Strony

Friday, January 27, 2012

Recenzja: Gotye - "Making Mirrors", czyli dziękuję za Wasz czas


Pewnie to banał, ale przez trzy miesiące może zmienić się NAPRAWDĘ wiele.
Kiedy pisałem swój drugi post na tym blogu utwór Somebody That I Used to Know był "tylko" byłym numerem 1 w Australii oraz aktualnym numerem 1 na Liście Przebojów Trójki. W tej chwili jest numerem 1 w Niemczech, numerem 21 w Wielkiej Brytanii (przy tendencji wzrostowej), numerem 50 w USA (ditto), numerem 7 na Billboard Rock Charts, numerem 9 na Billboard Alternative Charts, elementem playlisty kilku ogólnopolskich stacji radiowych (RMF FM, Zet, Eska, Eska Rock, Pin), wreszcie legitymuje się najdłuższym w historii pobytem na pierwszym miejscu LP3, co predestynuje go do walki o tytuł przeboju wszech czasów (już za pierwszą próbą udało mu się wskoczyć do pierwszej setki Topu Wszech Czasów). Świat okrążyła zupełnie nieśmieszna parodia hitu oraz jego cover, który jakoś mnie nie rusza. A post, do którego zalinkowałem wyżej jest w tej chwili trzecim najbardziej poczytnym ze wszystkich znajdujących się na tym blogu.

Skoro tak lubicie go czytać, pewnie będziecie też szukać tutaj odpowiedzi, czy warto kupić płytę, z której pochodzi ten przebój, kiedy trafi do polskich sklepów 7 lutego. Wydaje mi się, że mogę Wam z czystym sumieniem zarekomendować kupno Making Mirrors, ponieważ to krążek na poziomie, aczkolwiek moim zdaniem nie ma na nim drugiego Somebody... Jest za to piosenka pt. Don't Worry We'll Be Watching You, której tekst chyba tłumaczy, dlaczego opisany w jego największym przeboju związek się nie udał :) Tym bardziej, że klaustrofobia i voyeuryzm rodem z opowieści o Wielkim Bracie to w przypadku tego artysty powtarzający się motyw, czego przykładem jest np. sparafrazowany w tytule wpisu kawałek Thanks for Your Time. No właśnie - krótki przegląd piosenek z poprzednich krążków na YouTube uświadomił mi, że na pewno jeszcze powrócę do tematu muzyki "Belga z Melbourne", bo przecież nie godzi się pomijać takich udanych kompozycji, jak wzorcowe depeszowskie indie otwierające playlistę poniżej.



Na razie jednak skupmy się na "lusterkach". Ta płyta to - w pozytywnym tego sensie słowa - bajzel niemal równy temu, jaki miał w sercu bohater jednego jego z hitów (czy słuchając tego lamentu o "potrzebie więzi" jesteście w stanie uwierzyć, że mógł skrzywdzić Kimbrę lub kogokolwiek innego?) :) Jest na niej ejtisowe Eyes Wide Open, zatrącające o reggae, alternatywne State of the Art, optymistyczne Save Me z chórkami przypominającymi Cloudbusting Kate Bush, uspokajające, hipnotyzujące perkusją Bronte. Easy Way Out zaczyna się jak Satisfaction Stonesów ;), In Your Light ma sporo z Faith George'a Michaela, zaś I Feel Better - wiele ze znanego Wam na pewno z reklamy I Can See Clearly Now Johnny'ego Nasha. Takie soulowe klimaty to też dla Gotye nie nowość

Przez ponad 42 minut trwania płyty zaznamy więc i radości życia, i grozy, i tajemniczości właściwej tematom przewodnim filmów z Bondem (śledząc zawrotną karierę tego muzyka, nie zdziwiłbym się, gdyby otrzymał kiedyś szansę go nagrać!) Możemy się tylko cieszyć, że Australii nie udało się trzymać talentu Gotye pod korcem i nadrabiać zaległości w zgłębianiu jego dorobku. Zamiast szermować frazesami o walce z piractwem może by tak Wielmożny Rynek rzucił nam Europejczykom jakieś "greatest hits"? ;)

Miłej lektury! Traktujcie ten wpis jako rozgrzewkę przed singlowym podsumowaniem 2011 ;)

3 comments:

  1. To, że numer "Somebody That I Used to Know" stał się u nas tak popularny to jest BARDZO, BARDZO duża zasługa TVN-u. Wykorzystali kawałek przy zapowiedzi "Władcy pierścienia" i zrobiło się głośno. Trzeba przyznać, że TVN potrafi wypromować piosenkę.:) Pamiętasz "The Show" Lenki z ramówki TVN-u? ;)

    ReplyDelete
  2. Według mnie "Somebody That I Used to Know" stał się popularny dzięki Trójce, później trafił na playlistę Zetki, RMFu i do reklamy TVN (gdzie do Władcy Pierścieni kompletnie nie pasował).
    Bardzo jestem ciekawy jak ta płyta będzie sprzedawała się w Polsce, bo nie jest łatwa w odbiorze. Nie ma na niej tak bardzo przystępnych dźwięków jak na STIUTK. Ciekawe czy ludzie, którzy pokochali ten utwór pokochają bardzo alternatywny "State of Art".

    ReplyDelete
  3. a) Piosenką, którą wymieniłaś do dzisiaj wprowadza najczęstszego komentatora na tym blogu w stany...lenkowe :) Ale "Trouble Is a Friend" i "Roll with the Punches" są fajne :)

    b) Hm, już Jim Morrison zauważył, że ludzie są dziwni :) Polskie gusta muzyczne też są dziwne. Wydaje mi się, że w tym wypadku wystarczy namaszczenie Trójki i szeptana propaganda: "Wiesz, on jest jak Sting! Albo jak ten, no, Peter Gabriel!" (miejscami rzeczywiście śpiewa jak Sting, ale akurat nie w TEJ piosence) Myślę, że ci, którzy będą żałowali kupna zacisną zęby, bo będą bali się wyjść na wsioków albo snobów porwanych przez owczy pęd. Najwyżej nie polecą innym kupna jego następnej płyty :)

    Rzeczywiście o ile pierwsza część płyty ma sporo chwytliwych melodii, pod koniec robi się dość mrocznie i dziwnie, ale na pewno znajdzie to swoich amatorów.

    ReplyDelete