Niedawno minęło dziesięć lat od powstania bloga. Kolejne dziesięć jest jak najbardziej realne, biorąc pod uwagę, że wciąż nie zrealizowałem jeszcze wszystkich pomysłów, które zrodziły się w ciągu kilku pierwszych, najowocniejszych miesięcy jego istnienia. Dzisiaj jednak chcę poświęcić trochę miejsca grupie, którą zainteresowałem się względnie niedawno.
Już dość dawno nadszedł moment, w którym poczułem się na tyle nasycony electro i rockiem, że zacząłem mocniej eksplorować tradycje R&B. Dałem temu wyraz w mediach społecznościowych i wpisie z czerwca 2020. Być może niedługo pokuszę się o osobny post o soulu z Filadelfii lub ranking ulubionych utworów z lat 70., gdzie ten podgatunek na pewno będzie silnie reprezentowany. Słuchałem w tym roku dyskografii kilkunastu klasyków soulu, a na razie najbardziej w ucho wpadły mi przeboje zespołu akurat nie z Pensylwanii, lecz z Los Angeles.
Od czasów doo-wopu biografie amerykańskich grup wokalnych są niemal identyczne: zmiany nazw, rotacje w składzie, czekanie latami na odpowiedniego producenta i łut szczęścia, pięć minut sławy (lub 15 w przypadku np. The Temptations), próby utrzymania się na rynku świątecznymi coverami i eksperymentami z new jack swingiem, a potem niestety powolne obumieranie. Zanim "Szepty" wypuściły w 1979 swój największy hit And the Beat Goes On, mieli na koncie szesnaście lat występów i dziesięć albumów. Do ich wczesnych fanów należał m.in. legendarny Sly Stone. Skład akurat pozostawał stabilny. Bliźniacy Wallace i Walter Scott śpiewają do dziś, a towarzyszy im "ten piąty" - Leaveil Degree, który w 1973 przyszedł z The Friends of Distinction za Gordy'ego Harmona, któremu głos zniszczył uraz krtani w wypadku samochodowym. Pozostali członkowie kwintetu już nie żyją. Marcus Hutson zmarł w 1992, a Nicholas Caldwell w 2016.
Ci, którzy nie kojarzą And the Beat Goes On z bycia na drugim miejscu listy przebojów w Wlk. Brytanii oraz pierwszym na Billboardzie Dance i R&B mogą znać pierwsze takty z Miami Willa Smitha. Na fali zasłużonego sukcesu tego funkującego klasyka wypłynęło kilka kolejnych nieźle sprzedających się krążków. W 1987 The Whispers po raz drugi zdobyli platynową płytę za Just Gets Better with Time (poprzednio za imienną w 1979), a Rock Steady wylądował w Top 10 Billboardu i przywrócił grupie prymat na Billboard R&B. Tytuł albumu okazał się jednak kiepską przepowiednią i formacji na dłuższej mecie nie pomogło nawet wydanie krążka w całości złożonego z...coverów Babyface'a. Był to o tyle rozsądny ruch, że tematyka podobnych projektów zawsze oscylowała wokół różnych odcieni miłości.
The Whispers od kilkunast lat zajmują zasłużone miejsce w Galeriach Sławy Grup Wokalnych i R&B. Ich muzyka w pewnym stopniu przeżywa drugą młodość dzięki samplom w utworach nurtu vaporwave (np. Saint Pepsi). Mam nadzieję, że ten subiektywny wybór zachęci Was do tańca i utrzymacie ten taneczny nastrój do następnego wpisu.
No comments:
Post a Comment