Strony

Thursday, November 29, 2018

Muzyczna autobiografia, odc. 4


Z ostatniego odcinka moglibyście wyciągnąć wniosek, że jako nastolatek niczego nie robiłem poza oglądaniem telewizji. Miało to swoją ponurą przyczynę - w tym czasie często chorowałem i nawet w szkole pojawiałem się nieregularnie.
Nie wspomniałem o jeszcze jednym programie, który często oglądałem - Rowerze Błażeja. Jak przystało na propozycję dla młodzieży, było w nim mnóstwo muzyki, także na żywo. Można było natrafić na niemal wszystko, choć zazwyczaj tylko we fragmencie - od Eiffel 65 przez Travis po Tiamat. Oglądałem go w komplecie z krótkim muzycznym fleszem o 16.00 prowadzonym przez Artura Orzecha. Oczywiście, newsy muzyczne wciąż pojawiały się też w Teleexpressie. Już wtedy byłem świadomy idei złotych płyt (wyedukował mnie RockFan, czyli muzyczna telegazeta TVP 2) i nieźle męczyłem się z zapisywaniem ich zdobywczyń podawanych przez Korneliusza Pacudę w jego kąciku. Pewnie łatwo zgadnąć, kim naprawdę są Lianna Raysure i Shiannana Fey :)

Dzisiaj myślę o twórcach "Roweru Błażeja" z większym szacunkiem, właśnie ze względu na spory eklektyzm ich propozycji. Wtedy byłem już na etapie typowego dla piętnastolatków przekornego stosunku do muzyki, ponieważ zmieniły mi się inspiracje. Rodzice zamknęli dyskotekę, mniej chorowałem, więc miałem więcej kontaktu z rówieśnikami, tak jak wcześniej napisałem - wychowywanymi muzycznie przez starsze rodzeństwo. Nagle Britney Spears i Robbie Williams zaczęli wydawać się  obciachowi (skądinąd, dowiedziałem się, kim jest Robbie Williams dopiero, gdy ruszyła "Kolejka", wcześniej myślałem, że to źle podpisany Robin Williams, bo nigdy nie mogłem na niego trafić w 30 Tonach) i "babscy" (choćby dlatego, że samorząd szkolny z braku lepszych pomysłów dekorujący ściany plakatami z "Bravo" był zdecydowanie zdominowany przez dziewczyny)...tylko, że poza popem niewiele znaliśmy. Na fali byli Eminem, Kazik, The Offspring, Red Hot Chilli Peppers i Limp Bizkit, nieco później Linkin Park, w szkole w Sztutowie był też mały fanklub Korna. Kiełkowało zainteresowanie polskim hip-hopem, wtedy ograniczone głównie do tych, którym udawało się złapać Radiostację (krążyła wieść gminna, że w tym celu trzeba było wbić widelec w antenę radia). Ze starszych stażem wykonawców największym szacunkiem cieszyły się Metallica i - jakkolwiek trudno to dziś zrozumieć - U2. Jedynym naprawdę rozpoznawalnym dzięki szerokiej promocji zjawiskiem indie było Myslovitz.

Prowadziłem w tym czasie w pewnym stopniu podwójne życie. W szkole słuchałem i chwaliłem to, co lansowali w danej chwili najhałaśliwsi (miałem trochę agresywnych, na szczęście głównie werbalnie, kolegów, z którymi lepiej było się nie kłócić). W domu, kiedy miałem "wolną chatę", coraz częściej włączałem Hop Bęca, który przy całym prymitywizmie prezentowanych tam brzmień, nadal był przez nas uważany za "głos generacji" - nawet jeżeli pojawiali się w nim dość często artyści starszego pokolenia. W weekendy, kiedy nie było Hop-Bęca, słuchałem czego popadnie, czyli przeważnie Zetki, RMF FM i Radia Plus, w poszukiwaniu piosenek z "Kolejki". Żałuję, że tzw. goldy zainteresowały mnie dopiero na etapie liceum. Wcześniej byłem chyba zbyt dużym miłośnikiem list przebojów, m.in. siedziałem po uszy w udostępnionych w Internecie statystykach LP3. Byłem podekscytowany faktem istnienia notowań, które mają więcej miejsc niż Hop-Bęc :D, ale na regularne słuchanie miał dopiero przyjść czas.

Młodszym czytelnikom na pewno trudno wyobrazić sobie RMF, w którym dominują ballady, ale na początku poprzedniej dekady w polskim eterze nie było zbyt wiele dance'u (klubowe audycje miało nieistniejące już Radio El z Elbląga). Jak pewnie niektórzy pamiętają, w latach 2001-02 wszechobecna była Kylie Minogue, Roxette i A-Ha, wielkim hitem było Baila (Sexy Thing) Zucchero, w polskim pop-rocku trwała rywalizacja Kasi Kowalskiej z Anitą Lipnicką (przy całej sympatii do Jestem powietrzem mało co mnie tak nudziło, jak singiel Moje oczy są zielone). Sporymi wydarzeniami była współpraca Krzysztofa Krawczyka ze Smolikiem, nowa wokalistka Varius Manx, czyli Monika Kuszyńska, oraz Zakochany Pan Tadeusz Michała Żebrowskiego. Był to też jeszcze okres masowej popularności Ich Troje, którzy akurat byli w stanie radzić sobie bez airplayu (poza stacjami regionalnymi). Wreszcie był to czas, gdy dzięki Home and Dry zaczynałem kojarzyć Pet Shop Boys!

Pod koniec gimnazjum, czyli wiosną 2002 r. - znowu - dzięki Hop-Bęcowi szkolne "dupki" i "szpanerzy" znaleźli wspólny taneczny język w postaci kilku promowanych wtedy w Polsce kawałków r'n'b (Survivor, Family Affair, Miss California, Perfect Gentleman Wyclef Jeana). Z czasów przygotowań do testu kompetencji pamiętam też dzień, w którym postanowiłem przełamać tabu "babskości" i aby urozmaicić sobie wagary z pozalekcyjnych zajęć z programowania kupiłem "Bravo" i "Popcorn". Wśród moich kolegów te magazyny miały fatalną reputację ze względu na mainstreamowość i kącik "Mój pierwszy raz", ale czy naprawdę były takie złe? Z perspektywy czasu publikowanie średniej wyników 30 Ton! z dwóch tygodni sprawia bardzo słabe wrażenie, podobnie jak przesłodzone (zapewne opłacone) recenzje płyt, irytowało silenie się na pełen anglicyzmów młodzieżowy slang i uparte nazywanie nu-metalu crossoverem, choć w konktekście muzycznym najczęściej to słowo kojarzy się z country. Jeżeli ktoś jednak się uparł, mógł znaleźć coś ciekawego w działach o rocku i czarnych brzmieniach, np. o Aaliyah. Nieco później zaskoczyła mnie jak najbardziej pozytywna recenzja singla Somebody Told Me The Killers, być może miało to związek z objęciem funkcji naczelnego przez byłego redaktora "Teraz Rocka" Igora Stefanowicza. Wydaje mi się też, że "Bravo" było jedynym polskim środkiem przekazu, które wystawiło wyższą notę The Best of U2 1990-2000, niż Justified Justina Timberlake'a! Justin musiał zadowolić się czterema gwiazdkami, które w tym samym numerze otrzymał Nick Carter, którego solową płytę inne media raczej wyśmiały. Z tego co zaobserwowałem, "Popcorn" był jeszcze bardziej nastawiony na śledzenie zachodnich przebojów, m.in. pisał o kompletnie mi nieznanym Usherze, jak o starym znajomym.

W wakacje przed pójściem do liceum po raz pierwszy trafiłem w gdańskim Radiu Plus na alternatywną audycję Adama Czajkowskiego. Wtedy wydawało mi się, że nigdy nie polubię takiej muzyki, jak Coldplay czy nawet Toploader. Miało się to zmienić już kilka miesięcy później, o czym napiszę w kolejnym odcinku. Wyjaśnię w nim także, dlaczego tak bardzo zależało mi na dobrych recenzjach U2...

No comments:

Post a Comment