Strony

Friday, December 28, 2018

Ranking: Top ulubionych piosenek z 2018

W tym roku pokazałem Wam Top 200. Tracey Thorn wykorzystała szansę, aby pojawić się w nim aż trzykrotnie!

Ten moment kiedyś musiał nadejść - w tym roku postanowiłem maksymalnie uprościć zasady powstawania tego rankingu.
Poszukiwanie informacji, co było singlem, a co nie, zajęłoby wiele godzin i w niektórych wypadkach mogłoby nie przynieść rezultatu. Postanowiłem więc uszeregować wszystkie piosenki wydane w tym roku, które wydały mi się wartościowe, a nawet kilka (bodaj cztery) udostępnionych w 2017 r., które wystarczająco polubiłem dopiero w ciągu osiemnastu miesięcy (zazwyczaj dlatego, że wcześniej ich nie znałem). Aby zrekompensować Wam małą liczbę wpisów w ostatnich miesiącach, po raz pierwszy w ramach rankingu możecie odsłuchać aż 200 utworów (także na Spotify, gdzie brakuje tylko Angel Unlmtd i Liebe). Nie chcę przez to powiedzieć, że to był lepszy rok dla muzyki pop niż ubiegły, jednak gdyby było to konieczne, byłbym w stanie wydłużyć tę listę o kilka pozycji. Pamiętajcie też, że niektóre wartościowe kompozycje nie pojawiły się tutaj, ponieważ wolę ich słuchać w kontekście albumów. Mam nadzieję, że fani np. Anny Calvi mi to wybaczą :)

O moim stosunku do panujących w tym roku trendów również planuję napisać więcej w poście o albumach, który pewnie niedługo się ukaże. Nie da się ukryć, że tropical house, dancehall i latynoski pop prawie zawsze są dla mnie niestrawne, choć zaraziłem się niedawno jednym sporym przebojem (Electricity), a singiel nieugiętego Owl City zatrąca o trance 2.0. Mam dziwne wrażenie, że gdybym układał ten ranking za kilka lat, nie byłoby już w nim Lany i HONNE, ponieważ okazali się oni w tym roku "one trick ponies", choć oczywiście nie ubyło im rzemieślniczej biegłości. Zauważyłem, że z każdym rokiem przybywa polskich utworów w topie, a także tych śpiewanych przez kobiety. Duża w tym Wasza zasługa, drodzy czytelnicy :)


***

Najwięksi polscy zwycięzcy rankingu - Holly Blue


Po wylansowaniu takiego hitu, jak Shut Up and Dance, z punktu widzenia finansowego wszystko staje się prostsze, zaś artystycznego - trudniejsze. W sumie coś takiego mogłoby nagrać Bastille.


Komuś z Grecji udało się być wyżej niż Keep Shelly in Athens (i Liebe). Wyjątkowo nie jest to Marsheaux.


Dźwiękowa słodycz trochę w stylu italo disco.


Jedna z najsławniejszych aktorek naszych czasów brzmi w tym wydaniu cokolwiek jak Marie Fredriksson z Roxette.


Gdyby panowie z tej formacji spisali wspomnienia o udziale we wszystkich swoich projektach, mielibyśmy materiał na dobry film. Na razie mamy retro rock na wysokim poziomie.


Australijczycy grają chyba teraz nieco statyczniej, niż na początku kariery, ale wciąż bardzo melodyjnie.


Jeden z tegorocznych powrotów, na ktore czekałem i, przy całej przeciętności tej pozycji, nie zawiodłem się.


Akurat w przypadku Szwedki, w tym roku najbardziej spodobało mi się jej najbardziej staromodne nagranie - cover przeboju ulubionego artysty szeryfa ze "Stranger Things", przedwcześnie zmarłego Jima Croce.


O ile pamiętam, żałowałem, że nie poznałem tych dreampopowców z Ukrainy kilka dni później, ponieważ mieliby szansę znaleźć się też w top 100 z poprzedniego roku. Przypadło im jednak w udziale bronić honoru swojego kraju w tym.


Jeżeli ta formacja brzmi dla Was jak boysband, może mieć to związek z faktem, że nagrywają dla wytwórni będącej własnościa Justina Timberlake'a, którego zainteresowali coverem jego kawałka Pusher Love Girl.


Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, po wysłuchaniu tej szwedzkiej propozycji pewnie zgodzicie się ze mną, że należy do najbardziej popowych w pierwszej setce.


Bardzo syntezatorowe i bardzo cool - zarówno w dosłownym znaczeniu chłodu, jak i przenośnym.


Rozerotyzowany electro funk. Jak zwykle i oby stworzyła go jeszcze więcej.


Dużo nostalgii za latami 80. i szczypta krytyki społecznej.


Meksyk też ma swoje Sexy Suicide, ale Polacy mieli w tym roku mniej szczęścia do zgrabnych kompozycji.


Wydawałoby się, że limit wykonawców zmieniających z dobrym skutkiem styl na względnie prosty electropop dawno się wyczerpał, ale odmłodzić postanowili się chilloutowi Belgowie.


Jeden z bardziej gitarowych fragmentów ostatniej płyty niegdysiejszego giganta chillwave.


To ogromna radość móc umieścić w rankingu najseksowniejszą od lat kobietę na Ziemi, najbardziej znaną z roli kelnerki Shelly Johnson w Twin Peaks. W tej chwili występuje w serialu Riverdale, gdzie jej postać ma na imię...Alice Cooper. Osoby nieznające fabuły, do których sam się zaliczam, taka dawka patosu może śmieszyć, ale od śpiewania w tradycyjnym stylu jeszcze żaden fan electro nie umarł.


Jako osoba, która pamięta początek tego stulecia, dziwię się, że w teledysku nie ma obrzucania się różowymi poduszkami w zwolnionym tempie.


Trochę już zapomniana specjalistka od zmysłowych brzmień nie zawiodła fanów swojego tradycyjnego emploi.


Być może dream pop, ale przede wszystkim w warstwie wokalnej. Może czas na lansowanie określenia power dream pop?


Chilloutowy house niezaprzeczalnie pasujący do naszej dekady, ale z dużą klasą.


Gdybyście mieli w tym roku wysłuchać tylko jednego utworu w stylu synthwave, polecam Wam dzieło kalifornijczyków, ale w drugiej setce znajdziecie nieco więcej rekomendacji :)


Kevin Parker pojawia się w różnych niespodziewanych miejscach. Niedawno wraz z trochę zapomnianym już raperem przypomniał o nigeryjskim piosenkarzu Stevie Monite.


Moja obojętność w stosunku do tych elektronicznych wyjadaczy niektórych irytuje, innych nudzi. Przyznaję jednak, że ich pierwszy powrotny singiel w 2018 był pełen charyzmy.


Chyba myliłem Lorely Rodriguez z kimś innym, ponieważ długo kojarzyła mi się z lodowatą alternatywą. A to przecież udana, ale popowa piosenka o miłości w sosie r&b.


Dodajmy szczyptę funku do country-popu, czyli...jeżeli spadać, to z wysokiego konia? Podsumowania roku pokazują, że było warto.


Minimalistyczne, chłodne R&B wciąż jest na fali.


Cynicy twierdzą, że przyszłość popu to jednowyrazowe tytuły, a w moim popie akurat powtarza się nieco dłuższy. Wykorzystała go w minionym roku m.in. uznana indie marka ze Szwecji.


Jedno z bardziej ekscentrycznych zjawisk muzycznych tego roku potrafi też zareklamować się chwytliwą melodią.


Wydaje mi się, że ten zmysłowy blues może być dobrym wprowadzeniem dla laików do twórczości muzy Davida Lyncha, choć - jak jeszcze się przekonacie - cenię ją również za ballady.


Wierzcie lub nie, ale dopiero wczoraj usłyszałem remiks Gromeego i zostanę przy oryginale z całym jego maksymalizmem.


Nadawanie piosenkom takiego tytułu zawsze jest ryzykowne, ale najmocniejszy shoegaze w zestawieniu nie zasługuje na kpiny.


Jak na autorów dwóch krążków, zainteresowanie twórczością mysłowiczan jest żałośnie nisko. Mam nadzieję, że trzecia płyta coś zmieni w tej kwestii. Mówimy przecież o bardzo wszechstronnych ludziach, a jednocześnie posiadaczach najsympatyczniejszego psa w polskim show businessie, czyli El Guapo :)


Wokalistka z Brighton szuka nowych środków ekspresji. Na razie jest trochę mniej disco, a więcej r&b, ale w tym roku był też eksperyment z bardziej karaibskimi brzmieniami (Go All Out).


Kiedy cała sala śpiewa "ooo" na koncertach tej rosyjskiej grupy, musi być wesoło.


Gdybym miał określić tylko jedną piosenkę z setki jako uroczą, prawdopodobnie zdecydowałbym się na tą. Coś pomiędzy dream popem a electro.


Ktoś musiał muzykom zajść za skórę, skoro mając już w dorobku względny przebój Friends, postanowili zaśmiać się z zasady "lepsze jest wrogiem dobrego".


Nie ma w tym roku Empire of the Sun, ale chyba znaleźli kontynuatorów (jak i cały nurt electro nowej przygody).


Melancholijna ejtisowa kompozycja, więc pewnie tytułowa nazwa ulicy nie jest przypadkiem.


Wspaniała kompozycja weterana nowej fali i piosenki autorskiej w ponadczasowym stylu promowana wysmakowanym teledyskiem.


Po kilku dekadach (z przerwami) na scenie, Brytyjka wciąż umie trafić do serca piosenkami o miłości.


Nastrojowa piosenka, której chyba najlepiej słucha się wieczorami. Nieusatysfakcjonowani (są tacy?) mogą poszukać innych, nieraz zaskakujących, brzmień na albumie Lovers That Come and Go.


Forumowy kolega wspomniał kiedyś, że marzy o playliście "smutne disco". Czyżby weteranka go wysłuchała?


Zasłużone projekty wydające utwory nabrzmiałe smutkiem to jeden z wątków przewodnich tego roku.


Ekscentryk ze Szwajcarii niezaprzeczalnie czerpie z przeszłości muzyki elektronicznej, ale nadaje tym praktykom własne piętno. To na razie najbardziej udany przykład.


Tę artystkę można chyba zaliczyć do brytyjskiej sceny muzycznej, ale wystąpiła nie tak dawno w Polsce, więc na pewno pamięta o korzeniach.


Współczesna wariacja na temat new jack swingu wokalnie przypominająca Bros.


Coś dla miłośników zasępionego new wave.


Nieco monotonny, ale oparty o dobry pomysł na melodię dream popowy kawałek o rosyjskiej proweniencji, choć zrealizowany w Wielkiej Brytanii.


Nieoficjalna nagroda dla kawałka najbardziej kojarzącego się w tym roku z Passion Pit (choć tylko w krótkim fragmencie).


Szkoci potrafią tworzyć przeboje nawet po kilku dekadach egzystencji i gigantycznych przemeblowaniach personalnych.


Nie mam w tym rankingu Pale Waves, ale dla ich fanów ten projekt może być wartościowym odkryciem.


Wielka nadzieja dream popu, artystka, w której rękach każda nuta jest jak promienny uśmiech.


Wielkiej finezji tu nie ma, ale klimat jak z wakacji na Ibizie - jak najbardziej.


Popularny związek frazeologiczny, orientalne dźwięki i dyskoteka. Tyleż absurdalne, co skuteczne.


Bardzo melancholijne disco, ponieważ mówimy o utworze inspirowanym soulowym klasykiem Neither One Of Us (Wants To Be The First To Say Goodbye) Gladys Knight.


Ten duet jest już odpowiedzialny za dużą część najlepszego dream popu ostatnich lat, a czuję, że nasza "przyjaźń" dopiero się zaczyna. Skoro tak wysoko jest w stanie zajść międzyalbumowy przerywnik...


Piosenka dość długo się rozkręca, ale gdy już się to stanie, dzieje się electro-popowa magia.


Powrót Sade to niewątpliwie jedno z najważniejszych muzycznych wydarzeń roku. Pretekstem były filmy: Pułapka czasu (Flower of the Universe) i Wdowy. Jeśli taka dama muzyki popularnej nie jest w stanie zmusić widowni do skupienia, jesteśmy skończeni jako cywilizacja.


Niestety, był to jedyny premierowy utwór Brytyjki w 2018 r. (niedługo ma pojawić się więcej), ale jakże solidny i poruszający.


Tegoroczny akcent springsteenopodobny w wykonaniu muzyka z Massachussetts, który zasługuje na więcej uwagi.


Dowód, że poruszające ballady w stylu Lany Del Rey mocno zakorzeniły się w mojej playliście. To jedno z bardziej mainstreamowych wcieleń zniewalającej kobiety znanej też jako agentka Tammy Preston.


Prawdziwy rzut na taśmę piosenki liczącej sobie tylko kilka tygodni. Na takie kompozycje Huntara długo czekałem.


Weterani moich zestawień połączyli siły. Szkoda, że promocja kawałka pozostawiała sporo do życzenia, przez co prawie ją przegapiłem.


Angielski zespół gra electro nowej przygody z brawurą zdolną przenosić góry.


Niektórzy wciąż czekają na płytę Dear Tommy. Ja czekałem na cokolwiek w ich wykonaniu i było warto.


Przydługi tytuł to jedyny minus tego singla.


Jak zazwyczaj u Robyn, kawał dobrej robot-y.


Ten album track z Dirty Computer nie potrzebuje wystawnego teledysku, aby zwrócić na siebie uwagę nieokiełznaną energią i wyraźnym społeczno-politycznym przesłaniem.


Bard, uwodziciel, prześmiewca - a przede wszystkim dobry kompozytor. Jeff Lynne swojej generacji?


Annie Clark jest chyba bardzo przywiązana do tego kawałka, ponieważ w ostatnich latach powstały aż trzy wersje. Do tej najbardziej pasuje słowo "disco".


Mało który muzyk tak, jak ten amerykańsko brzmiący Brytyjczyk potrafi zmusić słuchacza do wyciszenia i odpłynięcia w krainę wyobraźni razem z nim.


Kolejny w ostatnich latach indie-popowy numer mocno inspirujący się Everybody Wants to Rule the World Tears for Fears. W przypadku tej grupy to postęp, ponieważ wcześniej inspirowali się głównie Midnight City M83 ;)


Interesujący przykład tekstowych nawiązań do mediów społecznościowych w popie z elementami house.


Najbardziej electro-popowy fragment z nowej płyty dość popularnej w Hiszpanii artystki.


Australijska kapela daleko odeszła od folkowania. Jeżeli niedługo nie powstanie extended mix tego nagrania, będzie to rozbój w biały dzień.


Gwiazda odtworzyła jeden ze szlagierów z Evity na potrzeby składanki przebojów Andrew Lloyda Webbera. Jest bardzo dostojnie, ale przecież to musical o kobiecie z politycznego świecznika.


Ekskoledzy Freddy'ego raczej nie odwdzięczą się piosenką "Tracey Thorn", ale to i tak trafiony tytuł. Wokalistka Everything But the Girl wróciła w królewskim stylu.


Bo w niej jest seks, co pali i niszczy... Utwór powstał na radiowy konkurs z okazji stulecia niepodległości Polski, niestety nie zdobył żadnej nagrody.


W ich przypadku decyzja o trzymaniu się starego stylu, czyli pogodnej, barokowej elektroniki, była słuszna.


Ulubienica uduchowionej młodzieży tym razem o sprawach bardzo cielesnych.


Jedno z najlepszych tanecznych nagrań tego roku to dzieło mało znanego Elliotta Kozela. Skojarzenia z Prince'm są jak najbardziej na miejscu - nawet śpiewający tu Proper T jest z Minneapolis!


Nic dwa razy się nie zdarzy...na listach sprzedaży, choć to też nie do końca prawda, a na potrzeby mojego topu mogą nagrać jeszcze kilka takich soft rockowych perełek, jeśli chcą.


Kamp! to niby skład o ugruntowanej pozycji na polskiej scenie elektronicznej, ale wciąż poszukujący. Nadal zdarzają mu się kompozycje dość trudne w odbiorze, ale i pop wręcz bezwstydnie dający po uszach.


Patrząc na ich pełne dzikiej energii występy, żartujemy z Mavoyem, że ten tercet to zespół reprezentacyjny Królestwa Wakandy. Bardzo często to tylko przykrywka dla przeszywających piosenek o desperacji.


Robyn nie pozostaje głucha na nowe trendy, ale początek promocji powrotnego albumu był wybitnie podróżą w czasie do 2011 roku.


Wbrew pozorom, nie jest to cover Shawna Mendesa. Cieszę się, że wokalista tej australijskiej grupy zaczął śpiewać w bardziej energiczny sposób, niż dotychczas, co od razu przełożyło się na pozycję formacji w podsumowaniu.


Najwyżej notowany polski kawałek ucieszył mnie nie tylko swoją zwiewnością, ale także jako dowód, że Łukasz Maron z grupy Flemings nie narzeka na brak zajęć.


Im więcej czasu mija, tym mniej mi sie kojarzy z What It's Gonna Be? Shury. Najbardziej elektroniczny akcent na Glasshouse, do którego często wracałem na początku roku.


Angel Unlmtd to dość tajemniczy producent muzyki elektronicznej i New Age z Atlanty Dylan Anderson. Utwór był na początku roku na Spotify, potem zniknął, jest na YouTube, ale nie wrzucony przez autora, więc słuchajcie, póki macie taką możliwość. Jak można się domyślić, trafił tak wysoko, bo często mam ochotę na coś w stylu Mew.


Zabawny brytyjski duet wziął na warsztat rodzimą piłkę nożną i patrząc na mundialowy rezultat był to dobry omen. Piękny hołd dla World in Motion. W teledysku pojawili się muzycy Swim Deep i Wolf Alice.


Od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na specyficzną transowość Real Lies, którzy tu akurat pomogli DJ-owi znanemu m.in. z remiksu Say It to Me Pet Shop Boys. Choć tekst mówi o kwiatach, a nie łzach, trudno nie pomyśleć przez chwilę o Rutgerze Hauerze w Łowcy androidów.


Kto by pomyślał, że to oni w tym roku opublikują piosenkę najbardziej kojarzącą mi się z Papa Dance (nawet bardziej niż Don't Clap Hands).


Wspaniała melodia dopasowana do sugestywnego retro beatu.



Duma Nowej Zelandii ma tylko ten utwór w topie, ale zasłużone wysokie miejsce na pewno to wynagradza. Już nie mogę doczekać się ich kolejnej płyty.



Dość długo zastanawiałem się, czy nie umieścić przeboju z filmu Black Panther na pierwszym miejscu, ponieważ jako jedyny w zestawieniu dodał mi energii, żeby zrobić coś konkretnego - wyjść po seansie z kina i odzyskać sporą sumę pieniędzy. Plus parę osobistych skojarzeń związanych z tekstem, fajne smyczki i "oooo" w tle przypominające Empire of the Sun.



Po prostu Roosevelt u szczytu swoich możliwości (jak na razie). "Shadows of your love" byłoby całkiem fajnym tytułem dla jego składanki "the best of".



Ten duet z Paryża na pewno jest wart lepszego poznania. Na razie wiem tyle, że mają w dorobku płytę About Last Night z 2017 i epkę Confession Intime, a ten utwór jest po prostu przepiękny.



Po dwóch dość ugrzecznionych płytach dostaliśmy erotyczny, wręcz lubieżny house czerpiący z najlepszych tradycji tego gatunku. Prawdopodobnie niedługo nastąpi dalszy ciąg. Wielu fanów długo na to czekało, podobnie jak na pierwszy numer jeden Jessie Ware u mnie (kilka singli było w poprzednich latach w ścisłej czołówce).

Bonusy:


ulubiony remiks utworu spoza top 200 - Chvrches - Get Out (Roosevelt Remix)


Całość na playliście Spotify:
https://open.spotify.com/user/1167899553/playlist/5Pp5jMWbSoOHl4pn2GEGMR


Everything changes but you!

No comments:

Post a Comment