Strony

Tuesday, December 20, 2011

Historia jednej piosenki: Melanie Thornton "Wonderful Dream (Holidays Are Coming)", czyli dzień, w którym umarł euro-dance


W poprzednim poście pisałem trochę o narastającej nostalgii związanej z latami 90., której wyrazem są m.in. powroty seriali Beverly Hills 90210 oraz Beavis & Butthead, czy też różne aplikacje na Facebooku. Tak jak już wspominałem, w temacie nie do końca racjonalnych sympatii pozostaję wierny jeszcze wcześniejszej dekadzie, jednak - nie oszukujmy się - wielu ludzi ma za czym tęsknić.
Dla dużej części świata "era Clintona i Jelcyna" była okresem gospodarczej prosperity (szczególnie jeśli porówna się ją z obecnym kryzysem). To prawda, w Czeczenii i Bośni lała się krew, ale niewiele to obchodziło rozchełstaną zachodnią młodzież wyginającą się na Paradach Miłości. W Polsce transformacja nie obywała się bez zgrzytów, ale nie da się zakwestionować pojawieniu się na rynku wcześniej niedostępnych dla nas dóbr i instytucji, choćby komercyjnych wytwórni płytowych. Jeśli "ejtisy" były złotą erą polskiego rocka, to na pewno następne dziesięciolecie było jego "srebrnym wiekiem". Furorę robiła koncepcja "końca historii" autorstwa Francisa Fukuyamy, w myśl której po upadku ZSRR nie ma już o co walczyć; pozostaje konsumpcja i czekanie na koniec. A potem przyszedł 11 września i wszystko trzeba było przemyśleć od nowa...

Piosenka, o której chcę dzisiaj napisać, stanowi swoiste muzyczne epitafium tej dekady. Po pierwsze, stała się hitem już po śmierci wykonującej ją artystki. Melanie Thornton - była już wtedy wokalistka euro-dance'owych projektów La Bouche i Le Click zginęła 24 listopada 2001 r. w katastrofie lotniczej koło Zurichu, będąc w trakcie promocji tego kawałka. W tym samym wypadku poniosły śmierć dwie członkinie zespołu Passion Fruit, stąd podtytuł tego wpisu. Po drugie, mam wrażenie, że coraz mniej nagrywa się popowych piosenek napisanych tak (notabene) "po bożemu", umiejętnie stopniując napięcie (dla Muzykoblogera takim epitafium jest piosenka z pewnego kasowego filmu ;). Można było potraktować śpiew chóru jako mostek znacznie wcześniej, ale piosenka by dużo na tym straciła, więc na szczęście nie zrobiono tego. Melanie też nie wypuszcza z siebie całej pary od razu. I słusznie - pośpiech nie sprzyja świątecznemu nastrojowi.

Brzmi znajomo? Utwór napisany z myślą o niemieckiej reklamie Coca-Coli (chociaż sama Thornton była Amerykanką, do Niemiec przyjechała nie będąc w stanie utrzymać się z muzyki w ojczyźnie) doczekał się też polskiej wersji językowej w wykonaniu wokalnej ulubienicy MUZYKO(B)LOGERA ;), uroczej i utalentowanej Ani Szarmach.

Może coś w tym jest, że wraz z odejściem neohippisowskiego beztroskiego ducha lat 90. z każdym rokiem pojawia się coraz mniej nowych świątecznych przebojów, mimo że płyt z tego typu muzyką wydaje się co roku tuziny. W polskich realiach takim odpowiednikiem Wonderful Dream byłoby chyba równie pełne nadziei Kto wie grupy De Su z filmu Świąteczna przygoda (2000). Z perspektywy czasu nieco zadziwia mnie popularność tego nagrania wśród radiowych programistów. Bezpośrednio po premierze nie wszedł chyba nawet do pierwszej dziesiątki polskich notowań airplay, chociaż nie dam sobie głowy uciąć.

Jako bonus dołączam drugi największy solowy przebój Melanie. Przebieranki z teledysku pewnie zainspirował klip do As Long As You Love Me tak kochanych przez niemieckie (i nie tylko) dziewczyny Backstreet Boys ;) O, nawet tytuł podobny!

4 comments:

  1. Właśnie włączyłem sobie wersję Ani Szarmach:-> Że ja tego nie dodałem do świątecznej playlisty na blogu... Ale zawsze mogę dodać na FB!
    Twój artykuł w całości przeczytam w trakcie świąt, bo teraz pora już iść spać. Ale - jak widzisz - zdanie o mnie i Ani Szarmach jakoś rzuciło mi się w oczy:-)

    ReplyDelete
  2. Mnie również wydaje się, że piosenka Melanie popularność w Polsce zyskała dopiero podczas któregoś z późniejszych okresów przedświątecznych. Za nowości nie była u nas aż tak popularna. Ale to odpowiednia propozycja na święta, więc dobrze, że ugruntowała sobie pozycję w świątecznych playlistach dużych stacji radiowych.
    Historia Melanie nie musiała się skończyć w taki sposób, ale czasu nie odwrócimy. Ja byłem wtedy jeszcze w szoku po śmierci Aaliyah, a chwilę później dowiedziałem się, że są kolejne ofiary samolotowego nieszczęścia:-/ Dziewczyny z Passion Fruit nagrywały wprawdzie muzykę, której nikomu bym nie polecił, ale była to przynajmniej radosna nuta. Kto by przypuszczał, że za rogiem czyha na nie śmierć... Ale Ty chyba nie o śmierci chciałeś tu pisać, a ja skupiłem się głównie na tym...

    Jest coś w tym, co piszesz, że chociaż pojawia się teraz dużo płyt z muzyką na święta, niewiele lansowanych jest z nich świeżych przebojów.

    Muszę się ponadto zgodzić z Tobą, że Ania Szarmach jest utalentowana. Jak słucham czasem polskich nagrań z różnych lat, nie mogę wyjść z podziwu, w ilu z nich słychać w tle właśnie jej głos. Dobrze, że w końcu udało jej się wyjść na pierwszy plan.

    ReplyDelete
  3. Daję słowo, że tematyka tych postów nie ma nic wspólnego z moim zamiłowaniem do zwiedzania cmentarzy ;)

    Niedługo posłucham trochę Ani Szarmach, bo właściwie nie znam nic więcej w jej wykonaniu. Odkąd skończyłem gimnazjum nie przepadałem za dźwiękami inspirowanymi r'n'b, ale ostatnio jakoś zaczęło mi ich brakować.

    A propos polskich wokalistek - pamiętam jak bardzo dawno temu na profilu dałeś po sobie linki do teledysków Julii Marcell i Izy Lach. Kto by pomyślał, że niedługo będzie wokół nich taki szum ;) Mnie to szczególnie rozbawiło dlatego, że mam 3 matrioszki :)

    ReplyDelete
  4. Widzisz, jakbym czuł, że Julia i Iza zdominują polskie serwisy muzyczne w ostatnich miesiącach roku:-> Wg Interii to Iza jest największym polskim zaskoczeniem tego roku. Wg Onetu i wielu innych mediów chyba przede wszystkim Julia. Dla mnie obie ciekawie się rozwinęły, ale mnie bardziej do gustu przypadła płyta Izy, którą sobie nawet kupiłem, coby wesprzeć młodą artystkę:-)

    ReplyDelete