Kocham Jessie Ware!
Nieco dłuższa recenzja mojego krótkiego pobytu na tegorocznym Open'erze (wybaczcie pewną naiwność narracji, chociaż mieszkam niedaleko, to był mój pierwszy raz z imprezą w Babich Dołach, czy jak kto woli Kosakowie):
1. Kogo widziałem? Little White Lies (bo grali pierwsi :), Izę Lach, Minerals, Dry the River, Penderecki/Greenwood, Jamiego Woona, Bon Iver, The Maccabees (krótko), Kari Amirian (też krótko), Justice i Jessie Ware.
2. Muzyka na żywo to jednak co innego niż muzyka z płyt - nawet elektroniczne plimkanie po przearanżowaniu na gitarę, bas i perkusję da się zamienić na niezły czad, z czego muzycy skapliwie korzystają. To chyba tłumaczy, dlaczego wciąż jeszcze niektórym chce się płacić za bilety, a już prawie nikomu - za płyty.
3. Goście chyba przebyli jakiś kurs interakcji z widownią, bo bardzo dobrze im wychodziła wymowa "dziękuję" :)
4. Miło zobaczyć, że Twoi ulubieni wykonawcy mają w Polsce sporo fanów.
5. Iza Lach znacznie ciekawsza na żywo niż studyjnie, Jamie Woon przeniósł mnie do lat 80. jak nikt od czasu warszawskiego koncertu Kamp! dokładnie rok temu (miał być nowy George Michael, rośnie nowy Chris Rea?), Bon Iver i Kari Amirian - tak jak miało być, czyli magicznie, Jessie Ware - objawienie!
Main Stage w czasie koncertu Bon Iver.
6. Mgła nad diabelskim młynem - zjawiskowa! Klimat jak z jednej z sesji zdjęciowych Marillion :)
7. Nie przypuszczałem, że kobiety w kaloszach są takie seksowne :)
8. Za rok pewnie i tak jadę na OFFa, bo jak Marylka, lubię tylko dobre towarzystwo :)
Więcej szczegółów mam nadzieję już niedługo w podcaście!
7. Nie przypuszczałem, że kobiety w kaloszach są takie seksowne :)
8. Za rok pewnie i tak jadę na OFFa, bo jak Marylka, lubię tylko dobre towarzystwo :)
Więcej szczegółów mam nadzieję już niedługo w podcaście!
No comments:
Post a Comment