Jak widać, sprytny bloger wymyślił sposób, jak za bardzo się nie narobić, a dać ludziom (jak sądzi) trochę radości :) Niestety z powodu problemów z Internetem, a co za tym idzie - niemożności przejrzenia paru rzeczy na YouTube, musiałem odłożyć inaugurację cyklu rankingowego - nadrobimy to w przyszłym tygodniu.
Oglądanie już nieistniejącej (chwilowo?) stacji VH1 (i - przez kilka miesięcy - jej poprzedniczki MTV Classic) to ważny element mojej muzycznej edukacji. Wiosną 2006 r., kiedy zagościła w kablówce mieszkania, które wynajmowałem jako student w Warszawie, jej ramówka nie była jeszcze zdominowana przez filmy "dokumentalne" z życia gwiazd i programy o modzie. W ofercie tego operatora prym w tej niechlubnej kategorii dzierżyła oczywiście MTV Polska, którą wytrwale goniła niemiecka Viva. Na wspominki dotyczące długich godzin spędzanych przed telewizyjnym ekranem (zamiast na nudnych zajęciach na studiach, hehe) pewnie mi się jeszcze zbierze. W każdym razie VH1 nadawała program pod wszystko mówiącą nazwą "3 z 1". Pojawiały się w nim trzy teledyski prezentujące - przynajmniej w teorii - trzy różne fazy w karierze danego wykonawcy. W praktyce różnie z tym było, nie zdarzył się chyba tak skandaliczny przypadek, jak puszczenie obrazków do trzech utworów z jednej płyty :D, ale po obejrzeniu jednego klipu łatwo było przewidzieć, co poleci za chwilę, szczególnie jeśli oglądało się tę stację w miarę regularnie.
Na tym blogu seria "3 z 1" będzie służyła prezentacji artystów, których twórczość nie pasjonuje mnie (na razie?) na tyle, aby poświęcać im wpis z cyklu "Monografia" lub "Za co cenimy...", jednak uważam, że żaden fan muzyki pop nie powinien pogardzić znajomością trzech ich piosenek, które z jakiegoś powodu zapadły mi w pamięć.
***
Mało faktów na temat muzyki lat 80. zaskoczyło mnie tak, jak ten, że już wtedy tworzył duet (w porywach do tercetu :) Underworld, pamiętany przez większość świata (a przynajmniej fanów muzyki elektronicznej) z hitu Born Slippy z 1996 r. I.... bardzo niesłusznie, ponieważ tak naprawdę utwór, który po wykorzystaniu w filmie Trainspotting doszedł do drugiego miejsca brytyjskiej listy przebojów, nazywa się Born Slippy .NUXX. Pierwszy człon nazwy to imię psa, który brał udział w wyścigach rozgrywanych na stadionie w Romford - rodzinnym mieście muzyków w aglomeracji Londynu, zaś drugi - rozszerzenie nadawane nagrywanym przez nich plikom wskutek błędu systemu. A żeby było jeszcze ciekawiej, po raz pierwszy utwór ten objawił się światu rok wcześniej jako strona B singla... Born Slippy, który jest całkowicie instrumentalną kompozycją o zupełnie innej melodii.
Jak widać, formacja nie widziała dużego potencjału komercyjnego w piosence, którą - mimo, że została zainspirowana przez autentyczne problemy z alkoholem jednego z jej członków - traktowała w kategoriach żartu. Autorzy nie byli też przekonani (łagodnie mówiąc), czy ich dzieło pasuje do obrazu o edynburskich narkomanach. Reżyser Danny Boyle był jednak innego zdania, zapewniając w ten sposób Warholowskie "15 minut sławy" zespołowi, który przed postawieniem na muzykę klubową i dokooptowaniem do składu DJ-a Darrena Emersona nagrywał typowy dla końcówki lat 80. zatrącający o funk gitarowy pop - niezbyt oryginalne brzmienia w sam raz na dolne rejony Billboard Top 100.
Panowie Karl Hyde (to on w latach 90. lubił zaglądać do kieliszka, ale na szczęście w porę poradził sobie z nałogiem) i Rick Smith współpracowali ze sobą jeszcze grubo przed pojawieniem się nazwy Underworld - najpierw w nowofalowej kapeli The Screen Gemz, która działała w Cardiff w latach 1979-83, a następnie w zespole Freur. Nazwa ta być może niewiele mówi przeciętnemu miłośnikowi muzyki popularnej, ale wielu fanów syntezatorowych brzmień, szczególnie tych, których młodość przypadła na pierwszą połowę lat 80., wspomina ją z sentymentem, szczególnie ze względu na jedyny wydany przez nią singiel - Doot-Doot. Trudno mówić o nim jako przeboju, ponieważ zajął w brytyjskich notowaniach jedynie 59 miejsce, jednak często pojawia się na składankach piosenek z tej dekady. I słusznie, ponieważ świetnie oddaje romantyczny nastrój, z którym kojarzy się ona tak wielu z nas. Jeśli wierzyć archiwalnym nagraniom, reszta repertuaru Freur też była całkiem niezła.
Underworld nadal nagrywa, w tej chwili grupa ma w dorobku osiem albumów. W 2002 r. odszedł Emerson, w 2004 r. zastąpił go Darren Price. Ostatni premierowy materiał pt. Barking ujrzał światło w ubiegłym roku. Z tej okazji m.in. Radio Gdańsk i Czwórka promowały chwytliwy kawałek Always Loved a Film. Być może byłby to hit, ale skoro jego wykonawcy zdecydowali się złamać Złotą Regułę Tworzenia Tytułów sformułowaną przez ich współczesnych z KLF i nie ochrzcili go "Heaven"...
Jak widać, formacja nie widziała dużego potencjału komercyjnego w piosence, którą - mimo, że została zainspirowana przez autentyczne problemy z alkoholem jednego z jej członków - traktowała w kategoriach żartu. Autorzy nie byli też przekonani (łagodnie mówiąc), czy ich dzieło pasuje do obrazu o edynburskich narkomanach. Reżyser Danny Boyle był jednak innego zdania, zapewniając w ten sposób Warholowskie "15 minut sławy" zespołowi, który przed postawieniem na muzykę klubową i dokooptowaniem do składu DJ-a Darrena Emersona nagrywał typowy dla końcówki lat 80. zatrącający o funk gitarowy pop - niezbyt oryginalne brzmienia w sam raz na dolne rejony Billboard Top 100.
Panowie Karl Hyde (to on w latach 90. lubił zaglądać do kieliszka, ale na szczęście w porę poradził sobie z nałogiem) i Rick Smith współpracowali ze sobą jeszcze grubo przed pojawieniem się nazwy Underworld - najpierw w nowofalowej kapeli The Screen Gemz, która działała w Cardiff w latach 1979-83, a następnie w zespole Freur. Nazwa ta być może niewiele mówi przeciętnemu miłośnikowi muzyki popularnej, ale wielu fanów syntezatorowych brzmień, szczególnie tych, których młodość przypadła na pierwszą połowę lat 80., wspomina ją z sentymentem, szczególnie ze względu na jedyny wydany przez nią singiel - Doot-Doot. Trudno mówić o nim jako przeboju, ponieważ zajął w brytyjskich notowaniach jedynie 59 miejsce, jednak często pojawia się na składankach piosenek z tej dekady. I słusznie, ponieważ świetnie oddaje romantyczny nastrój, z którym kojarzy się ona tak wielu z nas. Jeśli wierzyć archiwalnym nagraniom, reszta repertuaru Freur też była całkiem niezła.
Underworld nadal nagrywa, w tej chwili grupa ma w dorobku osiem albumów. W 2002 r. odszedł Emerson, w 2004 r. zastąpił go Darren Price. Ostatni premierowy materiał pt. Barking ujrzał światło w ubiegłym roku. Z tej okazji m.in. Radio Gdańsk i Czwórka promowały chwytliwy kawałek Always Loved a Film. Być może byłby to hit, ale skoro jego wykonawcy zdecydowali się złamać Złotą Regułę Tworzenia Tytułów sformułowaną przez ich współczesnych z KLF i nie ochrzcili go "Heaven"...
W czwartek zaczynamy mały Tour de Skandynawia. Trzy wpisy, trzech wykonawców, trzy kraje!
No to dzisiaj zaszalałeś. Z Twojego wpisu dowiedziałem się wielu nowych rzeczy;-) Czekam na więcej takich - nasyconych nowymi dla mnie informacjami - treści!
ReplyDeletePróbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz słyszałem "Born slippy", i wydaje mi się, że miało to miejsce w czasie studiów mgr, gdy po raz kolejny podchodziłem do "Trainspotting" i (niestety) ponownie nie udało mi się obejrzeć tego filmu bez odrywania się od telewizora. Ale za to film "Slumdog. Milioner z ulicy", również w reżyserii Boyle'a, oglądałem kilka razy i bardzo mi się podobał. No i, co na blogu muzycznym warto podkreślić, ścieżkę dźwiękową miał bardzo udaną. Zwłaszcza utwór "O... saya". Ale to chyba trochę nie na temat;-)
Ja na temat Underworld nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo po prostu nie wiem za dużo, ale pamiętam "Born slippy" z czasów, gdy piosenka była promowana. Potem zbyt często o Underworld nie dane mi było czytać (o ile w ogóle). A tu proszę, ktoś jednak nadal chce o nich rozmawiać;-)
To zdjęcie na początku wpisu jest jakieś dziwne. Ale to pewnie dlatego, że sami panowie wydają się trochę dziwni... Nie sądzisz?
Chciałem dać ich zdjęcie w klasycznych garniturach, ale pomyślałem, że tyle ich jeszcze będzie, że wybiorę coś oryginalniejszego :) Ponoć Wielka Brytania to ojczyzna wszystkich ekscentryków :)
ReplyDeleteCieszę się, że wpis Ci się podobał, bo następny chyba nie przypadnie Ci do gustu :) Ale teraz nie mam zbyt wiele czasu, więc zostawiam te bardziej wyrafinowane pomysły na później, a realizuję bardziej prozaiczne :)
Przejrzałem ścieżki dźwiękowe paru filmów Boyle'a i widzę, że Underworld mieli też piosenkę na soundtracku "Niebiańskiej plaży" - konkretnie "8 Ball". Widzę też, że korzystał kilkakrotnie z utworów takich kapel, jak Blur, New Order czy jak na razie anonimowy dla mnie Leftfield (m.in, "Płytki grób"). No i wiadomo - "Pure Shores"... :)
Film "Niebiańska plaża" również znam bardzo dobrze. Widziałem go nawet kilka razy. Oczywiście to "Pure shores" zawsze będzie mi przypominać o tym filmie, ale przyznam, że nie miałem pojęcia, że na soundtracku pojawili się również Underworld. Trzeba to sprawdzić;->
ReplyDeleteCo do kolejnego wpisu - bez obaw, na pewno nie będę nim znudzony. Twoje wywody na temat muzyki zawsze są ciekawe. Czasem może lekko chaotyczne, bo lubisz zbaczać z tematu i niekoniecznie wracać do punktu wyjścia, ale i tak dobrze się to czyta;-) Ty po prostu zawsze masz dużo do powiedzenia, a forma pisemna w jakiś sposób Cię jednak ogranicza. Trzeba w końcu dać Ci się wypowiedzieć!
Toś mnie podsumował!!! :) Chyba jednak lepiej wypowiadać się chaotycznie/dygresyjnie na piśmie niż na wizji, bo chaotyczną wypowiedź pisemną łatwiej jest skopiować i ustawić w (subiektywnie) bardziej poprawnej kolejności niż nagranie wypowiedzi ustnej :)
ReplyDeleteA gdyby miał szanse prowadzenia audycji muzycznej, na pewno puszczałbym piosenki tak urokliwe, że grzechem byłoby dodatkowo reklamować je wylewnym komentarzem :)