Niestety - staraliśmy się z Maćkiem jak mogliśmy, ale technika nas pokonała i Radio Iwelynne prawdopodobnie wystartuje dopiero 15 czerwca :(Na razie zapraszam na naszą stronę i profil Facebooka oraz... do odsłuchania audycji, która miała zostać wyemitowana jutro, a niestety powoli będzie stawać się nieaktualna :( Komentuję w niej niedawne wpisy na Muzyko(b)logu, Recenzjach Muzyki, ReFreszu, Duszy Słuchacza, Revisiones de la Musica i zapraszam na All About Music oraz oczywiście puszczam odpowiednio dobraną muzykę. Może właściwa pierwsza odsłona cyklu będzie bardziej grana, a mniej mówiona, ale w tej chwili trudno powiedzieć, co będzie się działo za 2 tygodnie. Na razie trzymajcie kciuki, wszelkie uwagi mile widziane!
and I try, oh my god do I try... Jak leciał pewien szlagier. Poza niebiosami nie mam niestety innych świadków na to, że naprawdę chciałem napisać któryś z planowanych wcześniej postów. Ale czym są statystyki listy Hop-Bęc czy dumanie nad sukcesem piosenki We Are Young wobec radości tworzenia własnych audycji radiowych? Niestety moje łącze jest zbyt słabe, abym mógł prowadzić programy w Radiu Iwelynne na żywo, jednak od czego Audacity? Mówię Wam: niezapomniane uczucie. Mam nadzieję, że pierwszych rezultatów będzie można posłuchać już w najbliższy piątek, o godz. 20. Przewidujemy z Maćkiem na tę godzinę audycję Wieczorek Blogerów. Szczególnie powinna ona zainteresować autorów (w tym autorki) Muzyko(b)loga, Revisiones de la Musica, ReFresza, Recenzji Muzyki, All About Music i Duszy Słuchacza, ale na pewno w następnych tygodniach będą prezentowane też ciekawe wpisy z innych blogów (może nawet zagranicznych i niemuzycznych). Program potrwa godzinę, a od 21 do 23 zaserwuję Wam Muzyczną Energię, czyli dwie godziny tanecznych nagrań w różnym stylu. W pierwszych dwóch odsłonach (1 i 8 czerwca) będzie je łączył pewien wspólny motyw :) (inny teraz, inny za tydzień).
W przyszłym tygodniu w środę o 20.00 po raz pierwszy pojawi się audycja Rock Goes Pop (hehe), w której będzie mogło zdarzyć się dosłownie wszystko :), ale nigdy nie zabraknie dobrej muzyki. Będę m.in. prezentował nowości z prywatnych list przebojów niektórych czytelników bloga oraz najciekawsze propozycje z Miastowizji Muzycznej Galaktyki. Fanów klimatów retro zapraszam na Retrospekcje za tydzień w czwartek o 20.00. Mam nadzieję, że będziemy się wspólnie świetnie bawić. Liczę, że rozreklamujecie nasze radio wśród znajomych. Gdyby coś poszło nie tak, poinformujemy na naszym profilu Facebookowym i stronie internetowej.
O fenomenie Eurowizji świadczy fakt, że mimo, że ten organizowany w tym roku po raz 57 konkurs, który w przyszłym tygodniu odbędzie się w Baku, nie będzie transmitowany przez TVP, zdążyłem już tyle razy słyszeć o Buranowskich Babuszkach i o tym, że Euphoria Loreen to niezła piosenka, że nie mam ochoty słyszeć tego ponownie (tym bardziej, że to drugie moim zdaniem nie jest prawdą :P) Mój stosunek do tego całego przedsięwzięcia na przestrzeni lat mocno ewoluował. Na początku interesowały mnie wyłącznie występy Polski - naszą pierwszą reprezentantką, której świadomie kibicowałem była Anna Maria Jopek. Do dziś uważam, że jechała w 1997 r. do Dublina z naprawdę dobrą piosenką. Dobrze pamiętam krajowe eliminacje w 2003 r. - mój głos pofrunął na konto Goyi, który to zespół nadal bardzo lubię i jego piosenki na pewno będą gościć na antenie Radia Iwelynne. Preselekcje pomogły wtedy wylansować przeboje Wilkom i Blue Cafe, a jak pamiętamy zwycięzcy wewnętrznej rywalizacji - Ich Troje zapewnili nam ostatecznie najlepszy rezultat w konkursie od niezapomnianych czasów Edyty Górniak.
Nie chcę wdawać się w szczegółowe dywagacje, dlaczego moim zdaniem tych sukcesów nie było więcej i ogólnie dlaczego wygrywają ci, którzy wygrywają. Musiałbym wdać się w dłuższe dywagacje, w których na pewno pojawiłyby się takie zwroty, jak "prawosławie", "diaspora grecka", "emigranci z Turcji", "ropa naftowa", "gaz ziemny", a gdybym się mocno rozpędził może nawet "wanad" i "molibden". W każdym razie wydaje mi się, że nieprzypadkowo ostatnie dwie edycje wygrały akurat Niemcy i Azerbejdżan. Jeszcze bardziej utwierdziłbym się w tym przekonaniu, gdyby wrzawa wokół Babuszek okazała się samospełniającą przepowiednią i to im przypadły w udziale laury. A propos: pamiętacie, jak któraś z Tatuszek powiedziała o swojej rywalce z Niemiec, że "Rosjanie bardzo troszczą się o starych ludzi, ale nie wysyłają ich na Eurowizję"? Jak mawiał (rosyjski) klasyk: "I byłoby to wszystko śmieszne, gdyby nie było takie smutne".
W tym wpisie chciałby się skupić na festiwalach z ostatnich 10 lat, kiedy wraz z koleżankami i kolegami z forum.80s.pl starałem się wyłuskiwać co ciekawsze występy. O dziwo, trochę się ich uzbierało! W każdym finale pojawiało się 1-2 desperatów, którzy próbowali zainteresować publicznością muzyką akustyczną, rockową, a nawet alternatywną. Najczęściej bez większego powodzenia, ale przynajmniej zasłużyli sobie na moją wdzięczną pamięć. Tym bardziej cieszę się, że byli wśród nich reprezentanci bliskich mi krajów bałtyckich.
Odechciewa się wierzyć w jakąkolwiek odmianę sprawiedliwości na myśl, że Lovebugs z bezwstydnie przebojowym The Heighest Hights zajęli w 2009 r. dopiero 14 miejsce w półfinale(!). Nieco tłumaczy ich fakt, że pochodzą ze Szwajcarii. Nieźle wyszła im też ballada Shine.
O popularnej także w Polsce łotewskiej kapeli Brainstorm po raz pierwszy świat usłyszał w 2000 r. Mimika Reynarda wydawała mi się wtedy dziwna, ale piosenka od razu wpadła mi w ucho :)
Bośnia i Hercegowina raczej nie kojarzy się z alternatywnymi brzmieniami, ale w 2008 r. postanowiono tam dać szansę Elvirowi Lakoviciowi znanemu pod pseudonimem Laka. Rezultat był wręcz magiczny.
The Ark to zespół o ustalonej renomie w Szwecji. W 2007 r. wnieśli do święta muzyki, którego gospodarzem była wtedy Finlandia, elementy zaczerpnięte z glam rocka lat 70.
Inna wesoła ekipa z tamtej edycji - Les Fatals Picards z Francji.
O ile wierzyć materiałom prasowym, LT United tworzyli szanowani litewscy muzycy, ale w 2006 r. postawili oni zdecydowani na performance :)
W Estonii - na styku Skandynawii i Słowiańszczyzny - żyją niesamowite kobiety i powstają niebanalne dźwięki...
Na pewno znalazłoby się jeszcze kilka ciekawych występów, pamiętam np. energetyczny show pop-punkowej kapeli z...Andory o groźnej nazwie Anonymous. A wam udało się wyłowić coś godnego uwagi? |
Czuję, że w komentarzach wspomnicie o Ewelinie Saszenko ;)
Niestety z powodu problemów technicznych, które - mam nadzieję - jak najszybciej pokonam, ponieważ kładą się cieniem także na rozruchu Radia Iwelynne, ostatni post z "drugiego cyklu skandynawskiego" mocno się odwlekł. Ale chyba "lepiej późno niż wcale", ponieważ jego grupa docelowa pewnie dopiero otrząsnęła się z emocji, których dostarczył im koncert grupy Europe, który odbył się 1 maja we Wrocławiu w ramach kolejnej (udanej) próby pobicia rekordu Guinnessa pod względem największej liczby jednocześnie grających gitarzystów. Z zakulisowych informacji wiem, że jak to zwykle bywa we Wrocławiu piękne były nie tylko dźwięki, ale i widoki ;), aczkolwiek wielu melomanów skarżyło się na wybryki pewnej części (przypadkowej) publiczności i nonszalanckie (łagodnie mówiąc) zachowanie występującego razem z kolegami jako support Muńka Staszczyka. Według relacji fanów gwiazda wieczoru jednak tradycyjnie dopisała, zaskakując wykonaniem piosenek Girl From Lebanon i Little Wing bohatera tego gitarowego święta - Jimiego Hendrixa, a tych, którzy jeszcze go nie znali - także premierowego materiału ze świeżutkiej płyty Bag of Bones.
Może Was zawiodę, ale moje wrażenia po kilku pierwszych przesłuchania są bardzo podobne do wrażeń bywalców forum.80s.pl. Wyróżniają się "ballady z powerem" - Bring It All Home i tytułowa, Beautiful Disaster(niestety dostępna tylko w wersji japońskiej) oraz króciutkie instrumentalne Requiem - naprawdę trudno powiedzieć, dlaczego ten frapujący moment nie doczekał się rozwinięcia. Mimo, że na początku nie byłem przekonany do pierwszego singla Not Supposed to Sing the Blues, już na niego nie wybrzydzam. Jego tytuł jest dość ironiczny, ponieważ piosenki mają wybitnie bluesowy posmak - chwilami ma się wrażenie, że to Breakout lub Ray Charles :) Nie jestem fanem takich klimatów, ale i tak płyta wydaje mi się przystępniejsza od dwóch poprzedniczek.
Dzisiaj chciałem jednak zwrócić uwagę na co innego. Starsi melomani powinni jeszcze pamiętać o tym, że wokalista tej grupy Joey Tempest nagrał trzy solowe krążki: A Place to Call Home (1995), Azalea Place (1997 - nie mylić z Azealią Banks ;) i Joey Tempest (2002). Zaprezentował w nim bardziej popową muzykę niż w macierzystej kapeli (mówił o sobie w tym czasie "singer-songwriter") Swego czasu dwie z tych piosenek próbowały przebić się do trzydziestki Listy Przebojów Trójki, a dzisiaj chyba mało kto do nich wraca, a to naprawdę urokliwe, pełne ciepła kompozycje. Nie jest to zestawienie wszystkich jego singli - kierowałem się osobistymi sympatiami i rekomendacjami znajomych z forum.
Chyba za mocno wsłuchałem się swego czasu w Cherokee, bo jakoś trudno mi pojąć, że to nie piosenka o Indianach ;) Chyba.
Słuchając tej piosenki po raz pierwszy dowiedziałem się o Joeyu Tempeście, którego jeszcze nie kojarzyłem z Europe (ech, stare Radio Plus...) Wiele gwiazd emo popu zabiłoby za możliwość nagrania takiego kawałku i teledysku...
Joey jako członek projektu Mike'a Batta (twórca zespołu The Wombles w latach 70., menedżer Katie Melua, kompozytor Vanessy Mae, twórca kwartetu Bond, wydawca Carli Bruni, oficjalny kompozytor partii konserwatywnej) Philharmania wykonuje dawny przebój Bruce'a Springsteena z towarzyszeniem Royal Philharmonic Orchestra.
Joey w duecie ze śpiewaczką Anną Marie Kauffmann. Piosenka w pierwotnej wersji towarzyszyła niemieckim piłkarzom na Mundialu w 1998 r. (dotarli do ćwierćfinału). Szwedzi nie uczestniczyli w tej imprezie ;)
Jeszcze jeden duet - z wokalistą Patrikiem Isakssonem (ur. 1972, od 1999 r. nagrał 6 albumów, dwukrotnie występował w wyjątkowo popularnych w tym kraju preselekcjach eurowizyjnych, popularny też w Danii, gdzie w tym roku ubiegał się o bilet do Baku i był bliski jego wywalczenia) w utworze Pugha Rogefeldta z 1969 r. Bardzo udane uwspółcześnienie psychodelicznego klasyka. Na składance Osannolikt Svenskt (Niewiarygodnie Szwedzkie) z 2001 r. można też usłyszeć m.in. Robyn.
Następnym razem spróbuję łaskawszym okiem spojrzeć na Eurowizję ;)