Epsworth zdradził BBC 6 Music, że krążek nie będzie tak bardzo rockowy jak debiutancki, znajdzie się miejsce dla soulowych ballad. Pewnie będzie niezły..."
No i popatrz, powiedziałbym nawet- więcej niż niezły :D :D :D Minęło pół roku i doczekaliśmy się trzech piosenek jednego wykonawcy w moim TOP 6 i ciekawe... Pochodzą wszystkie z tego "pewnie niezłego" krążka :D
Masz może na oku jakieś wokalistki grające podobną muzykę, bo jakoś nie mogę trafić?
Maciek, gdybym miał jakąś na oku, już bym Ci wysłał zaproszenie na ślub ;) Ale poważnie mówiąc, poza oczywistościami (Bat For Lashes, Lykke Li) nic mi nie przychodzi do głowy. Hubert, może Ty masz jakieś typy? Może niejaka Joanna Newsom, znana też jako Joan As A Policewoman (osobiście nie słuchałem)?
ReplyDeleteNawet oparte na samplu jest "Cry for You", chociaż średnio to słychać.
W zeszłym roku zimą rapowałem na melodię "Dirty Bit": "Nie chcę być jak Eddie Vedder, chcę być jak Ryan Tedder, znam Gazprom na wylot niczym Gerhard Schroeder". Dzisiaj już bym tak nie zarapował ;)