Thursday, August 25, 2016

Muzyczna autobiografia odc. 2



Podobnie jak w wypadku tłumaczeń piosenek, wstydzę się, że zarzuciłem ten cykl prawie na rok mimo gotowego brudnopisu na mycharts.pl (aczkolwiek od stycznia 2013 r. odświeżyłem kilka piosenek, których tytułów wtedy nie pamiętałem).
W pierwszym odcinku podzieliłem się z Wami muzycznymi wspomnieniami z dzieciństwa związanymi z telewizją. Tym razem czas na ważny element mojej edukacji w tej dziedzinie - kasety odtwarzane w naszych rodzinnych magnetofonach: samochodowym i domowym. Ulubionymi wykonawcami taty od zawsze byli Elvis Presley, The Beatles i Queen. Żadnych kaset z utworami "króla" nie pamiętam, Fab Four - jak najbardziej. Nie mam oczywiście pojęcia, jak się nazywała, pamiętam za to, że na pewno znajdowały się na niej She Loves You, Love Me Do, Help, Michelle, Girl, Eleanor Rigby, All You Need Is Love, Across the Universe i Ob-la-di-ob-la-da, wtedy kojarzone ze znienawidzonego przeze mnie serialu Dzień za dniem, który dostarczał moim "kolegom" repertuaru do przezwisk dla mnie (Kordian-Korek-Corkey-Thatcher-Down). Ta ostatnia kończyła stronę A. Pochodzę z wiejskich okolic, dlatego raz podczas jazdy samochodem strona A skończyła się kiedy akurat poprzez drogę przeciągał jakiś drób, co mój tata skwitował bardzo celnie: "Gdy przejdą indyki, to nie ma muzyki". Prawie mu uwierzyłem!

Kasety Queen pojawiły się w moim życiu o wiele później - kiedy już chodziłem do gimnazjum. Była to pierwsza część ich Greatest Hits, ta dotycząca lat 70. Na drugą się chyba nigdy nie odważyłem, bo nie przepadałem wtedy za rockiem, za to pierwszą zgrałem do białości i już nie da się jej słuchać. Kiedy po nią sięgałem, znałem tylko We Are the Champions, ale Bohemian Rhapsody od razu mnie wciągnęło, tak samo Killer Queen, Bicycle Race, a przede wszystkim Don't Stop Me Now. Aby nie wracać już do tej załogi w tym cyklu, dodam, że w trzeciej klasie liceum mieszkałem w internecie z innym wielkim fanem tej kapeli i tego ostatniego utworu. Kiedy miał nastrój, katował nas również Jealousy. Raz miał przez trzy dni fazę na Heaven for Everyone - w przeciwieństwie do mnie nie słuchał radia i nie wiedział, że to było wtedy, czyli wiosną 2005 r., w playliście RMF...


A mama? Mama zawsze mi mówiła, że kocha rock'n'roll, ale tak na prawdę chyba go nie cierpiała ;),  bo był dla niej zbyt surowy, za to uwielbiała pop przełomu lat 50. i 60., jak widać na dołączonej playliście przefiltrowanego przez soundtracki i reklamy z lat 80. i 90. oraz związane z nimi reedycje. Z dłuższej składanki słuchanej przez nas w gimnazjum pamiętam jeszcze Speedy'ego Gonzalesa oraz utwory surf popowego duetu Jan & Dean, które wyjątkowo przypadły mi do gustu.

Nie mogło się obyć bez nagrywania składanek do jazdy samochodem. Niewiele pamiętam z tego mydła i powidła, cztery utwory wrzuciłem do playlisty z poprzedniego wpisu serii, ponieważ tam lepiej pasowały klimatem. Nie znając w dzieciństwie angielskiego (miałem tylko przez dwa miesiące korepetycje u native speakerów) wydawało mi się, że King Midas to jakaś grecka wyspa Pirlipagos. Może się to wydawać zabawne, ale na podstawie wideo i tekstu do Happy Nation pewien satyryk oskarżył na poczytnej stronie Ace of Base o neonazizm, zresztą jeden z członków grupy rzeczywiście był zamieszany w działalność ekstremistów. Prawdziwym hitem było dla mnie uratowanie przed odmętami zapomnienia przebojowego kawałka słoweńskiego (!) duetu Moulin Rouge uprawiającego muzykę w stylu Stock-Aitken-Waterman. Pomogło mi w tym przeglądanie notowań listy Bogdana Fabiańskiego.



Na wiele kaset natknąłem się w czasach prowadzenia klubu nocnego na plaży przez rodziców, ale to już trochę inna "epoka" - druga połowa lat 90. W trzecim odcinku opiszę początki mojego zainteresowania listami przebojów, konkretnie telewizyjnymi.

No comments:

Post a Comment