Strony

Saturday, August 25, 2018

Recenzja: Maciej Koprowicz "The Smiths. Piosenki o Twoim życiu"

 

Czy warto pisać o książce, której premiera miała miejsce 4 miesiące temu (dokładnie 20 kwietnia), a chwalili ją już Piotr Kaczkowski w eterze Trójki i Wiesław Weiss w Teraz Rocku? Warto, jeżeli traktuje o The Smiths, a tym bardziej, gdy jej autorem jest mój kolega (i niedawny solenizant), dziennikarz portalu Antyradio.pl Maciej Koprowicz.
Nigdy nie miałem wątpliwości, że warto pisać o Smithsach, ponieważ dzięki lekturze brytyjskiej prasy muzycznej z gdyńskiego Empiku od czasów licealnych żyję ze świadomością legendarnego statusu manchesterczyków i Morrisseya. Stali się dla mnie symbolami indierockowego nonkonformizmu jeszcze zanim usłyszałem ich jakąkolwiek piosenkę. Możecie spróbować wyobrazić sobie moją ulgę, gdy w 2007 r. po raz pierwszy w życiu znalazłem się na YouTube i przekonałem się, że warto było pokładać nadzieję w tej grupie. W tym czasie znałem już z Radia Gdańsk i VH1 kilka solowych piosenek Moza. Ten wokalista był pierwszym muzykiem, na którego płatny koncert się wybrałem - w 2009 r. w Stodole. Brak klimatyzacji mocno mi przeszkadzał, brak hitów (poza How Soon Is Now?) nieco mniej, ale cieszę się, że wytrzymałem do euforycznego bisu, obejmującego m.in. First of the Gang to Die, na które bardzo czekałem. Materiał z tego koncertu trafił w tym samym roku na składankę Swords, na której znalazły się także B-side'y singli Morrisseya z XXI wieku.

Później nadszedł głośno komentowany koncertowy krach 2014 roku. Towarzyszył mi wtedy właśnie Maciej, a mimo oczywistego rozczarowania miałem większy żal do LiveNation niż do artysty. Od tego czasu moje uwielbienie do rockowego Oscara Wilde'a znacznie osłabło wraz ze wzrostem mojego zainteresowania muzyką elektroniczną oraz rozchodzeniem się naszych poglądów społeczno-politycznych. Często można odnieść wrażenie, że mizantropia przesłania wokaliście rzeczywistą naturę wielu zjawisk. Być może "jedynie" próbuje utrzymać zainteresowanie mediów werbalnymi prowokacjami, co byłoby dość banalną taktyką utrzymywania się "na fali". Na pewno rychłe zapomnienie mu nie grozi - nowych fanów próbują mu znaleźć twórcy Ant-mana i Osy.

 
Maciej Koprowicz i Bartosz Florczak (Radio Łódź) podczas spotkania autorskiego 1 czerwca

Trzeba pogodzić się z tym, że jak mówi przysłowie, niektórzy bohaterowie żyją tak długo, aż stają się czarnymi charakterami. Sami The Smiths pozostają fenomenem - w sporym stopniu dlatego, że odeszli wcześnie i w chwale. Dlaczego i w jaki sposób stali się fenomenem, można dowiedzieć się z książki (częściowo z samego wstępu). Podobnie jak autor, nigdy nie miałem wątpliwości, że pozycja tej grupy między mainstreamem a undergroundem lat 80. jest wyjątkowa (oczywiście można doszukiwać się analogii ze statusem New Order albo The Cure, ale trzeba pamiętać, że mówimy o innych ramach czasowych). Nie odważyłbym się jednak na taki projekt, ponieważ The Smiths nie wydawali mi się wystarczająco popularni w Polsce. Maciej był przygotowany i na takie wątpliwości krytyków - ostatni rozdział książki (poza samym w sobie interesującym wykazem dyskografii - duży plus za pamięć o postaciach uwiecznionych na okładkach płyt!) nosi tytuł "The Smiths a sprawa polska" i dotyczy odbioru ich twórczości w naszym kraju, m.in. przez rockmanów młodego pokolenia. Czytając rezultaty jego poszukiwań, przypominały mi się własne analizy LP3 jeszcze z czasów licealnych. Wtedy wydawało mi się, że słuchacze Trójki nie doceniali "Kowalskich", dziś uważam, że w formule Top 40, nawet przy dużej rotacji pojawienie się jakichkolwiek produkcji tego składu było sukcesem...

Dobra książka o The Smiths nie może być jedynie zapisem anegdot o członkach zespołu i analizą ich dorobku. Oczywiście, także pod tym względem jest niezwykle drobiazgowa, przy tym nie nudząc, czytelnicy mogą dowiedzieć się np. co artyści jedli w trasach koncertowych i jakie nieprzyjemności spotykały ich w ich trakcie. Żaden artysta nie działa w próżni, więc twórczość Morrisseya i towarzyszy to mikrokosmos literatury, filmu, polityki. Piosenki o Twoim życiu to podróż w czasie do kraju, który niby należy do tego samego kręgu kulturowego, co Polska i w dobie globalizacji nie wydaje się daleki, jednak posiada specyfikę, która w epoce amerykanizacji kultury masowej może wydawać się egzotyczna. Szukanie paralel między sytuacją polityczną czy gospodarczą PRL i Zjednoczonego Królestwa może pomóc w rozstrzygnięciu tytułowej kwestii: czy piosenki The Smiths naprawdę mówią o naszym życiu? (Laikom wyjaśniam, że to odwołanie do tekstu utworu Panic). Na pewno wiele ich fragmentów nadaje się do kolekcji złotych myśli, choćby "Łatwo jest nienawidzić. Trzeba mieć jaja, żeby być delikatnym i uprzejmym" z I Know It's Over. Kiedyś na forum.80s.pl jako miejsce zamieszkania podawałem "seaside town they forgot to close down", ale to już solowy Morrissey.

Być może publikacja takich zdjęć świadczy o próżności, ale coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz 

Aby zachęcić Was do czytania, stworzyłem playlistę najbardziej znanych i moich ulubionych dokonań The Smiths i Morrisseya. Wielostronna działalność Johnny'ego Marra to temat na osobną historię, pozostańmy więc przy płodach niesfornego lidera (odnoszę wrażenie, że bardziej cenię tego gitarzystę niż Maciej, ale liczba odsłuchań mówi sama za siebie). Mnie Maciej na spotkaniu autorskim zachęcał do pójścia w jego ślady i opracowania polskiej biografii Pet Shop Boys. To prawda, uwielbiam ich, ale czy ktokolwiek w Polsce ich jeszcze słucha i szanuje? :) Komentujcie, chętnie poznam Wasze zdanie.

No comments:

Post a Comment