Wczoraj część mieszkańców USA obchodziła Juneteenth - święto mające na celu upamiętnienie wprowadzenia zakazu niewolnictwa w tym kraju.
W tym roku towarzyszył mu wyjątkowy rozgłos, ponieważ nieco wcześniej głośnym echem odbiło się uduszenie przez policjantów w Minneapolis oskarżonego o korzystanie z podrobionych pieniędzy George'a Floyda. Sprawa wywołała falę burzliwych zamieszek oraz żądania różnego rodzaju reform politycznych i administracyjnych. Świat po raz kolejny przekonał się, że nawet po kampani desegragacyjnej z końcówki lat 60. XX w. wielu obywatelom Stanów Zjednoczonych daje się codziennie do zrozumienia, że są intruzami we własnej ojczyźnie i niejeden sąsiad cieszyłby się z ich zniknięcia, nawet gdyby miał w tym pomóc używając broni.
W Polsce oczywiście wydarzenia za oceanem nie wywołały aż tylu emocji. Można to zrozumieć, ponieważ Stany mimo wszystko są daleko, a my jako społeczeństwo musimy się teraz borykać z innymi problemami epidemiologicznymi i gospodarczymi (na własny użytek nazywam takie podejście do życia taktyką Moulin Rouge: gitchie, gitchie, ya-ya, nasza chata z kraja). Poza tym, jak zauważyłem obserwując moich (nie tak bliskich już) znajomych, z których niektórzy aspirują do miana politologicznych autorytetów, w naszym kraju dominuje dzisiaj pokolenie wychowane na dowcipach o Radiu Erewań, według których jeżeli tak twierdzą media, na pewno jest zupełnie inaczej. W tym konkretnym przypadku przekazy przedstawiające USA w negatywnym świetle z założenia są produktem lewackiego fanatyzmu lub rosyjską prowokacją. Wielu z nas żyje też mitem Polski jako Winkelrieda narodów i wydaje się nam, że od wieków to my cierpimy najbardziej na świecie, a inne nacje wolą niesłusznie użalać się nad sobą zamiast zapłakać nad naszym losem.
Te ponure wydarzenia przyspieszyły realizację mojego niedawnego pomysłu podzielenia się zestawieniem przynajmniej niektórych piosenek w stylu soul, R&B i disco, które po 1990 r. otrzymały nowe życie dzięki mniej lub bardziej odległym stylistycznie przeróbkom. Zdaję sobie sprawę, że mało kto na taki wpis czeka. Soul przynajmniej do końca XX stulecia nie był w Polsce za bardzo promowany - może dlatego, że nie znalazł tu tylu naśladowców, co inne "czarne" gatunki muzyki - jazz, blues, potem hip-hop. Sytuację w jakimś stopniu zmienił szał na Sistars, ale wcześniejszych zaległości nie udało się odrobić do dziś. Trudno wymądrzać się o historycznej roli Steviego Wondera, jeżeli kojarzy się zazwyczaj z przeciętnymi przebojami z końcówki kariery (choć Part-Time Lover uważam za niezłe). Oczywiście Whitney Houston i Prince'a każdy zna, chociaż trzeba pamiętać, że ich muzyka nie była jednorodna stylistycznie, co tym bardziej dotyczy Tiny Turner, która w latach 80. kolekcjonowała Grammy w kategorii...rock i Lionela Richiego, który nie raz flirtował nawet z country.
Sam zacząłem się mocniej interesować tą tematyką pod wpływem dwóch inspiracji: audycji Czekolada w Radiu Szczecin oraz komentarzy pod cyklem o numerach jeden Billboardu na Stereogum. Ich autorzy potrafią godzinami rozprawiać o The Beatles, Bruce Springsteenie i Steely Dan, ale mają też powiedzenie "Backstabbers is a 10"! Takich rozwój moich zainteresowań wydaje mi się naturalny - w 2011 nie byłem w stanie tego przewidzieć, ale electro od pewnego czasu więdnie przeżarte umizgami do EDM, szczególnie tropical house i jego nieustanne słuchanie staje się torturą. Jesteśmy w Polsce wychowani tak, aby poszukiwać w pierwszym rzędzie muzyki z innych gatunków, ale po co pisać o The Cure albo Talk Talk, których każdy wie, gdzie może znaleźć?
Wybór piosenek do playlisty był oczywiście subiektywny. Ograniczyłem się do utworów sprzed 1985 r., więc nie ma np. Piano in the Dark Brendy Russell, odrzuciłem singlowe numery 1 z Wielkiej Brytanii i USA, np. Sir Duke Steviego Wondera wykorzystany w Wild Wild West Willa Smitha i Dru Hill (kilka coverów miało też m.in. Rock the Boat The Hues Corporation, ale żaden z nich nie podbił świata). Nie ukrywam, że przyjąłem tę zasadę przede wszystkim dlatego, że nie przepadam za Upside Down Diany Ross ;), a jak wiadomo pewni podopieczni lidera Army of Lovers połączyli to z Land of Confusion Genesis. Niektóre pozycje znalazły się tylko dzięki przypadkowemu oglądaniu 4fun.tv (The Real Thing samplowali Uniting Nations w You and Me, a The S.O.S Band niejaki Rockefeller z wytwórni Kontor w Do It 2nite) oraz słuchaniu audycji tanecznej lat 90. w Absolute Radio (Taana Gardner w Nothing I Won't Do JX). Kilka kawałków znalazło się tu, ponieważ ich fragmentów można doszukać się w moich "guilty pleasures" (Stacy Lattisaw w Heartbreaker Mariah Carey i Jaya-Z, którego reprezentuje też Tom Brock z Girls Girls Girls, LaBelle lubił Nelly, co słychać m.in. w My Place z Jaheimem). I'll Be Around The Spinners znalazło się tu z przeciwstawnego powodu - bardzo cenię oryginał, więc udało mi się wyszperać, że wersja Rappin' 4 Tay spędziła trzy tygodnie na szczycie nowozelandzkiej listy przebojów w 1994 r. Znajdziecie poniżej sporo odniesień do Junior Jacka (Cherelle/Alexander O'Neal i The Pointer Sisters). Oliverowi Cheathamowi hity w Wielkiej Brytanii zawdzięczają aż dwa projekty - Room 5 i Michael Gray. Ogólnie rzecz biorąc, dominują muzycy z krajów o dużej czarnej populacji. Dance'owe beztalencia z germańskiego kręgu kulturowego częściej kaleczą jednak synth-pop, czasem rock (Just Be Good Me to nie tylko pożywka dla Karmah, ale też Professora Greena i Lily Allen, nie mówiąc już o Dub International, ale coverów robionych w tak krótkich odstępach czasowych tu nie uwzględniałem). Reszty pożyczek doszukajcie się sami - podpowiem, że jest wśród nich kilka brytyjskich numerów jeden...
No comments:
Post a Comment