Friday, September 21, 2012

Recenzja: Jessie Ware "Devotion", czyli pocałunek kobiety-kota

 Mrrrau...

Z ręką na sercu - wydawało mi się, że polowanie na autografy Hurts i White Lies przez dłuższy czas pozostaną moimi jedynymi przygodami z serii "muzyczne spotkania trzeciego stopnia". Skąd mogłem wiedzieć, że szaleństwo dopiero się zaczyna?

Jak pewnie domyśliliście się jeszcze przed rozpoczęciem lektury tego wpisu, nie byłoby tego zamieszania, gdyby nie - ale Was zaskoczę! - Muzykobloger. Ja i Maciek mamy już pełne prawo powiedzieć o Hubercie, jak kiedyś Krasiński o Mickiewiczu - "My wszyscy z niego!" (Już zadbamy o to, żeby było ku temu jak najwięcej powodów, ale na razie "sza" na ten temat). Ale w tym wypadku, przynajmniej jeśli chodzi o Maćka, rolę trendsettera odegrał też nasz wspólny kolega Mariusz aka Meni z forum Muzyczna Galaktyka, jak napisałem o nim na Twitterze: "świetna prywatna lista, jeszcze lepszy człowiek", a naprawdę staram się nie rzucać takimi opisami na prawo i lewo.

A pomyśleć, że wszystko mogło skończyć się na kilku pozytywnych recenzjach w stylu "zazdrościmy Wyspom" i wrzutkach na Facebookowych profilach. Jednak w tym wypadku opatrzność czuwała i to właśnie bohaterka tego wpisu - Jessie Ware trafiła w ramach wymiany muzyków między europejskimi festiwalami na Open'era i...się zaczęło. Wildest Moments w playlistach najpopularniejszych polskich stacji radiowych, dwa koncerty zapowiedziane na listopad (będziemy tam!!), a w tym tygodniu prawdziwy tour de force - dzisiaj o 19 gościna w "Zet na punkcie muzyki", jutro o 19 u Piotra Metza w Trójce, a o 8.30 w niedzielę - w "Dzień dobry TVN". 


Nowa Gotyemania wisi w powietrzu? Oby! A my z Maćkiem tylko podgrzewamy atmosferę ;) Jeżeli lubicie piosenki Jessie Ware albo przynajmniej spodobało Wam się Wildest Moments i chcielibyście dowiedzieć się więcej, zapraszamy do jednych z najlepszych źródeł informacji na temat tej wokalistki we Wszechświecie na Facebooku i Twitterze (jeżeli zachwycanie się jedną wokalistką to dla Was za mało, a topowe polskie serwisy Wam nie wystarczają, to nie ma sprawy - już wiele razy przekonaliśmy się, że Iwelynne Music News to jedno z najaktualniejszych źródeł wiedzy o muzyce - tak, jak najbardziej w skali Wszechświata). Jeżeli już chcielibyście się czegoś dowiedzieć o Waszej idolce, to śpieszę donieść, że to nie tylko piękna, dowcipna, charyzmatyczna i stylowa, ale też bardzo sympatyczna i komunikatywna kobieta, jak nie raz mieliśmy okazję przekonać się z Maćkiem na Twitterze ;)

Dobra, tyle wazeliny, wypadałoby napisać coś o muzyce ;) To trudne zadanie, ponieważ chyba na wszystkich znanych mi blogach i portalach pojawiła się już (najczęściej entuzjastyczna) recenzja debiutanckiego krążka Devotion. Wcale mnie to nie dziwi, ponieważ jego premiera miała miejsce już ponad miesiąc temu - 20 sierpnia. Szczegółami biograficznymi podzieliłem się już z Wami, uzupełniając biografię na last.fm (datę urodzin Maciek wydobył od głównej zainteresowanej na Facebooku :)


Czy do tej lawiny superlatyw można coś dodać? Mi przyszły do głowy dwie powiązane ze sobą refleksje. Nie znalazłem w polskich mediach zbyt wielu pochwał pod adresem producentów. Julio Bashmore (prawdziwe nazwisko: Matthew Walker) to przedstawiciel muzyki klubowej. Dave Okumu tworzy niekonwencjonalny soul w grupie The Invisible. To on odpowiada za rewelacyjne chórki w Taking in Water i rapowane partie w No to Love. Możemy się tylko zastanawiać, jak brzmiałaby ta płyta, gdyby powstała pod okiem jakiegoś czołowego producenta typu Paul Epworth, dla większej wytwórni niż PMR Records. Czy byłby to równie udany krążek? Jestem ciekawy Waszych opinii na ten temat. Moim zdaniem, to kolejny dowód na to, że w życiu są trzy pewniaki: śmierć, podatki i szeroko pojęta brytyjska scena klubowa. Możemy skarżyć się na dekadencję i bezguście w muzyce pop, ale na Wyspach duch muzycznych eksperymentów i pragnienie kształtowania popkulturowych mód chyba nigdy nie umrze (inne świeże przykłady: AlunaGeorge, Jess Mills). To czysty zbieg okoliczności, ale w ostatnich tygodniach studiowałem notowania Listy Przebojów Bogdana Fabiańskiego z 1988 r. i w niektórych ówczesnych house'owych hitach (Coldcut, Krush) dostrzegłem podobne umiłowanie muzycznej przygody i - w dobrym znaczeniu tego słowa - eklektyzmu. Może więc nie wszystko, co dobre umarło, tylko my staliśmy się zbyt wybredni lub zbyt konserwatywni?



Była współpracowniczka Jacka Penate i SBTRKT to jak najbardziej propozycja dla wybrednych melomanów. Podobnie jak Gotye prześladuje ją słowo na S :), choć nie jest to Sting, lecz Sade. Przy odpowiednim nastawieniu można w jej muzyce dosłuchać się echa piosenek Whitney Houston, Lisy Stansfield, niektórzy nawet usłyszeli Aaliyah. Mi najnowszy singiel Night Light bardzo przypomina En Vogue, a na razie największy przebój Wildest Moments - moich ulubieńców z The Big Pink.

Historia pokaże, jak rozwinie się ta kariera. Czy doczeka takich laurów jak Florence & The Machine czy utknie jak Shola Ama? Na razie, jak radzi zespół Spector, cieszmy się chwilą i - mam nadzieję - widzimy się w listopadzie. A w międzyczasie słuchajcie jej piosenek (oczywiście Clare Maguire i Jess Mills też możecie ;)

6 comments:

  1. Kariera Jessie nie zwolni, ona jeszcze nabierze tempa :)
    Co do bloga, to jest naprawdę świetny, często tu sobie zaglądam i poczytuję ;)
    I dziwnym trafem, zawsze jak czytam cokolwiek o Jessie, to aż się usmiecham na te wszytskie pozytywne określenia ;) A ostatni teledysk, to już w ogóle genialny, siedzę i podziwiam któryś raz z rzędu :)

    ReplyDelete
  2. Jej, wchodzę poczytać sobie o Jessie, a tu i o mnie parę słów się znalazło. Dziękuję serdecznie, za taaaaaki komplement, bo trudno wyobrazić sobie lepszy. :)

    Wchodząc przy okazji w moją działkę: utwór Au Seve, który podlinkowałeś jako przykład kunsztu Julio Bashmore'a to wzorcowy przykład Deep House'u. :)

    ReplyDelete
  3. Pomimo, że interesuje się muzyką nie za bardzo ją kojarzę. Bardzo dobra recenzja, przede wszystkim profesjonalna, naprawdę. Zapraszam do siebie :)) //http://re-cenzje.blogspot.com/

    ReplyDelete
  4. Po przesłuchaniu piosenki "Wildest moment" natychmiast kupiłam jej album ;) Uczta dla uszu.

    Zapraszam do mnie, zajmuję sie recenzowaniem płyt
    the-rockferry.blog.onet.pl

    ReplyDelete
  5. Także zastanawiam się nad kupnem tej płyty...

    ReplyDelete
  6. Moje ulubione piosenki to "running" oraz "if you never gonna move"- totalnie odlatuję przy nich:)

    ReplyDelete