Szwedzki Kent to zespół, o którym można powiedzieć tyle pozytywnego, że aż nie wiadomo, od czego zacząć :) Zacznę więc od ogłoszenia o treści organizacyjnej. Sztampowy tekst "mam dla Was dwie wiadomości etc." nie byłby na miejscu, ponieważ mam dla Was wiadomość, która jednocześnie jest dobra i zła. Wszystko wskazuje na to, że od 1 czerwca aktywność bloga spadnie niemal do zera lub zmieni on swoją formułę, stając się platformą reklamową projektu, o którego realizacji marzyłem od wielu lat. Ja, mój kolega Maciek i kilku naszych znajomych stworzyliśmy internetowe Radio Iwelynne. Skąd nazwa? Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o kobietę...a nawet dwie ;) Więcej informacji znajdziecie w opisie tego wydarzenia. Najprawdopodobniej będę prowadził cztery audycje: autorską muzyczną w środy od 18 do 20 (głównie współczesna alternatywa, ale może się tam pojawić naprawdę wszytko), przeboje lat 80. i 90. w czwartki od 18 do 20, "Wieczorek Blogerów" w piątki o 21, czyli prezentacja najciekawszych wpisów z zaprzyjaźnionych blogów (tak drodzy komentatorzy/komentatorki, o Was piszę) oraz audycja "taneczno-energetyczna" (od Bad Boys Blue do Bloc Party) w piątki 22-24.
Trudno powiedzieć, na ile starczy mi sił (bo inwencji na pewno :), możliwe, że po wakacjach będę musiał nieco ograniczyć moją aktywność z powodów zawodowych (byle nie mocniej niż o 2 godziny tygodniowo), ale na razie mam nadzieję, że powstanie z tego coś naprawdę bardzo dobrego. Duże nadzieję wiążemy z Maćkiem m.in. z prezentacją występów młodych artystów przed naszymi mikrofonami. Żeby urzeczywistnić wszystkie te marzenia, z czegoś trzeba będzie zrezygnować, a pierwszym kandydatem do odstrzału niestety jest ten blog (i równoległy historyczny). W kwietniu i maju jednak na pewno blog będzie pracował na pełnych obrotach, a od rocznych podsumowań - tu czy gdzie indziej - na pewno się nie wywiniecie :D Tym, którzy nie mogą się doczekać, polecam wątek, który założyłem wczoraj na Mycharts.pl. Mam nadzieję, że niedługo rozrośnie się do rozmiarów pełnego działu.
A teraz do meritum. Grupa Kent powstała w 1990 r. w mieście Eskilstuna (jak ten czas leci...) Przez pierwsze trzy lata działała pod nazwami: Coca-Cola Kids, Jones & Giftet (Jones i trucizna) oraz Havsänglar (morskie anioły - gatunek rekina). W jej skład wchodzą: powszechnie znany i kochany Jocke, czyli Joakim Berg (wokalista, gitara rytmiczna), Martin Sköld (basista), Sami Sirviö (gitara prowadząca) i Markus Mustonen (perkusja, pianino). Dwaj ostatni są z pochodzenia Finami. Debiutancki eponimiczny album wydali w 1995 r. Od tego czasu uzbierało się ich dziewięć, składanka stron B singli, boks i epka The hjärta & smärta (Serce i ból). Dwa z nich (Hagnesta Hill i Isola) doczekały się wersji anglojęzycznej. 25 kwietnia ukaże się kolejny. Jego tytuł Jag är inte rädd för mörkret, czyli "nie boję się ciemności" dobrze oddaje istotę muzyki tej formacji. Przyznam, że po maratonie z bardziej znanymi krążkami nie odrobiłem już pracy domowej z dwóch pierwszych (Kent i Verkliget), chociaż właśnie stamtąd wziął się pseudonim jednej z największych znanych mi fanek Szwedów - Stenbrott, jednak wydaje mi się, że pod względem czysto muzycznym z biegiem czasu nieco złagodnieli, chociaż ich coraz bardziej chwytliwe piosenki nadal pozostawały pełne mocy. Teksty jednak pozostały mroczne, podobnie jednak teledyski pełne niezbyt estetycznych postaci, scen typu palenie pluszowych misiów w Dom som försvann albo wyjątkowo mało zachęcające love story w Kärleken väntar.
Moim zdaniem wyrosła z britpopu i shoegaze'u stylistyka Kentu najpełniejszy wyraz znalazła w ubiegłej dekadzie na praktycznie perfekcyjnych płytach Du & jag döden (w wolnym przekładzie - Ty, ja i śmierć) oraz Vapen & ammunition (Broń i naboje). Następny krążek - Tillbaka till samtiden (Powrót do teraźniejszości) z 2007 r., pierwsze dzieło Kent, na które świadomie czekałem, miał wybitnie przejściowy charakter, z różnym powodzeniem mieszając elementy indie rockowe z elektronicznymi. Na Röd (Czerwony) z 2010 r. już w pełni przeistoczyli się ze szwedzkiego połączenia Oasis z Myslovitz wręcz w szwedzkie Cut Copy. Niestety powstałe w tym okresie kompozycje z nielicznymi wyjątkami odpychają (przynajmniej mnie) klaustrofobicznym charakterem. Na jego następcy - En plats i solen (Miejsce pod słońcem) elektronika brzmiała już znacznie bardziej przestrzennie. Ostatni singiel 999 zwiastuje powrót gitar, resztę nowych piosenek muzycy opisują jako "pełne dumy i nadziei". Co kryje się pod tymi słowami, dowiemy się już za tydzień.
Redukcja kariery Kent do piętnastu utworów to nie do końca wdzięczne zajęcie. Cztery albumy (od Hagnesta Hill do Vapen) to jazda obowiązkowa każdego indiemaniaka, z pozostałymi też nie zaszkodzi się zapoznać. A oto moim zdaniem najbardziej warte uwagi perełki:
Trudno powiedzieć, na ile starczy mi sił (bo inwencji na pewno :), możliwe, że po wakacjach będę musiał nieco ograniczyć moją aktywność z powodów zawodowych (byle nie mocniej niż o 2 godziny tygodniowo), ale na razie mam nadzieję, że powstanie z tego coś naprawdę bardzo dobrego. Duże nadzieję wiążemy z Maćkiem m.in. z prezentacją występów młodych artystów przed naszymi mikrofonami. Żeby urzeczywistnić wszystkie te marzenia, z czegoś trzeba będzie zrezygnować, a pierwszym kandydatem do odstrzału niestety jest ten blog (i równoległy historyczny). W kwietniu i maju jednak na pewno blog będzie pracował na pełnych obrotach, a od rocznych podsumowań - tu czy gdzie indziej - na pewno się nie wywiniecie :D Tym, którzy nie mogą się doczekać, polecam wątek, który założyłem wczoraj na Mycharts.pl. Mam nadzieję, że niedługo rozrośnie się do rozmiarów pełnego działu.
A teraz do meritum. Grupa Kent powstała w 1990 r. w mieście Eskilstuna (jak ten czas leci...) Przez pierwsze trzy lata działała pod nazwami: Coca-Cola Kids, Jones & Giftet (Jones i trucizna) oraz Havsänglar (morskie anioły - gatunek rekina). W jej skład wchodzą: powszechnie znany i kochany Jocke, czyli Joakim Berg (wokalista, gitara rytmiczna), Martin Sköld (basista), Sami Sirviö (gitara prowadząca) i Markus Mustonen (perkusja, pianino). Dwaj ostatni są z pochodzenia Finami. Debiutancki eponimiczny album wydali w 1995 r. Od tego czasu uzbierało się ich dziewięć, składanka stron B singli, boks i epka The hjärta & smärta (Serce i ból). Dwa z nich (Hagnesta Hill i Isola) doczekały się wersji anglojęzycznej. 25 kwietnia ukaże się kolejny. Jego tytuł Jag är inte rädd för mörkret, czyli "nie boję się ciemności" dobrze oddaje istotę muzyki tej formacji. Przyznam, że po maratonie z bardziej znanymi krążkami nie odrobiłem już pracy domowej z dwóch pierwszych (Kent i Verkliget), chociaż właśnie stamtąd wziął się pseudonim jednej z największych znanych mi fanek Szwedów - Stenbrott, jednak wydaje mi się, że pod względem czysto muzycznym z biegiem czasu nieco złagodnieli, chociaż ich coraz bardziej chwytliwe piosenki nadal pozostawały pełne mocy. Teksty jednak pozostały mroczne, podobnie jednak teledyski pełne niezbyt estetycznych postaci, scen typu palenie pluszowych misiów w Dom som försvann albo wyjątkowo mało zachęcające love story w Kärleken väntar.
Moim zdaniem wyrosła z britpopu i shoegaze'u stylistyka Kentu najpełniejszy wyraz znalazła w ubiegłej dekadzie na praktycznie perfekcyjnych płytach Du & jag döden (w wolnym przekładzie - Ty, ja i śmierć) oraz Vapen & ammunition (Broń i naboje). Następny krążek - Tillbaka till samtiden (Powrót do teraźniejszości) z 2007 r., pierwsze dzieło Kent, na które świadomie czekałem, miał wybitnie przejściowy charakter, z różnym powodzeniem mieszając elementy indie rockowe z elektronicznymi. Na Röd (Czerwony) z 2010 r. już w pełni przeistoczyli się ze szwedzkiego połączenia Oasis z Myslovitz wręcz w szwedzkie Cut Copy. Niestety powstałe w tym okresie kompozycje z nielicznymi wyjątkami odpychają (przynajmniej mnie) klaustrofobicznym charakterem. Na jego następcy - En plats i solen (Miejsce pod słońcem) elektronika brzmiała już znacznie bardziej przestrzennie. Ostatni singiel 999 zwiastuje powrót gitar, resztę nowych piosenek muzycy opisują jako "pełne dumy i nadziei". Co kryje się pod tymi słowami, dowiemy się już za tydzień.
Redukcja kariery Kent do piętnastu utworów to nie do końca wdzięczne zajęcie. Cztery albumy (od Hagnesta Hill do Vapen) to jazda obowiązkowa każdego indiemaniaka, z pozostałymi też nie zaszkodzi się zapoznać. A oto moim zdaniem najbardziej warte uwagi perełki:
Lament, którego nie powstydziłaby się np. ceniona kiedyś (głównie przez krytyków) grupa Cooper Temple Clause.
(Isola, 1997) Jedyny singiel Kent w pierwszej setce w Wielkiej Brytanii i jedna z chyba najlepszych znanych mi kompozycji - skandynawskich i nie tylko. Kiedyś bardzo dawno temu, kiedy jeszcze byłem w stosunku do siebie mniej krytyczny, pokusiłem się o tłumaczenie angielskiego tekstu na polski (szwedzki jest nieco inny).
Cisza prawie szepcze,
Może o tym, że już jutro zniknie stąd,
Więc jutro damy światu
nowy szpan.
Jesteś zabójcza,
Więc znowu zastrzel mnie,
Cios przyjaciela zawsze boli mniej.
Cisza prawie szepcze,
Jest dla nas niczym tlen,
Jak prędkość światła, wachlarz w skwarny dzień
Szept, co rani,
Tym razem to nie sen
Mam pomysł, na co czekać– chodźmy stąd
Cisza, zacznij słuchać,
To przecież tylko ja,
Lecz czasem duszno tak, że brak Ci tchu.
Szept, co rani
Może się nie znajdzie lek,
Może będę krwawił, aż uwolnię się.
Może o tym, że już jutro zniknie stąd,
Więc jutro damy światu
nowy szpan.
Jesteś zabójcza,
Więc znowu zastrzel mnie,
Cios przyjaciela zawsze boli mniej.
Cisza prawie szepcze,
Jest dla nas niczym tlen,
Jak prędkość światła, wachlarz w skwarny dzień
Szept, co rani,
Tym razem to nie sen
Mam pomysł, na co czekać– chodźmy stąd
Cisza, zacznij słuchać,
To przecież tylko ja,
Lecz czasem duszno tak, że brak Ci tchu.
Szept, co rani
Może się nie znajdzie lek,
Może będę krwawił, aż uwolnię się.
(Hagnesta Hill, 1999) Najbardziej znana piosenka grupy, m.in. z listy Hop-Bęc i Remizy Eski Rock. Często powtarzam sobie te linijki: "Każdy ma swoją sekundę w blasku słońca". Mam wrażenie, że moja właśnie się zaczęła.
(Hagnesta Hill, 1999)
(Hagnesta Hill, 1999) Przejmująca harmonijka ustna.
(B-sidor 95–00, 2000) Mój kolega Piotrek kończy każdą dyskusję na temat Kent słowami: "Ale i tak "Chans" to ich najlepsza piosenka." Ma prawo :)
(Vapen & Ammunition, 2002) Gwizdy na miarę Engel Rammsteina i hipnotyczny refren "stajemy się jak inni". Donkeyboy przed Donkeyboyem? Pierwszy z na razie pięciu singlowych numerów 1 zespołu w Szwecji (mieli też dwa w Norwegii: Max 500 i Töntarna).
(Vapen & Ammunition, 2002) Piosenka ze względu na podobieństwo do przeboju Visage zainspirowała remiks Fade to Kent.
(Vapen & Ammunition, 2002) Kent w wyjątkowo lekkim wydaniu.
(Tillbaka till samtiden, 2007) Wzruszająca ballada, której wstęp skojarzył się mojemu koledze z forum.80s.pl z Maid of Orleans OMD.
(Röd, 2009) Męcząca płyta, ale promowały ją dwa zjawiskowe single...
(Röd, 2009)
Piosenka nagrana przez zespół w 2008 r. na potrzeby kampanii przeciw przemocy w szkołach prowadzonej przez organizację Friends.
(En plats i solen, 2010) Marcin Bisiorek słusznie promował ten kawałek w swojej audycji w Esce Rock.
Kent A.D. 2012
Jocke i Martin mają też w dorobku utwory pisane dla innych muzyków. Chyba wszyscy pamiętamy Come Along Titiyo z 2001 r., a moją zeszłoroczną playlistę podbił Erik Hassle z Are You Leaving? Niedawno zaś panowie wspomogli pewną żywą legendę norweskiej i światowej sceny pop. Co z tego wyszło? Napiszę Wam w przyszłym tygodniu...
Super post. Uwielbiam Kent!
ReplyDeleteشركة مكافحة حشرات
ReplyDeleteشركة تسليك مجاري
شركة عزل اسطح
كشف تسربات
شركة لمسات الابداع