Tuesday, March 7, 2017

Ranking: Top 40 ulubionych płyt z 2016 r.



Przystępując do szeregowania swoich ulubionych płyt wydanych w danym roku, od razu natrafiam na dwa problemy.
Po pierwsze, jako miłośnikowi przebojowej muzyki trudno jest mi nie powtarzać pochwał zamieszczonych pod adresem tych samych wykonawców w rankingu singli. Po drugie, nie chciałbym kopiować rankingów z zagranicznych mediów, a jednocześnie walczę z pokusą, żeby za wszelką cenę odnaleźć w albumach, które są na nich wysoko notowane to, co dostrzegli w nich krytycy.


Szanuję eksperymentatorów, którzy próbują pchać muzykę pop na nowe tory, tym bardziej, że wydaje się ich być z każdym rokiem coraz mniej. Brakuje mi chyba jednak osłuchania w awangardzie, aby zamienić ten szacunek na szczerą sympatię. W niektórych wypadkach mam wrażenie, że spory wpływ na werdykty ma polityczna poprawność. Trudno się temu zresztą dziwić, ponieważ sztuka nie powstaje w oderwaniu od społecznego kontekstu. Dlatego dominują u mnie artyści raczej drugoplanowi i być może nieco wtórni (a może oryginalni, tylko nie wszyscy to zauważają?), ale świetni w tym, co robią. Mam nadzieję, że przynajmniej częściowo uda mi się w ten sposób uchronić ich od zapomnienia.

40. Nothing - Tired of Tomorrow Gdy ci smutno, gdy ci źle... ten zespół z Filadelfii chętnie wyssie z Ciebie frustrację i przekuje na klasowy shoegaze.

39. MDNGHT - Alive Rzut na taśmę, ponieważ przesłuchałem tę płytę w połowie stycznia. Nie mogłem przejść obojętnie wobec dzieła twórców Into the Night i I Will Lead You On. Na krążku nie ma więcej takich kilerów, ale jest wiele materiału do zabawy w rytmach pop-dance. Nawet przez moment nie chce się przewijać, co w przypadku hedonistycznego electro nie jest wcale oczywiste.

38. St. Lucia - Matter Electro ekipy z Brooklynu nieźle daje po uszach, ale zdobywa serca lejącą się z niego pogodą ducha. Świetnie sprawdziłoby się jako podkład pod film przygodowy z nawiązaniami do lat 80.

37. Thomston - Topograph Młody Nowozelandczyk oprócz rasowego electrosoulu zaprezentował światu kilka niebanalnych metafor opisujących miłość.

36. Gallant - Ology Jedna z najsilniejszych pozycji alternatywnego R&B w tym roku. Być może w wyróżnieniu się pomogła mu kwietniowa premiera. Najjaśniejsze punkty to romantyczny singiel Bourbon i gitarowa końcówka w Episode.

35. Banks & Steelz - Anything But Words Teoretycznie muzyka zupełnie nie w moim guście, ale moim zdaniem głos Paula Banksa z Interpolu w kontraście do rapu RZA z Wu-Tang-Clanu daje bardzo mocny efekt. Oprócz kilku weteranów hip-hopu para namówiła do współpracy Florence Welch.

34. The Living Gods of Haiti - Bone Dry Niesamowity klimat, trochę jak z sabatu czarownic, ale do niektórych fragmentów dałoby się na upartego zatańczyć.

33. Josef Salvat - Night Swim Australijczyk mógłby być jednym z tysięcy electrosoulowców obnażających swoją duszę i libido w zaciszu sypialni, ale trafił na ludzi, którzy pomogli mu zbalansować pościelówy z bardziej dynamicznymi kawałkami (Closer, Shoot and Run), np. skrojonym pode mnie Paradise.

32. Cub Sport - This Is Our Vice Głos Tima Nelsona przypomina trochę przeciągającego się kota, co chwilami drażni, ale niewątpliwie duża część najlepszych australijskich melodii opublikowanych w ubiegłym roku znalazła się właśnie na tym krążku.

31. Caveman - Otero War Nie samym electro człowiek żyje, przebojowe dźwięki można odnaleźć w różnych gatunkach. Dlatego zawsze w moich zestawieniach znajduje się jakiś album z rockowymi hymnami w stylu Bruce'a Springsteena. W 2016 padło na zespół z Brooklynu. Wyróżnia się m.in. ejtisowo brzmiący Human.

30. Milky Wishlake - Wait For Us Electro i electrosoul wymieszane w bardzo strawnych proporcjach, a do tego ekspresywny wokal Kamila Zawiślaka, który z każdym przesłuchaniem coraz bardziej przypomina mi Paula Younga.

29. Jones - New Skin Coś z łagodnego pościelowego R&B musiało być. Debiutantka wygrała z kilkoma konkurentkami mniej eterycznymi kompozycjami, których u niektórych brakowało.

28. The Invisible - Patience Zespół Dave'a Okumu stworzył własną niszę na pograniczu R&B, indie rocka i eksperymentalnej elektroniki. Dźwięki do powolnego wgryzania się w spokojny wieczór, ale siła spokoju lidera uzależnia.

27. Rebeka - Davos To subiektywna opinia, ale Davos wydaje się żywsze i bardziej taneczne od Hellady, nie tracąc do końca mechanicznego chłodu znanego z poprzednich dokonań duetu. Krok w dobrym kierunku.

26. Holly Blue - UpBeat Dla mnie było to tegoroczne wielkie odkrycie z polskiego rynku muzycznego. Wstydzę się tego, że gdyby nie twórca profilu Mocno Muzyczny, prawdopodobnie nadal nie miałbym pojęcia o tym duecie, który wydał już bądź co bądź dwa albumy. Pierwszy zawierał zwiewny folk, ubiegłoroczny - subtelną, nastrojową elektronikę. Moim zdaniem to być może najbardziej kobiecy polski krążek w ostatnim czasie. Łatwo zgadnąć, że maczał w nim palce producent Eddie Stevens, współpracownik m.in. Moloko.

25. The Temper Trap - Thick As Thieves Moim zdaniem radio mogłoby nadawać taką muzykę w nieskończoność. Takie są chyba też aspiracje Australijczyków, którzy dali wepchnąć się w rolę one hit wonders, ale może jeszcze doczekają lepszych dla siebie czasów.

24. Roosevelt - Roosevelt Niemieckiemu artyście udało się osiągnąć podstawowy cel muzyków wiązanych z terminem "chillwave" - nagrać zbiór kompozycji, które jakkolwiek tandetnie to zabrzmi pozwalają poczuć skwar lata i plażową bryzę. Polecam szczególnie utwór Heart.

23. S u r v i v e - RR3749 Nie oglądałem jeszcze Stranger Things, ale biorąc pod uwagę jak często się mówi, że to jeden z najlepszych seriali ostatnich lat jest to chyba nieuchronne. S u r v i v e to twórcy jego ścieżki dźwiękowej - mistrzowie niepokojących syntezatorowych dźwięków, które same w sobie wydają się opowiadać interesującą historię.

22. Suede - Night Thoughts Mam z tym zespołem o tyle problem, że na tym etapie swojej historii nie wzbogaci już raczej swojego stylu, ale w tym, co robi, czyli pełnym emocji i rozmachu gitarowym graniu radzi sobie bardzo dobrze.

21. Twin River - Passing Shade Czyżby Kanadyjczykom udało się wypracować idealną formułę muzyki rockowej? Można u nich dosłuchać się wielu elementów dream popu, soft rocka a la Fleetwood Mac i inspiracji folkiem, ale potrafią też smagać niemal grunge’owym brudem.

20. Jagwar Ma - Every Now and Then Są wrzucani do jednego worka z Tame Impala, ale równie mocno kojarzą się mi się ze staromodną psychodelią, co z tanecznym rockiem typu Madchester. Colours of Paradise brzmi jak wyjęte z albumu Friendly Fires!

19. Keinoko Teikoku - Ai no yukue Japoński zespół jest w stanie nagrać melancholijną pieśń na miarę klasyków shoegaze, ale ma też na koncie utwory bardzo lekkie, brzmiące dla Europejczyka nieco jak żart muzyczny. Trudno więc dziwić się, że przygarnęło ich EMI Records.

18. Dusky - Outer Idealny przepis na taneczne zapomnienie, czy ktoś ubóstwia house, czy hip-hop, choć moim faworytem jest względnie spokojny Marble.

17. HONNE - Warm on a Cold Night Po pierwszym przesłuchaniu ten album pozostawił we mnie pewien niedosyt, a może raczej uczucie przesytu obezwładniającą dawką romantycznego lukru (szczególnie w wersji deluxe). Posiada jednak też sporo smaczków pokazujących, że duet potrafi tworzyć akompaniament do różnych sytuacji (taneczne FHKD, euforyczne Take You High).

16. GUM - Gemini Takie uduchowione, zatrącające o rock psychodeliczny dźwięki to jeden z najpłodniejszych trendów ostatnich muzycznych sezonów. Kłaniają się co ambitniejsze odsłony dyskotekowego okresu w historii ELO.

15. Junior Boys - Big Black Coat Mimo propozycji ze strony last.fm pomijałem ten zespół w okresie, gdy grał na Offie. Bardzo pasował do modnych wtedy brzmień, rozedrganie i rozmycie tych piosenek może kojarzyć się z Delphic. Dzisiaj, w dobie tropical house takie brzmienie może więc kojarzyć się dość nostalgicznie - jeżeli można tak mówić o utworach wprowadzających w nerwowy trans.

14. Blood Orange - Freetown Sound Płyta trochę w cieniu wcześniejszej Chamakay - niesłusznie. Wyrafinowana mieszanka popu, R&B, jazzu, funku, Dev w wybornej formie wokalnej. Bardzo polecam Best to You, a śledzącym poczynania Nelly Furtado przypominam o Hadron Collider.

13. Haelos - Full Circle Bardzo zmysłowa i wciągająca płyta nawiązująca do najlepszych tradycji trip-hopu.

12. All Tvvins - IIVV Z list sprzedaży tego nie wyczytamy, ale to zbiór wymarzonych kandydatów na indie przeboje.

11. Field Harmonics - Corners Hipnotyzująca staromodna elektronika z syrenim głosem charyzmatycznej Bryony Williams.

10. Wild Nothing - Life of Pause Album-odpowiedź na pytanie, co przychodzi po chillwave. Dream pop. Dobry dream pop! Bardzo kunsztowne gitarowe motywy.

9. ścieżka dźwiękowa La La Land W tej nominacji do pięćdziesiątki szczególnie dużą rolę odegrała warstwa tekstowa - proste życiowe prawdy przekazane atrakcyjnym, trafiającym do serca językiem, godne pochwały przesłanie o ważnej roli marzeń w życiu. Oczywiście elegancja inspirowanych jazzem dźwięków też nie była bez znaczenia.

8. Francis and the Lights - Farewell, Starlite! Niby to "tylko" pop na poziomie z silnymi wpływami R&B i potężną dawką syntezatorów, ale kojący głos przywodzący na myśl Petera Gabriela nadaje całości indywidualny wyraz, a modyfikacje, którym został poddany, dodają ekstrasmaczku.

7. Tycho - Epoch O tym, że Scott Hansen jest mistrzem nastrojowej instrumentalnej elektroniki, wiadomo nie od dziś. Nową płytą tylko ugruntował swoją pozycję. Ta muzyka opowiada i mobilizuje do działania nawet bez słów.

6. Yumi Zouma - Yoncalla Single i epka mocno rozbudziły oczekiwania, ale nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze. Kopalnia wyśmienitych indie popowych melodii i niebywale uwodzicielski głos Christie Simpson.

5. Salt Ashes - Salt Ashes Starałem się być wymagający wobec tej płyty, ponieważ od właściwie jedynej wykonawczyni, która zaczęła mnie obserwować na Twitterze i zainteresowała mnie na etapie wydawania singli, powinno się wymagać więcej, żeby nie czuć się nepotystą. Ale nie było się o co obawiać - w rytmach tej płyty bardzo przyjemnie się tańczy, a jednocześnie z uwagą słucha tych miłosnych wyznań młodej kobiety.

4. Blossoms - Blossoms Zespół, który odniósł bardzo zasłużony sukces w Wielkiej Brytanii. Ma własny styl, który nie przypomina ani "późnowieczornego" rozmarzenia The 1975 ani folku stadionowego. Czerpią z tradycji brytyjskiej inwazji, ale nie mają "retro" wypisanego na czole jak Temples, których skądinąd uwielbiam. Aż chce się czekać, czym zaskoczą na kolejnym albumie.


3. Sexy Suicide - Intruder Duet z Sosnowca zachował wszystkie zalety z czasów, gdy był tercetem Neon Romance. Z góry zakładałem, że będzie walczył o tytuł albumu roku, przecież aż pięć utworów z niego gościło na mojej prywatnej liście. Miał jednak mocną konkurencję, a poprzednie wcielenie projektu pozbawiło go efektu świeżości. Jednak wciąż to jest bezkonkurencyjny w skali światowej  w kategorii "retrowave" synth pop podbarwiony industrialem i italo disco.


2. Shura - Nothing's Real Jeszcze kilka lat temu kontynuacja tradycji wczesnej Madonny i Janet Jackson byłaby przepustką na szczyt list przebojów. Obecnie zapewnia jedynie względną rozpoznawalność, ale przecież nie do końca o to chodzi. To nie tylko niezwykle przebojowy album, ale słychać też eksperymentalne ambicje, najmocniej oczywiście na Space Tapes. Szykuje sie pozytywnie zakręcona kariera na miarę Kate Bush?


1. Digitalism - Mirage Uwielbiam zaskakiwać siebie i Was wyborami płyty roku. Trudno jednak, żeby był inny, skoro do tego krążka spośród wydanych w 2016 r. miałem największą ochotę wracać. Niemiecki duet zapewnił słuchaczom brawurową wycieczkę po różnych barwach tanecznej i nie tylko tanecznej elektroniki - od ludycznej zabawy po wyciszenie. Doprawił to domieszką dobrze skrojonego indie. Ci, którzy pamiętają początki bloga, wiedza, że na takiej muzyce wychowałem się jako świadomy konsument popu, ciesze się więc, że wciąż ma epigonów.

Blisko czterdziestki były albumy Pest Belly of Paris, Faraway Reach Classixx, Diplomatic Immunity Client Liaison, Care How to Dress Well i Blues of Desperation Joe Bonamassy (porządnej gry na gitarze też lubię czasem posłuchać ;)

Jak widać, rozczarował mnie ostatni long Pet Shop Boys, na którym przypadły mi do gustu tylko trzy-cztery kawałki. Mam wrażenie, że w miejscu zatrzymali się też Empire of the Sun, podobnie jak rok wcześniej Passion Pit, ale pewnie o płytach z 2015 roku jeszcze kiedyś się rozpiszę.

Top 10 moich ulubionych EP z 2016
(głównie różne odmiany electro)

1. Muna - The Loudspeaker
2. Lush - Blind Spot
3. Young Summer - You Would Have Loved It Here
4. Banana Beach - SWG
5. Jai Wolf - Kindred Spirits
6. SG Lewis - Yours
7. Luna Shadows - Summertime
8. Nite-Funk - Nite-Funk
9. Fenech-Soler - Kaleidoscope
10. Mai Kino - The Waves

1 comment:

  1. Fajne zestawienie. Dla mnie Jagwar Ma robią dużo lepsza muzykę od Tame Impala więc też się nie zgadzam by ich wrzucać do jednego worka (żeby nie było Tame Impala też lubię zwłaszcza live). Pozdrowiam
    www.muzycznyarcheolog.blog.pl

    ReplyDelete