Strony

Tuesday, April 28, 2020

Z innej beczki: Po prostu Scott


Według Google Scott to marka sprzętu sportowego i...niewiele więcej.


Chyba każdy jednak jest świadomy, że to też popularne imię i nazwisko w świecie anglosaskim. Nosili je między innymi bodaj najsławniejszy szkocki powieściopisarz sir Walter Scott, niefortunny polarnik Robert Falcon Scott oraz klasyk literatury amerykańskiej Francis Scott Fitzgerald. Fanom muzyki kojarzy się chyba głównie z jednym z symboli końcówki lat 60. Scottem MacKenziem. Pojawia się także zdumiewająco często w moich ulubionych serialach i filmach, będziecie mieli więc okazję poznać mnie dzisiaj z trochę innej strony.


Chyba najsławniejszy i najwybitniejszy twórca filmowy o tym nazwisku to Ridley Scott. Obcy to klasyka horroru, Thelma i Louise - kinowego feminizmu (przynajmniej według niektórych), Łowca androidów - jedna z najbardziej wpływowych dystopii wszech czasów i dla wielu podstawowe skojarzenie w temacie popkultury lat 80. (oraz obiekt żartów w związku z istnieniem licznych wersji dzieła). Wszystko w nim ma dziś status ikony - od sfery wizualnej przez chłodny, ale uwodzicielski image i grę Sean Young po sławny monolog Rutgera Hauera, a nakręcona przez Denisa Villeneuve kontynuacja też była niczego sobie. Dobre wrażenie zrobił też na mnie względnie niedawny obraz Wszystkie pieniądze świata z 2017 r. osnuty na historii porwania Johna Paula Getty'ego III w 1973 r. (notabene ojca odtwórcy głównej roli męskiej w Zagubionej autostradzie Davida Lyncha). Produkcja zdobyła rozgłos przede wszystkim z powodu wymiany grającego bezdusznego dziadka-miliardera Kevina Spacey w związku z oskarżeniami o molestowanie seksualne na Christophera Plummera.

Filmy Scotta mają też swoją role w historii muzyki. Grecki kompozytor Vangelis jest dziś w dużej mierze pamiętany jako autor oprawy dźwiękowej Blade Runnera i 1492: Wyprawa do raju (motyw przewodni dał mu singlowy numer 1 w Niemczech). Now We Are Free Hansa Zimmera i Lisy Gerrard ze wzruszającego Gladiatora (tam jest Joaquin Phoenix, fani Jokera, i spisał się świetnie!) na pewno pamiętają widzowie programu 30 Ton! z 2000 r. Długo głowiłem się, w jakim języku powstał tekst tego utworu, odpowiedź "glosolalia" uparcie nie chciała mi przyjść do głowy. Nie muszę chyba dodawać, że uprzedzenie głównego bohatera Marsjanina do muzyki disco uważam za pretensjonalne ;) (a i bez tego ten film jest dość nisko w moim rankingu - taki Arrival (Nowy początek) to co innego, ale i tak 2001: Odyseja kosmiczna pozostaje bezkonkurencyjna)


Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że ktoś od Ridleya może woleć filmy innego Brytyjczyka - tragicznie zmarłego w 2012 r. Tony'ego Scotta, których soundtracki też miały olbrzymi wpływ na listy przebojów ćwierć wieku temu (wystarczy podać dwa tytuły: Take My Breath Away z Top Gun i Show Me Heaven z Szybkiego jak błyskawica, poza tym Gliniarz z Beverly Hills II dał jedyny numer jeden na Billboardzie Bobowi Segerowi, choć jego liczni amerykańscy fani za Shakedown nie przepadają), a w Zagadce nieśmiertelności zagrał u niego sam David Bowie, ale nie czuję się specjalistą od kina akcji, a jak mówią mądrzejsi ode mnie: "pisz o tym, na czym się znasz". Przechodzimy więc płynnie do aktorów. Andrew Scott zdobył w Polsce rzeszę fanów jako nieobliczalny profesor Moriarty w serialu Sherlock. Planował go tu ściągnąć warszawski ComicCon (yes, we missed you!), ale wiadomo, jak się to skończyło... Chyba nigdy nie zapomnę pierwszego dnia mojej wycieczki w Londynie, kiedy miałem okazję zobaczyć gmach Szpitala św. Bartłomieja, na którego dachu sławny detektyw cało... zmagał się ze swoim wrogiem (Przy okazji: jeśli wierzyć tablicy pamiątkowej, w dokładnie tym samym miejscu zginął główny bohater Walecznego serca). Ostatnio miał okazję ponownie pracować z Benedictem Cumberbatchem na planie głośnej (obstawiam, że lekko przeklamowanej) epopei wojennej 1917. Niedawno mogliśmy go oglądać w TVP w powtórkowym klasyku Alicja po drugiej stronie lustra. Nieco podobny do Andrzeja Dudy dublińczyk wystąpił także m.in. w bondowskim Spectre i serialu komediowym Fleabag. Może czas wrócić do Szeregowca Ryana i sprawdzić, którym z poległych na plażach Normandii w początkowej scenie nieszczęśników był u progu kariery?


Na pierwszym miejscu alfabetycznej listy kinowych posiadaczy tego nazwiska na pewno znalazłby się o rok od niego starszy Adam Scott. Odgrywał on moją ulubiona postać w serialu Wielkie kłamstewka - sympatycznego, acz niepozbawionego pociągu do skoków w bok (jak i zresztą jego żona Madeline, w którą wcieliła się Reese Witherspoon) Eda Mackenzie. Najbardziej znany jest chyba jednak z występów w Parks & Recreation - komediowym show HBO o olbrzymim potencjale kreowania gwiazd, czego koronnym dowodem jest Chris Pratt. Dobrą reklamą dla przygód mieszkańców miasteczka w Indianie są też na pewno występy Rashidy Jones w Biurze (Karen to sztywniara, ale przecież stuprocentowo sympatycznych postaci jest tam ogółem bardzo niewiele...), Aubrey Plaza w Legionie (szkoda, że rzadko się pojawia w czymś innym, niż głupie komedyjki, ale to problem wielu członków obsady filmu Scott Pilgrim kontra świat), zaś ostatnio Nick Offerman w Devs (świetny także w drugim sezonie Fargo i McImperium, gdzie zagrał jednego ze współzałożycieli sławnej sieci fast food). Scott pojawił się też w małych rólkach w Aviatorze i Sekretnym życiu Waltera Mitty, ostatnio zaś w serialu Strefa mroku odświeżonym przez jednego z najzabawniejszych ludzi świata Jordana Peele'a.


Ten wpis nie miałby bez sensu, gdybym nie wspomniał o Michaelu Scotcie - głównym bohaterze wspomnianego już wyżej The Office. Grany przez Steve'a Carella (jakiż popis zdolności aktorskich zafundował nam w Big Short!) Michael jest szefem regionalnego biura sprzedaży handlującej papierem firmy Dunder-Mifflin w Scranton w stanie Pensylwania. Jest przystojny, dobrze się ubiera, zazwyczaj dobrze idzie mu w interesach, stara się wszystkim przychylić dostarczyć dobrej zabawy i ogólnie przychylić nieba, jednak ma duże problemy ze znalezieniem przyjaciół i stałej partnerki. Być może dzieje się tak dlatego, że ciągle towarzyszy mu przypominający negatywny stereotyp Niemca Dwight Schrute, nie pomaga mu też na pewno to, że nie odróżnia piosenek Bruce'a Springsteena i Cyndi Lauper i ogólnie nie grzeszy wiedzą. Nieustannie pogrąża go też kompromitujący brak umiejętności wczucia się w położenie kobiet, homoseksualistów, mniejszości etnicznych i właściwie nikogo poza samym sobą. A może ma po prostu pecha? Odpowiedzi warto poszukać samemu, jeżeli nie polubicie Michaela, przynajmniej poznacie absolutnie niepowtarzalną postać, jaką jest Creed Bratton.


Bardziej znany pod pseudonimem Ant-Man Scott Lang jako eks-złodziej, rozwodnik i uczestnik eksperymentów w dziedzinie fizyki kwantowej także nie ma szans na bycie duszą towarzystwa, jednak może liczyć przynajmniej na trzech wom...kompanów, z których Luis zawsze dużo (i szybko) gada, Kurt boi się Baby Jagi, a Dave...w wolnych chwilach sampluje O-Zone. W marvelowej sadze dużo przeżył, w tym zniknięcie córeczki (ku rozpaczy fanów dział castingu podmienił aktorkę niczym krzyżacy Danusię), ale poznał też ciekawą osę kobietę, a za wspólną grę z Michaelem Douglasem sam bym wiele dał (Upadek to trochę zapomniany "bliźniak" American Psycho). Paul Rudd to pełen uroku osobistego i wyjątkowo niestarzejący sie fizycznie aktor. Inny wiecznie młody, Conan O'Brien, już wie, że można na nim polegać - o czymkolwiek by nie rozmawiali, zawsze przyniesie ze sobą klip...

W związku z bardzo niejednoznacznymi komunikatami dotyczącymi najbliższej przyszłości trudno mi przewidzieć, co i kiedy pojawi się w kolejnym wpisie, ale na pewno też zaproponuję Wam jakieś klipy...

No comments:

Post a Comment